"ROMULUS WIELKI" DURRENMATTA
Friedrich Durrenmatt - "Romulus Wielki". Niehistoryczna komedia historyczna w 4 aktach. Przekład I. Krzywickiej. Prapremiera polska w Teatrze Dramatycznym. Reżyseria H. Mikołajskiej i A.Sadowskiego, scenografia A. Sadowskiego,
KIEDY czytało się w ostatnim numerze "Dialogu" sztukę Durrenmatta "Romulus Wielki",podteksty i metafory wydawały się bardziej czytelne i jednoznaczne,ułatwiając spór zasadniczy z autorem o jego historiozofię i filozofię. I oto przyszedł Świderski i siłą swego talentu podważył wszystkie racje i argumenty,zmuszając do nowego spojrzenia na sztukę. Wielkość ale i niebezpieczeństwo kreacji Świderskiego polega na tym,że w sposób niesłychanie sugestywny narzuca widzowi wszystkie racje Romulusa Augustusa,tak jak kiedyś w "Antygonie" Anouilha narzucił równie dyskusyjne racje Kreona. Dlatego po wyjściu z teatru,kiedy przestaje działać urzekająca magia tej kreacji,kiedy raz jeszcze sięgniemy po tekst,odżywają na nowo wątpliwości,wypływa dyskusyjność problematyki sztuki,przechodząca niekiedy w sprzeciwy. Ale już nie z taką siłą - wizja sceny i płynące i niej sugestie i reminiscencje uniemożliwiają już wyizolowanie samego tekstu. W "Wizycie starszej pani" Durrenmatt uderzył w niszczącą potęgę pieniądza,w "Romulusie Wielkim" próbuje rozprawić się z "mitem miłości ojczyzny". Bo Romulus utożsamia państwo z ojczyzną. Ostatni tragiczny cesarz zachodniorzymskiego imperium przez swą bierność w sprawowaniu przez lat dwadzieścia rządów(historycznie sprawa ta wyglądała inaczej)chce przyspieszyć upadek Rzymu. Kiedy cesarzowa Julia zarzuca mu,iż jest "zdrajcą Rzymu", odpowiada:"Nie,jestem jego sędzią". Uważa się za narzędzie historycznej sprawiedliwości,wymierzonej Rzymowi. Ale w rozmowie z córką Reą,która rozumuje nie w racjonalnych kategoriach państwa,lecz emocjonalnych kategoriach ojczyzny, chcąc poświecić dla niej własne szczęście,na pytanie "Czy nie powinno się kochać ojczyzny ponad wszystko na świecie", Romulus odpowiada:"Nie,powinno się ją kochać mniej,niż pojedynczego człowieka. Przede wszystkim należy być nieufnym wobec swojej ojczyzny. Nikt nie staje się łatwiej mordercą niż ojczyzna.(...) Od ojczyzny możesz się oderwać. Strząśnij jej pył z twoich stóp. Skoro stała się jaskinią morderców i przystanią katów,twoja miłość do niej jest bezsilna". I tu właśnie zaczyna się spór z Durrenmattem,spór bardzo zasadniczy. Spór wynikający z utożsamiania ojczyzny z każdym państwem. Spór o bezsilność i kapitulację. Nie oczywiście w fabularnym kontekście sztuki,stanowi ona bowiem pretekst sceniczny do wypowiedzi współczesnego artysty o czołowych problemach współczesności. Gdybyż chociaż Romulus miał nadzieję,że na gruzach ginącego Rzymu wyrośnie państwo sprawiedliwe. Ale Teodoryk,to nie Fortynbras,na którego umierający Hamlet oddaje swój "głos konający". I Romulus i Odoaker wiedzą,że "powstanie drugi Rzym,imperium germańskie, mocarstwo również przejściowe jak rzymskie i równie krwawe".Irydion też chciał zniszczyć Rzym,wymierzyć mu sprawiedliwość,pragnąc dla realizacji tego - podobnie jak Romulus - zostać cesarzem. Ale Irydion nie obnosił po scenie togi humanisty. Była w nim tylko i jedynie żądza niszczenia i zemsty. Nowe jej źródło - pomszczenie podbitej Grecji - wyschło z czasem,spalone niszczycielką żądzą. I gdyby zamiar jego powiódł się,uważałby się za zwycięzce. Tymczasem idea Romulusa narodziła się już z kapitulacji,a w dniu jej spełnienia okazała się jakimś niesamowitym - a w osobowym wymiarze tragicznym - nonsensem. Tym smutniejszym,że Romulus nie idzie na dno z tonącym okrętem,lecz w zamian za ofiarowane zwycięzcom cesarstwo przyjmuje "emeryturę". Otóż Świderski uczłowieczył Romulusa z tak sugestywną siłą, że wykładane przez niego racje wydają się historiozoficznym,moralnym,filozoficznym,a także i ludzkim aspekcie bezsporne i bardzo nam bliskie. Wydaje się,że takim też widział swego Romulusa Durrenmatt,chociaż tekst sztuki dopuszcza możliwość również innego widzenia. Nie jestem jednak tego pewien Durrenmatt,to - jak się określa na Zachodzie - "literatura pytająca",w przeciwieństwie do "literatury z tezą". W swej twórczości stawia problemy,ale ich nie rozstrzyga. Wydaje mi się,że warszawskie przedstawienie - zarówno inscenizacja i reżyseria,jak przede wszystkim kreacja,Świderskiego - poszło jednak raczej w kierunku "literatury z tezą",jest więc bardziej dyskusyjne niż sama sztuka. Mimo,że "Romulus Wielki" ma liczną obsadę (18 osób),jest właściwie sztuką jednoosobową. Bardziej w warszawskim przedstawieniu,niż w tekście. To też jest "wina" czy zasługa Jana Świderskiego,w zespole tym nie ma ani jednej indywidualności artystycznej i aktora tego formatu co Świderski. Reżyser zresztą świadomie - chyba ustawił - pamiętając też i o możliwościach aktorskich - niemal wszystkie postaci sztuki płasko i farsowo. Tylko Alicja Wyszyńska próbowała wydobyć z Rei,nie bez powodzenia,głębsze ludzkie akcenty. Bolesław Płotnicki jako Odoaker zbyt łatwo wszedł w szlafrok zachodniorzymskiego hodowcy kur i w istotnej dla sztuki scenie rozmowy z Romulusem był nie tyle jego partnerem co cieniem. Obawiam się,że nie najlepiej zresztą czuł się w tej roli. Z pozostałej obsady może jeden tylko Roman Kłosowski jako cesarz Wschodniego Rzymu,Zenon,zarysował się wyraziście przy Świderskim,reszta była mniej lub więcej udatnie komponowanym tłem. Sukcesem przedstawienia dzieli się ze Swiderskim scenograf Andrzej Sadowski. Myślę,że gdyby Świderski był scenografem, dałby takie same dekoracje i kostiumy:lekkie,dowcipne,aluzyjne wyrastające i z epoki i z współczesnego intelektualnego klimatu sztuki Durrenmatta.