Artykuły

Trans-Atlantyk. Projekt

Te dwa spektakle, choć bardzo krótkie, grane są osobno. Nie dlatego, żeby wyciągnąć od widza więcej pieniędzy. Gdyby tak było, w teatrze nie pojawiłby się duży napis z zachętą: "Zapracuj so­bie na bilet". Bo każdy może popraco­wać na rzecz teatru i wtedy wchodzi za darmo na spektakl. W Radomiu, w któ­rym bezrobocie wynosi dwadzieścia kil­ka procent, pomysł się przyjął - miejsca zarezerwowano do października.

Śmierć i moda

Osobne granie "Ślubu" i "Trans-Atlantyku" wynika z tego, że radomski teatr, skierowany głównie do młodej widowni, stara się nie trzymać jej za długo w tea­trze, nie zanudzać, a w dodatku skłania ją do uczestnictwa w widowisku. Bez­pośrednio po studenckiej premierze "Ślu­bu" dyrektor Powszechnego i reżyser spektaklu Adam Sroka pracował z akto­rami i studentami medioznawstwa, któ­rzy filmowali postacie dramatu. Podczas spektaklu "Trans-Atlantyku" w pierw­szych rzędach siedzieli ludzie ubrani w stroje z lat 30. i 40. Po przedstawieniu okazało się, że to studenci Katedry Mo­dy Politechniki Radomskiej, którzy sa­mi zaprojektowali stroje i na koniec wie­czoru dali wystrzałowy "pokaz mody".

Takie pomysły niewiele by znaczyły, gdyby materia teatralna była licha. Na szczęście tak nie jest. "Ślub - akt podróż­ny" to oparty głównie na akcie pierwszym sztuki Gombrowicza spektakl o samotnej drodze, jaką jest życie i podążanie do śmierci. Sztuka jest "zapisem snu" główne­go bohatera Henryka. W spektaklu Sroki ten sen to podróż surrealistycznym pocią­giem złożonym z bezużytecznych staroci.

Na przedzie tego pociągu na czymś w rodzaju roweru z resztkami kółek je­dzie sobowtór Henryka - Władzio. Główną część składu zajmuje piętrowy niby-wagon zbudowany ze starych łó­żek. Na górze tego dziwnego wagonu, który jest zarazem wyśnioną przez Henryka karczmą, w której gospodarzami są jego rodzice, a także jego rodzinnym do­mem miota się narzeczona Henryka przemieniona w Mańkę, a na dole sie­dzą Ojciec i Matka. Sceny dramatu są przystankami w tej mrocznej podróży.

W spektaklu na plan pierwszy wysuwają się pytania o ludzką tożsamość, o sens kultywowania tradycji, o wydziedziczenie człowieka z więzi, które dawniej pozwa­lały mu lepiej znosić życie, również dzię­ki temu, że możliwe były powroty do miejsc znanych, że były jakieś punkty oparcia. Tak odczytany Gombrowicz po­kazuje swoją ciemną stronę, co nie poz­wala widzowi pozostać obojętnym wobec półwiecznego tekstu.

Finał jest porywający - w przenośni i dosłownie. Widzowie, którzy wraz z ak­torami są na "scenowidowni", nagle za­uważają, że środek sceny wraz z całym "pociągiem" zaczyna się kręcić. Ale chwilę później również widzowie w pierwszych rzędach widzą, że w dru­gą stronę kręcić zaczynają się otaczają­ce ich ściany wraz z widzami z tylnych rzędów. Gombrowiczowska podróż sta­je się udziałem wszystkich.

Szukanie wolności

"Trans-Atlantyk. Projekt" w reżyserii Krzysztofa Galosa pokazuje Gombrowicza bardziej oczywistego. W serii zabaw­nych scen opowiedziana jest historia pe­rypetii bohatera Witolda, który wylądo­wał na obcej, argentyńskiej ziemi, a na­stępnie brał udział w międzyludzkich grach namiętności i pożądania, dążenia do władzy, pokonywania strachu. To opowieść o sferze "między" stwarzanej w relacjach z ludźmi, a także o wolno­ści, której poszukuje człowiek - nieza­leżnej od autorytetów, zobowiązań, oj­czyzny i ojców.

Pokazaniu kłopotów z taką wolnością służy historia uwodzenia Ignasia przez Gonzala. "Baletowy" finał z symbolicz­nym zabiciem ojca przez syna, pozor­nie filuterny, otwiera spektakl na wąt­ki szekspirowskie u Gombrowicza. Po tej ostatniej scenie chce się wciąż roz­mawiać, spierać o Gombrowicza. Jak to dobrze, że są teatry, które nie tylko po­uczają, odtwarzają, ale wciągają widza do wspólnej, myślowej roboty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji