Artykuły

Wielka bomba w małej sali

Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy,Jan Potocki:"Parady". Przekład:Józef Modrzejewski. Muzyka:Witold Rudziński.Układ pantomim:Witold Borkowski. Reżyseria:Ewa Bonacka.Inscenizacja i oprawa plastyczna:Władysław Daszewski-

Do spiżarni poślij teatrologów i historyków teatru kilkoro; niech przyniosą po Janie Potockim pieprzu niezwietrzałego i wody różanej a pachnącej kwart sześć. Weź pół mendla aktorów młodych i ognistych;też malarza,co kolorów nie żałuje. Utrzyj,zamieszaj,a będzie bomba. Podpal od ognia,co go nieci Zerzabella i bierz się mocno za brzucho,by ci się od śmiechu nie rozpękło.- Tak właśnie mogłaby wyglądać krótka recepta na przedstawienie "Parad" w sali prób Teatru m.st. Warszawy. Mamy tedy bombę i to niemałego kalibru - co dziwniejsze,podrzuconą przez historyków teatru,których na ogół nie podejrzewa się o tak eksplozywne wystąpienia. Jak widać choćby z nazwiska jednego z kierowników literackich teatru i z autorstwa uroczego eseju w programie teatralnym, nici spisku wiodą gdzieś w kręgi ulicy Długiej 26. Ale badajmy sprawę wedle porządku. Wielka szkoda,że po przedstawieniu trzeba się było powstrzymać od tradycyjnych okrzyków "Autor! Autor!". Tak niewiele wiemy przecież o nim mimo bogatej anegdoty. Kim był naprawdę ten nie piszący po polsku kosmopolita,który walczył o niepodległość Holandii, posłował na Sejm Czteroletni,założył w swoim pałacu w Warszawie wolną drukarnię i czytelnię publiczną,dał gruby zapis roczny na Wojsko Polskie,walczył w 1792 roku,a potem wylądował jako tajny radca carskiego MSZu i redaktor petersburskiego 'Conservateur Imperial"? Co gnało go przez całe życie po szerokim świecie od Tunisu po Kaukaz i Kiachtę? Co pędziło go precz od nowo zaślubionej pięknej żony i co było między nim,a jego faworytnym Turkiem,tak nieodstępnym,że wzbijał się z nim nawet nad Warszawę w balonie Blancharda? Wiemy o zasługach naukowych Jana Potockiego,delektujemy się jego "Manuskryptem znalezionym w Saragossie",ale tajemnicą swego burzliwego żywota zabrał ze sobą autor do grobu. Drugiego grudnia 1815 roku przy śniadaniu we wsi Ohładówka wpakował sobie z pistoletu w głowę - srebrną gałkę od cukiernicy. Odtąd czeka na swego biografa jako jeden z najwdzięczniejszych bohaterów nienapisanych powieści. W teatrze uchylił się teraz przynajmniej rąbek zasłony:że Potocki był dobrym dramaturgiem wiedzieli ongiś tylko goście księżnej Lubomirskiej w Łańcucie jesienią 1792 roku. Wiedział potem sam jeden Aleksander Bruckner;teraz dowiadujemy się wszyscy. Parades - małe scenki wywiedzione we Francji z Commedia dell'arte - nabierają w rękach Potockiego,przy zachowaniu tradycyjnych typów postaci,i elementu pantomimy,rzetelnej wartości literackiej. Jest w nich i pieprzyk dwuznaczników,i wdzięczny sentyment,i dowcip kalamburów. Postaci(zwłaszcza Zerzabelli)chwilami wyrastają ponad ustalony typ i dają znaki własnego,indywidualnego życia. Druga warstwa humoru, ukryta nieco głębiej,leży w zachowaniu przez autora dystansu wobec własnego dziełka. Potocki sam się nim bawi i co chwilę mruga do nas znacząco. Parodia sztuczydeł Mme de Genlis jest zaznaczona w podtytule "Kalendarza starych mężów", burleska "Zairy" Woltera w "Mieszczaninie aktorem" rzuca się w oczy, ale czymże jeśli nie parodią ciężkich płodów scenicznych Diderota i całej dramy jest w tejże sztuczce niezrównana w swej bezsensownej nagłości scena pojednania ojca z synem? Czy nadęte,a ckliwe i przy tym upolitycznione wezwania córki do posłuszeństwa ojcu w "Kasandrze - demokracie" nie godzą wprost w Merciera? Czy scena ciskania gromów na Zerzabellę w "Kasandrze literatem" to nie kapitalna parodia "Malediction paternelle" Greuze'a? - Tłumiony chichot z samego siebie (Potocki ma przecież w swym dorobku jak najregularniej "łzawych" Cyganów andaluzyjskich)mówi nam trochę i o samym twórcy. Walory tekstu Potockiego wiernie przekazał tłumacz Józef Modrzejewski. Dał przekład potoczny,ale nie codzienny; naturalny,ale bez modernizmów. Pozwolił aktorom na bezpośredni kontakt z widzem bez zapory archaizacji,ale przecież ma jego język niedzisiejszą gładką potoczystość i stanowi dobrze utrafiony odpowiednik francuzczyzny z końca ancien regime'u. Z samego gatunku parade wynika,że tekst jest w znacznej mierze tylko ramą do wypełnienia przez improwizację aktorów. Trzeba tutaj wyraźnie zaznaczyć,iż do powodzenia w tej mierze przyczyniły się co najmniej w równym stopniu jak doświadczenia Piccolo Teatro di Milano - mniej efektowne prace polskich teatrologów. Kto wie,czy bez postępującej infiltracji ich badań w środowiska teatralne "Parady" stałyby się takim sukcesem. Zupełna poprawność historyczna widowiska czyni z niego świetną poglądową lekcję,a pamięć całego zespołu,że główną cechą wystawianego gatunku jest nieskrępowana zabawa,zrobiła z tej lekcji źródło uciechy dla wszystkich,także dla tych,których historia sceny może obchodzić równie niewiele,jak ongiś widzów paryskich bud jarmarcznych. Pokazano nam widowisko pociągające i dostępne w najlepszym sensie naprawdę dla każdego. Widzowie bawią się równie świetnie jak zespół. Czymże jak nie pysznym żartem jest okręt Władysława Daszewskiego w "Kalendarzu starych mężów", czy w "Podróży do Indii" różowe i niebieskie kolorki, zwiastujące działalność młodej pary przy zaludnianiu kraju potomstwem pici męskiej i żeńskiej? Czymże,jeśli nie uśmiechem scenografa nazwać wypada pasterski stroik Zerzabelli i oprawę a la Watteau w "Gilu zakochanym"? Trójkąt związku rokoka,komedianckiej budy i plastyki roku 58 jest szczęśliwy jak rzadko. Aktorzy grają,jakby przed widowiskiem odpowiednie organa komunalne przyznały im większy przydział prawdziwego szampana,a Zbigniew Raszewski dostarczył nie dwa,ale całą baterię łańcuckich kieliszków. Nikt nie wstydzi się arlekinady, grymasu,szerokiego gestu. Młodość aż bucha ze sceny. Viva la joia! Fidon la tristessa! - chciałoby się wołać ze starym Sternem w najodpowiedniejszej tutaj mowie Gaskonii. Wielką paradę swoich możliwości dała jedyna w kompanii dama - Barbara Krafftówna,coraz inna w każdym wcieleniu Zerzabelli,a zawsze równie wdzięczna i zabawna. Jest z niej raz zakochana rokokowa pasterka z buzią w ciup,obiecującą wiele słodyczy,raz nieokrzesane a gorące dziewczynisko, raz sprytna filutka chodząca po głowie surowemu tacie. W każdym wcieleniu reprezentuje jej sztuka najbardziej uroczą Naturę,tę właśnie,która tak dobrotliwie patronowała całemu Wiekowi Światła. Takie to pewnie Marianny i Filiny uwiodły ongiś dla teatru Imci Wilhelma Meistra,a choć dziś nie te czasy,zaś piszący te słowa - ani Wilhelm,ani żaden majster, niech mu będzie wolno stwierdzić,że wyszedł z sali zupełnie podbity i to w licznym towarzystwie - wraz z całą widownią. To,co robi na scenie Wiesław Gołas,można określić tylko jako nieposkromiony wybuch entuzjazmu. Jego Gil po prostu kipi; arlekinada nie ma nic z zawodowstwa smutnawego pajaca. Gdy Gołas śmieje się i stroi miny,widać,że czyni to naprawdę, przede wszystkim ku własnej uciesze;kiedy fika koziołki,to nie w ramach etatu Stołecznej Rady Narodowej,ale z nadmiaru żywotności. Pełen takiegoż entuzjazmu jest Wojciech Pokora (Aktor i Leander)i nawet wszyscy ogromnie żywo starzejący się starcy(Ojciec aktora i Doktor - Witold Skaruch na zmianę z Januszem Zlamalem;Kasander - Jerzy Magórski na zmianę ze Zdzisławem Leśniakiem). Radość,bijąca ze sceny uderza do głowy wszystkim,a sięga szczytu,gdy wśród okrzyków sypią się w ostatnim obrazie na lud na widowni serpentyny i ulotki(bez dyskretnego numerka w rogu!). Już nie wiadomo,czy to Warszawa,czy Paryż pierwszych miesięcy rewolucji,Paryż dawno miniony, bo dziś tak bawić się tam nie potrafią. A jeśli potrafimy my tutaj i dzisiaj - głowa do góry,citoyens! Więcej krzepiących wniosków można wyciągnąć z tego małego widowiska,niż z całego millenialnego przemiału. Swoją drogą, nie przypuszczał chyba mrużący oko filozof - Potocki,że kiedyś przyjdzie mu zostać dramaturgiem tak rzetelnie i bez cudzysłowów - pozytywnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji