Artykuły

Parady byłeś? To dobrze!

Jan Potocki: "Parady". Sześć jednoaktówek w tłumaczeniu Józefa Modrzejewskiego. Reżyseria:Ewa Bonacka,inscenizacja i oprawa plastyczna:Władysław Daszewski. Muzyka Witolda Rudzińskiego. Od dawna w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy

Dopiero jesienią wypadnie 3 rocznica premiery "Parad" w Teatrze Dramatycznym - setne przedstawienie już minęło. Doskonała bezinteresowność tej noty uderzy każdego. Nic z rocznic i sprawozdawczych obowiązków,coś dla zdrowia psychicznego i bezwstydnie niezaangażowanej otuchy. Sprawozdawca teatralny angażuje się w kolejne premiery, zawsze te z ostatniego tygodnia,wiele też niesubordynacji potrzeba,by trwale nakierowany na aktualność pressman(a i naśladujący go teatroman "cywilny")poszedł do teatru naprawdę. Na "Parady" naprawdę warto. Wiele razy.To tylko na skomplikowane,problemowe przedstawienia wystarczy iść raz,by raz na zawsze zapamiętać "własne zdanie" na ich temat.W "Paradach"nic przeszkadza tekst. Owszem,przed trzema laty -z okazji premiery - ucieszyło nas szczęśliwe znalezisko tekstowe kol.Leszka Kukulskiego. Uczony podróżnik Jan Potocki,autor "Rękopisu znalezionego w Saragossie",objawił się oto jako zręczny pisarz teatralny. A jego seria "paradowych" miniatur - acz po francusku napisana -wzbogaciła sympatycznie zapasy narodowego repertuaru. Do teatru przecież idzie się nie na literackie znalezisko,ani na Jana Potockiego,do Teatru Dramatycznego chodzi się na do wariacji teatralne "Parady",na Wiesława Gołasa,Barbarę Krafftównę,na inscenizację Daszewskiego i reżyserię Bonackiej. "Jakie to ładne" śpiewał przed wojną Chór Dana. Dobrze wspomniany Chór Dana odrabiał swoje numery sposobem raczej ckliwym i sentymentalnym. I miał słabiutkie teksty. Tekst w "Paradach" nie przeszkadza,prostym rytmem prastarej tradycji komediowej prowadzi nas w rześki świat aktorskiej sprawności. Jakaż to żywotna tradycja! W "Paradach" zmartwychwstaje tłumek konwencjonalnych bohaterów włoskiej commedia dell'arte - dostojny swą frywolną starożytnością, arcyludowy,jarmarczny,demokratyczny... Pomyśleć,że tę plebejską zbieraninę od nowa w "parady" ułożył sfrancuziały arystokrata polski ku uciesze łańcuckich gości księżny Elżbiety Lubomirskiej. Gdy w Paryżu mijała trzecia rocznica zdobycia Bastylii. I że tekst tej zabawy w teatr odnajduje młody uczony w naszej socjalistycznej ojczyźnie - a wielka scena stołeczna gra to wobec widza masowego,elitarnego i jakiego jeszcze wymyślicie. Konwencjonalni bohaterowie legitymują się z praw obywatelstwa w naszym rewelacyjnie nowoczesnym wieku. I jak jeszcze! Wyrzucane z okna zakochanych fragmenty niewieściego stroju zawsze wywołają na widowni jakieś takie wyzwalające mruczando. Cóż mówić o bohaterce,która chowa pod siedzenie obcałowywany przed chwilą list miłosny,jak sprawiedliwie ocenić efekt rytmicznie wykonanego kopniaka,pojedynku na szpadę i kij... Najpierw atakuje nas żywioł farsy najprostszej, rudymentarnej,starej jak komizm sytuacji z człowiekiem w roli głównej. Potem -dlatego warto na sztuki takie chodzić dwa i trzy razy - przestaje nas zajmować nie tylko powtarzający się,banalny jak dobre stare anegdoty schemat fabularny,nie patrzymy nawet na perypetie sytuacyjne. Ważny staje się jedyny i prawdziwy bohater tego kolorowego widowiska: aktor. I fenomenalny w "Paradach" Gołas,i Krafftówna,i Wojciech Pokora z Jerzym Magurskim - nie grają "realistycznie",ale wedle ściśle określonego klucza stylistycznego. Zasada ta dopuszcza pewne akcenty improwizacji,wirtuozowskiej transkrypcji roli - jedną z najbardziej subtelnych,jak sądzę,radości teatralnych może być obserwowanie drobnych i niesłychanie ciekawych wariantów kolejnych prezentacji roli takiego chociażby Gila(Gołas!). Groteskowy,konwencjonalnie wytyczony schemat zachowań człowieka w tradycji komedii dell'arte nie jest w porównaniu z zachowaniem normalnym,realistycznym - ani czymś ubogim,ani sztywnym. Odwrotnie,po nużącym schemacie zachowań naturalnych(niby naturalnych,bo też obliczonych na efekt sceniczny)ruch i gest "paradowy" zachwyca czystością linii, bogactwem - prawdą. Algebra więcej - i dokładniej - mówi o stosunkach wielkości niż sztucznie wykoncypowane "zadanie z treścią". Mówi o stosunkach uniwersalnie - i bardziej "prawdziwie". Wiesław Gołas prowadzi w "Paradach" wielce dydaktyczny wykład,rozkłada na elementy pierwsze i składa potem w syntetyczną całość to,z czym mamy tyle kłopotu w życiu najbardziej realnym: nasze ciało "uruchomione", puszczone w ruch. "Zauważyłem, panie,że macie nogi,użyjcie ich!"(bodaj dokładny cytat z Szekspira) - ba,ale jakże nieudolnie i schematycznie nam to wychodzi! Po którymś z rzędu obejrzeniu "Parad"(oby dożyły 500 spektakli!)z niedowierzaniem myśli się o uczonym dzieleniu pracy aktora na przeżywanie albo "siebie",albo "roli". Niech sobie "przeżywa" jak mu wygodniej,ja tego nie zobaczę,nie usłyszę. Ważne to co zobaczę,co usłyszę. Aktor nie prowadzi z widownią monologu wewnętrznego,nie komunikuje się z nami przy pomocy listu czy radarowych impulsów. Aktor jest potwornie zacofany,informuje głosem,ciałem,ruchem i mimiką - nawet najbardziej wewnętrzne rzeczy - jak przed tysiącami lat,określonym zachowaniem w określonej sytuacji - przeżywa teatr,czyli człowieka działającego,pięknego w maksymalnej sprawności swego ciała. Sztuka komedii dell'arte to wręcz "naukowa" systematyczna kodyfikacja żywiołowego sensualizmu sztuki scenicznej,abecadłowy rejestr pozycji zasadniczych tej gry,która się nazywa naszym życiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji