Artykuły

Mazurkiewicz: To teatr, który musi być dla wszystkich

- Dziś wystarczy powiesić krzyż do góry nogami, kiedy nie wiadomo, o czym ma być spektakl i już mamy awangardę. Mam na myśli to, że teatry, które decydują się na taki kierunek dla samej kontrowersji, zwykle jednak tracą widzów. To nie jest dobry pomysł - rozmowa z Witoldem Mazurkiewiczem, dyrektorem Teatru Polskiego w Bielsku-Białej.

Ewa Furtak: Wydaje mi się, że w takim mieście jak Bielsko-Biała teatr wyspecjalizowany, np. wystawiający tylko sztukę eksperymentalną, nie miałby racji bytu. Jaki powinien być nasz bielski teatr?

Witold Mazurkiewicz (dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej): Taki teatr, jak ten w Bielsku-Białej, musi być dla wszystkich, którzy teatru potrzebują, którzy od lat traktują go, i słusznie, jako swój teatr. Tutaj musi znaleźć coś dla siebie i widz szukający tylko i wyłącznie rozrywki, i taki widz, który chce, by wyjście do teatru było dla niego przeżyciem intelektualnym. To musi więc być teatr eklektyczny.

Gdy zaczynałem pracę w bielskim teatrze, byłem czasem pytany o to, jaki jest teatr Mazurkiewicza? Czy taki jak "Balladyna" czy "Białe małżeństwo"? I taki, i taki, choć to nie jest dobre pytanie. Bo ten teatr jest dla widzów, a nie dla mnie i to oni mają być zadowoleni, to nie może być tylko i wyłącznie moja artystyczna wizja. To byłoby nie w porządku. Nie zapominajmy, że to teatr, który działa za publiczne pieniądze. Poza tym to teatr, do którego chodzi obecnie 60-70 tys. widzów. Jeśli nastawilibyśmy się np. tylko na sztukę eksperymentalną, na premierze i kilku pierwszych przedstawieniach byłby komplet widzów, ale potem pewno widownia świeciłaby pustkami. Oczywiście jest i na to miejsce. Ostatnia premiera "Ifigenii" w reżyserii Pawła Wodzińskiego jest eksperymentem dokonanym na antyku, ale jakim eksperymentem! To świetny spektakl. Każdy gatunek sztuki ma swoich odbiorców, nie wszyscy przychodzą do teatru na wszystko.

A wzbudzanie kontrowersji? Może to jest pomysł na to, jak przyciągnąć do teatru jeszcze więcej widzów?

- Jeśli to miałaby być sztuka kontrowersyjna, ale przy tym dobra, to dlaczego by nie. "Białe małżeństwo" jest takim tekstem i zawsze było, kiedyś potępiano go na równi z Grotowskim i grzmiano przeciw niemu z ambon, dziś próbuje się dokleić mu gębę gender. Natomiast jestem zdecydowanym przeciwnikiem wzbudzania kontrowersji dla samych tylko kontrowersji. Za mną stoi wiele tzw. spektakli kontrowersyjnych, które budziły dyskusje na całym świecie, są, można powiedzieć, już historyczne, "Ferdydurke" , "Homo polonicus" czy "Do Piachu", które będę chciał pokazać bielskiej publiczności, to są spektakle kontrowersyjne, ale mądre.

Kiedy w "Ferdydurke" bawiliśmy się z Januszem Opryńskim krzyżami, to jeszcze nikt nie słyszał o Świtoniu i oświęcimskim żwirowisku. Las Krzyży w "Do Piachu" i defekujący ze strachu skazaniec miały swoją potężną symbolikę. Zatem nie można zarzucić mi, że boję się budzenia kontrowersji. Ale dziś wystarczy powiesić krzyż do góry nogami, kiedy nie wiadomo, o czym ma być spektakl i już mamy awangardę. Mam na myśli to, że teatry, które decydują się na taki kierunek dla samej kontrowersji, zwykle jednak tracą widzów. To nie jest dobry pomysł.

Za panem pierwszy sezon na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego. Myśli pan, że udało się zbudować taki właśnie teatr eklektyczny?

- Wydaje mi się, że tak, ale to dopiero początek. Przygotowujemy dopiero statystyki, więc dokładnych danych jeszcze nie jestem w stanie podać, ale zwiększyliśmy liczbę widzów o jakieś 25 proc. bezwzględnie, a na dużej scenie o ponad 41proc! Uważam, że to dużo i to wprost przekłada się na inne wskaźniki. Mamy widzów nie tylko z Bielska-Białej, także z całego regionu. Wystarczy przejść się po okolicy w czasie spektaklu i zobaczyć rejestracje parkujących tutaj samochodów.

Nie było prosto, bo dosyć późno objąłem stanowisko, a chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że wielu twórców ma zarezerwowane terminy na wiele miesięcy naprzód. Ale jestem zadowolony, myślę, że się wszystko w miarę udało. Nie zrobiłem też nic, co byłoby choć trochę niezgodne z moim artystycznym sumieniem.

W minionym sezonie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Była np. "Balladyna", którą wystawialiśmy już kilkadziesiąt razy, a mimo tego nadal cieszy się dużą popularnością. Było "Białe małżeństwo", sztuka, o której na pewno można powiedzieć, że pobudza do dyskusji, podobnie jak ostatnia premiera minionego sezonu, "Ifigenia". Widzowie szukający rozrywki mogli obejrzeć "Co widział kamerdyner" i "Zorbę", pierwszy broadwayowski musical w tym teatrze. Trochę się obawiałem, ale wiem, że z tym zespołem na pewno możliwa będzie realizacja kolejnego takiego przedsięwzięcia.

Myśli pan o kolejnym musicalu?

Od dawna dojrzewa we mnie chęć zrealizowania musicalu "Człowiek z La Manchy". Myślę, że to się uda w tym właśnie teatrze.

A jakieś inne plany?

Jest ich wiele, nie tylko na nadchodzący sezon. Bardzo ważny będzie sezon 2015-2016, jubileuszowy, teatr będzie obchodził wtedy 125-lecie istnienia. Chcemy, żeby to był sezon szczególny. Mamy nadzieję, że rozpocznie się już w sierpniu międzynarodowym festiwalem teatrów ulicznych Bielsko-Blisko. Mamy plan, szukamy tylko możliwości zdobycia dofinansowania. To ma być festiwal, którego wydarzenia będą się odbywały w każdym zakątku miasta - od głównych placów po tereny rekreacyjne takie jak Błonia. Mam nadzieję, że uda nam się ten pomysł zrealizować. Mam duże doświadczenia z prowadzenia przez 10 lat podobnego festiwalu "Sąsiedzi", który potem zmienił swą nazwę na "Słodko-gorzki".

Chcę, żeby ten sezon był naprawdę wyjątkowy. Dlatego rozmawiamy z czołowymi w Polsce twórcami i reżyserami. Faruga, Liber, Passini, Szkotak to tylko niektóre nazwiska. Rozmawiamy z Januszem Opryńskim o możliwości reaktywacji naszego duetu w Teatrze Polskim, taki powrót starszych panów...

Może to widzowie mogliby wybrać sztukę, jaką chcieliby zobaczyć w jubileuszowym sezonie?

To nie byłby zły pomysł, ale musielibyśmy dokonać wyboru już teraz. Inaczej trudno byłoby zrealizować wybraną przez nich sztukę. Tak czy inaczej oni są dla nas najważniejsi i ten sezon zostanie przygotowany tak, żeby to przede wszystkim oni byli zadowoleni.

Czy jest w planach przygotowanie jakiejś kolejnej sztuki związanej z regionem? Takiej, która wywołałaby dyskusję, jak np. "Miłość w Königshütte" Ingmara Villqista?

Na razie nie ma żadnego ciekawego pomysłu. Pewno wszyscy pamiętają, że w Bielsku-Białej pierwszy konkurs na sztukę o mieście wygrał Artur Pałyga swoim "Testamentem Teodora Sixta". Ale już drugi konkurs nie został rozstrzygnięty, nie pojawiło się nic wystarczająco dobrego.

Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Jeśli tylko pojawi się coś wystarczająco dobrego, wystawimy to.

Jak wygląda sytuacja finansowa teatru?

Myślę, że wszystkie placówki kulturalne borykają się teraz z takim samym problemem: to kryzys. Trudniej jest o sponsorów. Ale z drugiej strony wspominałem już, że udało nam się zwiększyć liczbę sprzedawanych biletów. To zasługa działalności naszych specjalistów od marketingu i biura obsługi widza. Strzałem w dziesiątkę okazała się np. możliwości zakupu biletów przez internet. Niemal co trzeci bilet został właśnie sprzedany w taki sposób. Ze statystyk wynika, że w internecie mało kto kupuje jeden tylko bilet, średnia wydana na zakup to ponad 150 zł.

Wszyscy w kulturze marzymy o sytuacji, kiedy zapomnimy o kryzysie i pozwolimy sobie na spełnianie artystycznych marzeń.

Rozstał się pan z kilkoma aktorami. Czy planuje pan kolejne zmiany?

Odeszła z teatru m.in. pani Grażyna Bułka, czego bardzo żałuję. To jednak nie jest rozstanie definitywne, przecież ciągle będziemy ją widywać choćby w naszych spektaklach, w których jest obsadzona, a bardzo chciałbym móc obsadzać ją gościnnie w teatrze, który na zawsze pozostanie jej teatrem.

Co do zmian, to je planuję. Prowadzimy rozmowy z młodymi aktorami. Myślę, że jakieś zmiany, odświeżenie składu wszystkim wyjdzie na dobre.

Od jakiegoś czasu toczy się dyskusja o tym, że nadal nie wypada przychodzić do teatru w dżinsach, czy może już zmieniły się czasy. Co pan na to?

Mnie zupełnie nie przeszkadzają dżinsy w teatrze. Ale widzę, że nasi widzowie, zwłaszcza na wieczorne spektakle, przychodzą w eleganckich ubraniach. Wydaje mi się, że takie stylowe wnętrza jak właśnie bielskiego Teatru Polskiego zachęcają do tego, że dzięki temu wszyscy uczestniczymy w teatralnym święcie. Bardzo mi się to podoba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji