Artykuły

Ważne jest to, co przede mną

WOJCIECH PSZONIAK: Trzeba chronić mądrą polską duszę, a nie tę głupią, zaściankową, bezczelną i zadufaną w sobie. Daleko nam do Europy. Bo wolność to nie znaczy pluć komuś w twarz. Wolność polega na akceptacji drugiego człowieka

Wolność jest podstawową sprawą w moim życiu. Kocham teatr, to moje życie, ale nie ten brutalny, cynicznie zbuntowany. To chamstwo, często oglądane na scenie nie obraża mnie, ale zdumiewa. Tak jak zdumiewa mnie to, co dzieje się w Polsce: te afery, komisje, język i kultura, a raczej jej brak, polskiego parlamentu, arogancja i bezczelność władzy - tego nikt w cywilizowanym świecie nie może pojąć. Daleko nam do Europy. Bo wolność to nie znaczy pluć komuś w twarz. Wolność polega na akceptacji drugiego człowieka.

Naszemu społeczeństwu potrzebna jest kultura bycia i życia. Jesteśmy zmasakrowanym narodem, któremu łamano kręgosłup przez kilkadziesiąt lat. To cud, że jeszcze istniejemy. Dlatego trzeba chronić tę mądrą polską duszę, a nie tę głupią, zaściankową, buńczuczną, bezczelną i zadufaną w sobie. Trzeba umieć spojrzeć prawdzie prosto w oczy, żeby zobaczyć, że nie jesteśmy ani najpiękniejsi, ani najmądrzejsi, ani najmilsi. Gdyby w katolickim kraju słuchano papieża, to kraj ten na pewno byłby lepszy.

Kiedy patrzę na to wszystko z pozycji człowieka nieuwikłanego w żadne koterie, a więc ostrzej widzącego, to jestem szczęśliwy, że wybrałem życie artysty. Dzięki temu czuję się wolny - mówi Wojciech Pszoniak, jeden z najwybitniejszych polskich aktorów. Należy do nielicznych artystów, którzy zrobili europejską karierę.

Samotność to mój azyl

By pisać o dokonaniach artystycznych Wojciecha Pszoniaka, to trzeba porwać się na książkę. Grubą książkę. Wspaniała i szybka kariera w Polsce, wieloletnie sukcesy na paryskich scenach, rozległość zainteresowań pozaartystycznych składają się na bardzo bogaty życiorys artysty.

Rozmowa z aktorem należy do wielkiej przyjemności. Zdecydowany, o wyrazistych poglądach, precyzyjnie analizujący rzeczywistość - a wszystko to przyprawione urokiem i wdziękiem osobistym. Niczym dobre danie w jego kuchni, której jest pasjonatem, znakomicie gotującym - autor książki kucharskiej "Towarzystwo dobrego stołu". Jej promocja odbyła się przed laty w Krakowie gromadząc tłumy wielbicieli talentu Pszoniaka.

Nigdy nie wstaje przed jedenastą. Jest nocnym Markiem i samotnikiem. Sporo czasu spędza w samotności. Jak mówi: - Dobrze czuję się we własnym towarzystwie. A samotność to jest mój azyl, chwila refleksji nad sobą. Największym azylem jest mój dom, moja muzyka. Niegdyś grałem na skrzypcach, oboju i saksofonie. Na saksofonie gram do dziś. Nauczyłem się tego w orkiestrze wojskowej w Bytomiu, w szkole muzycznej uczyłem się gry na oboju. Grałem też na werblu, bo chciałem być generałem, ale likwidowano wówczas szkołę kadecką.

Młodość Pszoniaka była trudna, nawet dość burzliwa: - Gdy miałem 13 lat, straciłem ojca, byłem osamotniony, zagubiony, zostałem wrzucony w wir życia. Jako piętnastolatek miałem za sobą latanie na szybowcach, skoki ze spadochronem. Szukałem siebie, błądziłem... Różnie to mogło się skończyć, nawet wylądowaniem w rynsztoku. Wojsko było dla mnie bardzo ważną szkołą życia. Wtedy już wiedziałem: to nie jest świat dla mnie. Zapewne Pan Bóg dopomógł mi w selekcjonowaniu rzeczy ważnych i nieważnych.

Umiałem też wykorzystać spotkania artystyczne z wybitnymi, mądrymi ludźmi. U progu mojej drogi był Tadeusz Różewicz, którego poznałem, zakładając z przyjacielem Andrzejem Barańskim studencki teatr STEP przy Politechnice Śląskiej. Różewicz właśnie został opiekunem literackim naszego teatru i moim ojcem duchowym. Dużo dyskutowaliśmy, czytałem mu swoje wiersze, miałem zaufanie do jego życiowej mądrości. Potem był Zygmunt Hübner, Konrad Swinarski, Jerzy Jarocki, Andrzej Wajda i wielu innych.

Także nieżyjąca już dziś pani Frania, gosposia, kobieta o wielkiej kulturze, mądrości i godności. Oni wszyscy pomogli mi kształtować się w sztuce życia i teatru. To były wspaniałe, krakowskie czasy. Kraków jest dla mnie miejscem osobliwym, bo tutaj przecież zaczynałem moje życie artystyczne: kończyłem PWST, grałem w Starym Teatrze, spotkałem fantastycznych kolegów aktorów i wielkich reżyserów. Bardzo chętnie przyjeżdżam do Krakowa.

Etos aktorski

Ma szczególny stosunek do aktorstwa, o czym mówi wielokrotnie w wywiadach, a także w swojej i Michała Komara książce "Aktor". - Nie uważam się za "zawodowego aktora". Zawodowy ma być pilot samolotu, chirurg, budowniczy mostów. Poeta, ksiądz to nie zawód, to coś więcej. U artysty warsztat jest konieczny, ale nie wystarcza. Trzeba dbać o szereg rzeczy znacznie trudniej uchwytnych. np. stosunek do wartości. Udział w miernych, pozbawionych ambicji produkcjach, np. w głupich sitcomach telewizyjnych, nie jest bezkarny.

Pozostawia ślad. Sztuka aktorska to także odwaga zadbania o własną kondycję moralną, psychiczną, emocjonalną. Ja, kiedy czuję, że za dużo gram w teatrze i zaczynam się zużywać, przerywam. Zajmuję się przez jakiś czas czymś innym. Czytam, podróżuję, wymyślam przepisy kulinarne, słucham muzyki. Uzupełniam to, czego mi akurat brakuje, by być nie tylko rzemieślnikiem, ale przede wszystkim samoświadomym, pełnym człowiekiem.

Inaczej nie czułbym się aktorem, ale "produktem" czy wytwórcą "produktów". Przynajmniej tak rozumiem etos aktorski i to próbuję przekazać swoim studentom.

Kończył krakowską PWST, grał w Teatrze Stu, a potem w "Starym". Był niezapomnianym Wierchowieńskim w "Biesach" reżyserowanych przez Wajdę, Pukiem w "Śnie nocy letniej" zainscenizowanym przez Swinarskiego, Cliffem w "Miłości i gniewie". A potem zaczęła się warszawska kariera artysty, którego doskonale pamiętają Czytelnicy m.in. z ról w "Sprawie Dantona", "Rewizorze" czy "Locie nad kukułczym gniazdem". "Wojciech Pszoniak tak nieprawdopodobnie ruchliwy, operujący tak wyrazistą mimiką, nieruchomieje, by przez nieruchomość ukazać całą skrywaną siłę. Wyidealizowany Robespierre Przybyszewskiej (...) znalazł w Pszoniaku interpretatora, który pokazał monolit i zafascynował jako osobowość. Robespierre w przedstawieniu góruje nad salą głosem, słowa przez niego wypowiadane mają krystaliczną jasność i dobitność, która nie dopuszcza wątpliwości. Są w jego roli propozycje rewelacyjne" - czytamy w recenzji.

Równolegle z teatralną przebiegała filmowa kariera aktora. Rewelacyjna rola Stańczyka i Dziennikarza w "Weselu", Korczaka w "Korczaku" czy Moryca w "Ziemi obiecanej" Wajdy, gdzie z Sewerynem i Olbrychskim stworzyli genialne kreacje pozwalające na nominację filmu do Oskara, przejdą do historii polskiego kina. Zagrał w prawie 100 produkcjach filmowych w Europie (m.in. w oskarowym obrazie "Przekątna gońca"). O Pszoniaku powstały książki, nakręcono film dokumentalny.

600 "Kolacji dla głupca"

Dziesiątki znakomitych ról zagranych w Polsce, Francji, Niemczech i na West Endzie można by długo wymieniać. Paryskie lata Pszoniak zawsze wspomina z czułością, bo Paryż uwielbiał z jego elegancją, świetną kuchnią a przede wszystkim ze względu na wspaniałych przyjaciół. A pierwsze lata nie były łatwe, nie znał języka, uczył się roli fonetycznie drżąc, by partner sceniczny nie zmienił w trakcie spektaklu jakiegoś słowa.

Na fakt, czy Wojciech Pszoniak przyjmuje propozycję roli składa się wiele czynników: - Oprócz partnera na scenie dla aktora ważny jest reżyser. Pisarz zmaga się sam ze swoim dziełem, malarz też jest sam, a aktor musi współpracować z reżyserem. Jeśli nie mają wspólnego języka, dla obu to jest udręka. Unikam ludzi, z którymi nie mam wspólnego języka i porozumienia, zwłaszcza w teatrze. Konrad Swinarski był dla mnie idealnym reżyserem. Ale również Andrzej Wajda czy Karel Reisz, reżyser czesko-brytyjski, dla którego pojechałem grać do Londynu.

Wojciech Pszoniak życie dzieli między Paryż i Warszawę. Ze spektaklami przyjeżdża niekiedy do Krakowa ("Belfer"). Przed kilkoma laty wyreżyserował w krakowskiej PWST "Pracownię krawiecką". W warszawskim Teatrze Współczesnym wystąpił, wraz z Piotrem Fronczewskim, w spektaklu "Skarpetki, opus 124", zaś w "Ateneum" "Kolacja dla głupca" z jego udziałem grana była ponad 600 razy. Wielbiciele talentu Pszoniaka mogli nie tak dawno oglądać aktora w roli Wiesława Gomułki zagranej w filmie "Czarny czwartek".

Był wielokrotnie nagradzany za kunszt aktorski. Na tegorocznym Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Telewizji Sopot 2014 otrzymał, wraz z Teresą Budzisz Krzyżanowską, Wielką Nagrodę Festiwalu Dwa Teatry.

Kiedy podczas jubileuszowej rozmowy spytałam artystę o minione lata, odpowiedział: - Kompletnie nie zastanawiam się nad upływem czasu, nie ma dla mnie wielkiej różnicy między tym, co było, gdy kończyłem sześćdziesiątkę, a siedemdziesiątką. Miniony czas mnie nie interesuje - ciekawi mnie dzień dzisiejszy i to, co będzie jutro.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji