Artykuły

Na własny rachunek

GRZEGORZ DAUKSZEWICZ nie wie, czy ma "iskrę", talent odziedziczony po dziadku, wujku czy ojcu. Wybrał aktorską drogę i to, co udało mu się już osiągnąć, zdobył ciężką pracą. Choć oczywiście to bardzo mało w porównaniu z dorobkiem rodziny.

Z takim rodzinnym zapleczem nie ma łatwo. Dziadek - Jan Kreczmar. Wuj - Zbigniew Zapasiewicz. Obaj wybitni aktorzy, od których jednak, co podkreśla, osobiście czerpać nie miał okazji. O dziadku opowiadała mu babcia, również aktorka, Justyna Kreczmarowa. Wuja widywał czasami na rodzinnych uroczystościach, gdzie był ponoć uważnie przez niego obserwowany, oraz na korytarzu warszawskiej Akademii Teatralnej. Tu jednak kontakty ograniczały się do oficjalnego "Dzień dobry, panie profesorze". Dziś Grzegorz Daukszewicz żałuje, że nie dane mu było bliżej poznać wuja aktora, uczyć się od niego (dziadek Jan zmarł w 1972 r., czyli 13 lat przed narodzinami wnuka).

Przez długi czas nie myślał o kontynuowaniu rodzinnej tradycji. Według mamy aktorstwo nie było najlepszą drogą na przyszłość. Ojciec, znany satyryk Krzysztof Daukszewicz, też nie motywował go do związania się ze sceną. Grzegorz poszedł w ślady znanych krewnych z poślizgiem, dopiero za drugim razem zdając do Akademii Teatralnej. Dziś unika wspierania się ich nazwiskiem. Fani serialu "Na dobre i na złe", gdzie stworzył najbardziej rozpoznawalną ze swoich telewizyjnych ról - chirurga Adama Krajewskiego - kojarzą go raczej z ekranowym bratem granym przez Michała Żebrowskiego niż z członkami prawdziwej rodziny. Od połowy września, gdy na ekrany trafi film "Miasto 44", będziemy mogli ocenić kinowy debiut Grzegorza Daukszewicza. Aktor zagrał też w innej rocznicowej produkcji, serialu "Czas honoru. Powstanie".

Na teatralnych deskach debiutował przed ukończeniem warszawskiej Akademii Teatralnej rolą Sergiusza w "Sztuce bez tytułu", wyreżyserowanej we Współczesnym przez Agnieszkę Glińską (Płatonowa zagrał w tej inscenizacji Borys Szyc). Dyplom otrzymał w roku 2010. Wtedy też dostał pierwszą nagrodę - dla "Najbardziej Obiektywnego aktora na XXVIII Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi". Oko kamery, podobnie jak fotograficznego aparatu, rzeczywiście jest dla niego łaskawe. Jednak nie wyglądem mierzy się rangę aktora. Grzegorz Daukszewicz zdaje sobie z tego sprawę.

Staż w Leśnej Górze

Kiedy dwa lata temu przyjmował rolę chirurga Adama Krajewskiego w popularnym serialu "Na dobre i na złe", nie mógł mieć złudzeń: szukano ekranowego przystojniaka. Musiał brać pod uwagę konsekwencje wcielenia się w taką postać. I wejścia wraz z nią do utrwalonego w świadomości widzów świata Leśnej Góry.

Jego poprzednikom, Krzysztofowi Pieczyńskiemu, a przede wszystkim Arturowi Żmijewskiemu, trudno było się wyswobodzić z serialowych zależności i skojarzeń. Argumentem "za" wydawał się pomysł, jaki na postać Krajewskiego mieli scenarzyści. Jako bohater negatywny miał wnieść ferment w sielskie szpitalne grono - takie role dobrze się gra. I chociaż z czasem postać coraz bardziej łagodniała, wciąż miała poważny atut: w mentora, wspólnika, wreszcie brata młodego chirurga wcielał się Michał Żebrowski. U boku takiego aktora sporo się można nauczyć, nawet jeśli swoje dawne romantyczne podejście do zawodowej misji i powołania zamienił na autoironiczną karykaturę.

Serialowy plan, jak dziś ocenia Grzegorz Daukszewicz, stał się dla niego szkołą telewizyjnego warsztatu i obycia - w relacji z partnerami, z kamerą. "Szeroki w gestach" aktor musiał nauczyć się dyscypliny i tonowania gwałtownych ruchów, by w kolejnych scenach "nie wychodzić" z dość wąskiego telewizyjnego kadru.

Na barykady

Po takim doświadczeniu potrafił docenić rozmach, jaki stał się jego udziałem na planach dwóch rocznicowych realizacji, zwłaszcza kinowego "Miasta 44" Jana Komasy, ale też serialowego "Czasu honoru. Powstania". Szkolenia wojskowe, próby kaskaderskie, rozbudowane sceny... to robiło wrażenie w czasie zdjęć. - Nauczyłem się strzelać, ładować broń, brałem udział w wojennych akcjach w nieprawdopodobnej scenografii - emocjonował się w trakcie realizacji filmu. Po premierze na Stadionie Dziesięciolecia, już z nieco innej perspektywy, odpowiadał dziennikarzowi "Pytania na śniadanie", czy stając przed podobnym wyborem, jaki mieli uczestnicy Powstania Warszawskiego, wybrałby podobnie: "W takim położeniu człowiek nie jest w stanie do końca wiedzieć, co z niego wyjdzie. Może to, co najpiękniejsze: odwaga i ogromne pokłady empatii oraz miłości. A może strach, lęk, przerażenie i tchórzostwo".

W "Mieście 44" wcielił się w jednego ze starszych i bardziej doświadczonych powstańców, 25-letniego (!) "Mikiego". W "Czasie honoru. Powstaniu" zagrał "Twardego". "Dostałem tę rolę z doskoku, w ostatniej chwili zająłem miejsce innego aktora, który musiał zrezygnować ze względu na terminy. Zadzwonili do mnie ludzie z produkcji, a po dwóch tygodniach byłem na planie" - przyznał w jednym z wywiadów. Jako "Twardy" trafił do plutonu Władka Konarskiego (Jan Wieczorkowski). "Mój bohater to rzeczywiście twardy gość" - mówił dziennikarzowi. "Nie ogląda się za siebie, bierze wszystko jeden do jednego, ale jest przy tym człowiekiem o złotym sercu. Myśli, że powstanie potrwa dwa, trzy dni i zakończy się sukcesem".

Odkrywanie "iskry"

Powstańcze role Grzegorza Daukszewicza będzie można porównywać od połowy września. Mniej więcej w tym samym czasie rozpocznie się w telewizyjnej Dwójce emisja kolejnej serii "Na dobre i na złe". Tu, sądząc po zapowiedziach, aktor będzie miał do wypełnienia głównie romansowe zadania: zakocha się w niewidomej pacjentce, a jednocześnie nie będzie umiał zapomnieć o lekarce z Leśnej Góry.

Czy stworzone przez niego postaci zadowoliłyby szacownych aktorskich antenatów - Justynę i Jana Kreczmarów oraz Zbigniewa Zapasiewicza? Daukszewicz będzie musiał odpowiedzieć na to pytanie sam. "Oczywiście nie mogę się czuć bezkarnie, pozwolić sobie na żenadę. To byłby nie tylko wstyd dla rodziny, lecz także dla mnie jako człowieka" - deklarował w programie "Bliżej gwiazd". Bo pamiętając, skąd się wywodzi, aktor chce samodzielnie zapracować na swoją zawodową pozycję. "Nie zawsze można podążać drogą, którą szli znani przodkowie, choćby się było zakorzenionym w jakiejś tradycji, przesiąkniętym artystyczną atmosferą domu" - mówił niedawno do telewizyjnej kamery. Podkreślał, że nie wie, czy ma "iskrę", talent odziedziczony po dziadku, wujku czy ojcu. Wybrał aktorską drogę i to, co udało mu się już osiągnąć, zdobył ciężką pracą. Choć oczywiście to bardzo mało w porównaniu z dorobkiem rodziny. Po cichu jednak liczy na "potencjał", który na pierwszym egzaminie do Akademii Teatralnej dostrzegła w nim jedna z egzaminatorek

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji