Zachwyt bez rozkazu
"Chodnik 05" w choreografii Jarosława Stańka w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Spektakl w Skansenie Górniczym "Królowa Luiza"w Zabrzu. Pisze Regina Gowarzewska-Griessgraber w Dzienniku Zachodnim.
Najpierw widzów przybyłych na przedstawienie prowadzono wąskimi korytarzami kopalnianymi. A następnie zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Trafiłam do grupy A (zgodnie z tym, co miałam napisane na bilecie). Wkrótce potem uświadomiłam sobie, że opowieść o "szarych" i rządzących zaczęła się już wtedy, gdy szpaler grzecznie idących w ciszy ludzi został rozdzielony...
Miniony weekend upłynął w Gliwickim Teatrze Muzycznym pod znakiem premiery nowego projektu - spektaklu teatru tańca "Chodnik 05". W piątek został on pokazany w sali teatru, a w sobotę i niedzielę w Skansenie Górniczym "Królowa Luiza" w Zabrzu. Wybrałam się do Skansenu. W końcu nie co dzień człowiek ma okazję wejść do byłej kopalni.
Mroczno i zimno. Jeszcze razem, cała publiczność poznała robotników i nadzorców wyimaginowanej społeczności. Niedługo potem wśród mechanicznie powtarzanych czynności zaczęło się rodzić "coś" nieprzystające do dziwnego, hermetycznego świata.
Widzowie zostali umieszczeni w wagonach kopalnianego pociągu. Było ciasno, przez co stali się jakby częścią przedstawienia o zniewoleniu. Na naszych oczach zaczęła rodzić się miłość, za którą jednak karano, upodlano. Uczucie traktowane jak wyłom, szkodliwy dla społeczności.
Największe wrażenie zrobiła na mnie następująca scena: Skończyła się praca. Na środku chodnika wyrosła larwiasta pramatka. Mamiła wszystkich słodkim głosem, śpiewając, że jest wytchnieniem i pasterzem dbającym o swoje owce. Owe owce, a raczej barany, pokornie myły się i dawały się prasować. Dokarmiano je na rozkaz, a właściwie napychano. Potem pozwalano im na sen. Też na rozkaz.
Ta scena uświadomiła mi, że to już nie jest fikcja, tylko wykrzywiony obraz naszej codzienności. W zabieganiu jemy cokolwiek, nie mamy czasu dla najbliższych, a wieczorem padamy bez siły. Tak wyobraźnia twórców zrosła się z życiem, tworząc przerażający obraz codzienności.
Spektakl jest świetny. To w równym stopniu zasługa pomysłowości wybitnego choreografa Jarosława Stańka, jak i umiejętności i pracy gliwickich tancerzy, którzy tworzą naprawdę dobry zespół. Autorką oprawy plastycznej jest Katarzyna Nesteruk. W kopalni mogliśmy dostrzec jej pracę głównie przez pryzmat kostiumów, które więcej odkrywały niż zakrywały. Jednak widzowie, którzy wybiorą się na spektakl do teatru, zobaczą efektowną scenografię, ważącą około 400 kilogramów! W warstwie muzycznej wykorzystano stare polskie tanga w wykonaniu Krzysztofa Jakowicza i Tangata Quintet oraz fragment z oratorium "Mesiasz" G. F. Haendal. Ten ostatni zaśpiewała Anita Maszczyk, która wcieliła się też w larwę.