Artykuły

Gdy Eliza poznała Higginsa

Publiczność Teatru Wielkie­go bawiła się świetnie. W kuluarowych rozmo­wach nad tymi, którzy krzywili się, że "po co to komu", domino­wali zwolennicy wystawienia "My Fair Lady" w broadwayowskim stylu.

Historii Elizy, londyńskiej kwia­ciarki, która chciała się nauczyć ładnie mówić oraz elegancko za­chowywać w towarzystwie, i ję­zykoznawcy prof. Higginsa, któ­ry odmienił jej życie, sceniczną formę nadał Maciej Korwin (dy­rektor Teatru Muzycznego w Gdy­ni). Musical Fredericka Loewe z librettem opartym na "Pigmalionie" B. Shawa ma moc tekstu do przekazania i mnóstwo zmian sytuacyjnych.

Reżyserowi udało się zapano­wać nad materią. Akcja ma tem­po i styl, a zmiany obrazów nie "produkują" dłużyzn. Dynamicz­ne scenki obyczajowe, zgrabnie przeprowadzone "rozgrywki" w domu profesora, chór i balet razem tańczą, śpiewają i spraw­dzają się w aktorskich zadaniach. Słowem - dramaturgiczna sta­ranność warta podkreślenia, a po­mysłów, jak groteskowa, tanecz­na sekwencja w Ascot, zaciera­jąca granice między końmi i ob­serwatorami, też nie brakuje.

Brawurową interpretacją po­staci Doolittle'a, pijaczyny, śmieciarza-filozofa, ojca Elizy, zalśnił Bernard Szyc (z Teatru w Gdyni). Taktem i elegancją oraz efektow­ną zabawą operowymi chwyta­mi w roli pułkownika Pickeringa popisał się Zenon Kowalski. Jak być damą zachowując klasę i umiar, w roli matki Higginsa pokazała Zofia Uzelac (z Teatru Jaracza).

I wreszcie oni: Eliza i profesor. Higgins Wojciecha Paszkowskie­go (widzowie znają go jako gwiaz­dę stołecznej Romy i postać z wie­lu seriali) świetnie podaje tekst. Gra profesora, którego nie zno­si się i kocha jednocześnie. Moc­no zaznaczających się popisów wokalnych realizatorzy od nie­go nie wymagali.

Niczym Kopciuszek z bajki lśnić i olśnić powinna Eliza. Ka­rolina Trębacz (gra Elizę w Gdy­ni) jest zadziorną prostaczką z przedmieścia i damą "po kur­sie" u profesora, w którym się zakochała. Niby wszystko jak w libretcie, ale postaci zabrakło blasku, a zwłaszcza zawiódł wy­raz wokalny.

Muzycznie całość oprawi­ła orkiestra pod batutą Da­riusza Różankiewicza, który do musicalu jako dekoracyj­ne ozdobniki celnie włączył marsza Radetzky'ego i cytat z Liszta.

Widowisko z pewnością przez wiele sezonów będzie uwodziło publiczność, choć zważywszy na sposób wysta­wienia (oprawa plastyczna - Jerzy Rudzki), kostiumom przydałoby się więcej elegancji i koloru, a scenie (bardzo ciem­nej) więcej światła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji