Artykuły

AWANS "BARONA" CYGAŃSKIEGO

Nie ma nic niestosownego w tym, że taka szacowna instytucja jak opera podejmuje się od czasu do czasu przed­stawienia lżejszego kalibru rozrywki. Państwowa Opera im. Stanisława Mo­niuszki w Poznaniu posiada na tym polu dobre i długoletnie tradycje: przez jej scenę przewinęła się niejedna ope­retka. W czasach, kiedy Poznań nie posiadał jeszcze oddzielnego teatru operetkowego, wprowadzenie do re­pertuaru Opery utworów Lehara czy Jana Straussa była koniecznością, wy­nikającą ze społecznego zapotrzebo­wania na ten gatunek muzycznej roz­rywki. Wszakże od 20 lat działa Ope­retka Poznańska i samym faktem swego istnienia zdjęła niejako z barków zespo­łu operowego ten obowiązek. Nie pozbawiło to przecież Opery możliwości przedstawiania operetek, co jest o tyle słuszne, o ile są to prezentacje wyraźnie różniące się w twym sce­nicznym kształcie. Zachowanie od­miennego - w porównaniu z Operetką Poznańską, od trzech sezonów noszącą miano Teatru Muzycznego - sposobu wykonywania operetek uda­wało się zawsze Operze Poznańskiej. Udało się to również w wypadku wy­stawionego niedawno Barona cygań­skiego Jana Straussa.

Oryginalność Barona cygańskiego w Operze Poznańskiej wypływa przede wszystkim z potraktowania tego utworu jako opery komicznej. W sa­mym utworze można znaleźć prze­słanki do takiego właśnie potraktowa­nia Barona. Istotniejsze jednak od ewentualnych sporów na ten temat wydają się konsekwencje założenia, iż jest to komiczna wprawdzie, ale opera, co widać i słychać wyraźnie. Widać przede wszystkim usiłowanie inscenizatorów, aby nadać spektaklo­wi cechy sztuki realistycznej, odkry­wającej i zgłębiającej ważką proble­matykę społeczno-polityczną (rzecz ja­sna, że nieaktualną), eksponującą wy­chowawcze wątki patriotyczne i wre­szcie ukazującą z całą ostrością od­wieczne konflikty międzyludzkie i międzyklasowe. Bardzo "prawdziwa", ope­rowo poważna, niekiedy aż mroczna w swym wyrazie jest więc scenogra­fia. Przynajmniej w dwóch pierwszych aktach. Rapsodyczny nastrój emanuje z wyreżyserowanych na modłę dra­matu narodowego scen zbiorowych. Poradzono sobie nawet z muzyką: przydano jej tu i ówdzie dramatycznej ekspresji i rozciągnięto tempa, co w re­zultacie sprawiło, że ludyczny cha­rakter straussowskiej muzyki nie od­grywał w tym przedstawieniu dominu­jącej roli.

Dzięki tym zabiegom można by ostatecznie uwierzyć, że Baron cygań­ski jest operą. A komiczną, bo wszy­stko się bardzo dobrze kończy. Także dlatego, że na tle napuszonego dra­matu rozgrywają się liczne, żartobliwe, jakby w innym świecie podpatrzone, scenki. Ale ten beztrosko wesoły światek wydaje się jakiś nieszczery, z ogólną konwencją i wypada żałośnie groteskowo. Czasami na­wet bawi, ale w sposób umiarko­wany. Realizatorzy jakby się zagubili w przyjętej idei przewodniej. Przez pierwsze dwa akty przedstawienie to­czy się jakby na dwóch odległych bie­gunach, pozbawionych stylistycznej spójności. Akt trzeci zaś nie ma z po­przednim właściwie nic wspólnego. Tutaj spotykamy znowu zupełnie in­ny świat: świat rewii i tradycyjnego musicalu, z typowymi dla tych gatun­ków rozwiązaniami scenicznymi, z sakramentalnymi schodami włącznie.

Po cóż więc było podciągać Ba­rona do rangi opery, kiedy wystarczyło wsłuchać się dobrze w tę polkowo-marszowo-czardaszowo-walcową mu­zykę, by nie mieć cienia wątpliwości, że jest to w każdym calu operetka; typowa galeria muzyczna, tyle, że wy­sokiej klasy. Jeszcze mniej do takiego nobilitowania nadaje się cały ten zbiór banałów zawartych w libretcie, dla którego najkorzystniejszym zabiegiem wydają się skróty i przymrużenie oka przez inscenizatorów.

W obu przedstawieniach premiero­wych (3 i 4 stycznia 1975 roku) wy­stąpiła liczna plejada znakomitych śpiewaków-solistów Opery Poznańskiej. Większość z nich śpiewała i grała jed­nak operę, czyli jak można wniosko­wać, dostosowała się do ogólnej kon­cepcji realizatorskiej i podkreślającego tę koncepcję kostiumu. I jedynie Hen­ryk Łukaszek (Kalman Żupan), Krysty­na Pakulska (Arsena) i Władysław Wdowicki (Ottokar) wykazali auten­tyczny nerw operetkowy. Stanowili oni najbardziej optymistyczny element przedstawienia, choć z drugiej strony pogłębili tym samym jego niespójność stylistyczną.

Przyjemnie i dobrze wykonane były też sceny baletowe. Nie wszystkie wszakże, zwłaszcza wtedy, gdy tance­rzom brakowało przestrzeni. Są to jednak drobiazgi. Najważniejsze, że w opisanym spektaklu można przecież znaleźć kilka przyjemnych momentów, więc warto go w końcu zobaczyć. Zresztą Baron cygański to bardzo dobra operetka!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji