Artykuły

Nowe miejsce, nowe wyzwania

XVIII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych Feta w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Pierwsza FETA na terenie Centrum Hewelinum i Placu Zebrań Ludowych wypadła dobrze. W sobotę szyki organizatorom i widzom krzyżowała pogoda, ale w pozostałe dni odbywała się prawdziwa teatralna fiesta. Atmosfera imprezy jest jednak daleka od tej na bastionach i Starym Przedmieściu, a nocne spektakle oglądało niewielu widzów.

Festiwal FETA to zawsze mieszanka małych i dużych niespodzianek i zaskoczeń. Największe oczekiwania związane są z produkcjami nocnymi (zwłaszcza, że w tym roku trzeba było za nie płacić) i nie wszystkie spektakle oczekiwania te spełniły. Ozdobą nocnych pokazów okazał się pokaz "C'era una volta" włoskiego Ondadurto (opisywaliśmy go w relacji z pierwszego dnia festiwalu). Niestety "Spotkać Prospera" ukraińskiej grupy Voskresinnia okazał się anachronicznym, mało komunikatywnym spektaklem pełnym ludowej muzyki, kolorowych strojów i z odpalanymi przeciętnej klasy fajerwerkami. Jedynie dobrze zaznajomieni z "Burzą" Williama Szekspira odnajdywali tam wątek miłosny między Mirandą a Ferdynandem, czy świty brata Prospera, Antonia, który przywłaszczył sobie koronę.

Może nie w kategoriach rozczarowania, ale pewnego zawodu traktować można "Salto Mortale" teatru Strefa Ciszy z Poznania. Ze świetnego spektaklu po niemal sześciu latach od premiery pozostały imponujące kostiumy, kilkoro bardzo dobrych aktorów i psychodeliczna choreografia na sześć fortepianów. Spektakl nie ma już tego agresywnego, punkowego wyrazu co kilka lat temu (na Fecie pokazywany był w 2011 roku). Przedstawienie pokazano o północy z soboty na niedzielę dla bardzo niewielu osób - z powodu padającego przez cały dzień deszczu na zamykający sobotnie pokazy spektakl poczekało około 400 widzów. Momentami intrygujące, pełne energii "Salto Mortale" tym razem wypadło blado, wyglądało na odegrane przez część aktorów bez zaangażowania.

Niestety, spektakle na Place Zebrań Ludowych (wyłączywszy dwa pierwsze: "C'era una volta" i "Spotkać Prospera") okazały się frekwencyjną porażką festiwalu. Być może jakiś wpływ na słabszą frekwencję w weekend miały odbywające się w tym samym czasie finały piłkarskiego Mundialu w Brazylii, jednak finału Fety, podczas którego byłoby maksymalnie około 600 widzów, nie było chyba nigdy. "Czas Matek" [na zdjęciu] Teatru Ósmego Dnia z Poznania to piękna wizualnie opowieść o życiu kobiet, które stają się matkami, dają życie, uczestniczą w jego kreowaniu i dojrzewaniu swoich pociech, by być świadkami ich śmierci na wojnie. Ten głęboko pacyfistyczny w swoim przesłaniu spektakl świetnie wykorzystuje elementy teatru ulicznego - elementy mobilne, grę na wielu scenach, na których odbywają się kolejne "epizody" i pomiędzy którymi porusza się publiczność. Niestety, tej na zakończenie festiwalu było bardzo niewiele, Jeśli pamiętamy choćby finał Fety w 2011 roku, gdy spektakl Ilotopie "Water fools" na zakolu Motławy oglądało 10 tysięcy osób, a pozostałe finały festiwalu przez ostatnie lata przyciągały około 3-4 tysiące widzów, to kilkuset widzów "Czasu Matek" jest przy tym garstką.

Przed spektaklem finałowym, zaprezentowano zaangażowane społecznie przedstawienie baskijskiego Hortzmuga Teatroa pod tytułem "Byłem tam i...to, co nam mówią, to nie jest to, co zobaczyłem". Spektakl jest próbą pokazania zamachu terrorystycznego (odbywającego się pomiędzy zdezorientowanym tłumem widzów spektaklu) i późniejszych wydarzeń, bazujących na pełnych patosu przemówieniach polityków, podawaniu informacji do mediów i próbie znalezienia winnego. To bardzo przewidywalna, choć interesująca, a dla części widzów stresująca i poruszająca próba pokazania mechanizmu medialnej manipulacji i tego, w jaki sposób sterują nami politycy.

O ile nie padał deszcz, który spowodował przesunięcia i odwołania części sobotnich spektakli, frekwencja podczas przedstawień dziennych była bardzo dobra. Pomimo tego, że większość programu Fety ustawiono tak, by dwa spektakle odbywały się w dwóch oddalonych od siebie miejscach terenu Centrum Hewelianum, to w każdej z nich znajdowały się setki osób. Także podczas ulewnej soboty kilkaset widzów oglądało większość przedstawień (jedynie pierwszy z bezpłatnych spektakli - "Muzikanty" sceny c z Gliwic, przeniesione do Centrum Festiwalowego, obejrzało kilkadziesiąt osób).

Wśród odkryć festiwalu wymienić należy zwariowany kuchenny show Brama Graaflanda, grający na swojej kuchni niepowtarzalny koncert podczas przygotowywania naleśnika. Wyglądający jak skrzyżowanie Elvisa Presleya i Jima Carreya holenderski artysta dzięki charyzmie i inteligentnemu przedstawieniu "De Gillende Keukenprins" potrafił z miejsca zjednać i zachwycić publiczność. Niezwykle życiowy, piękny wizualnie i dopracowany w najdrobniejszych szczegółach spektakl o starości i podróży po wspomnieniach z przeszłości przygotowali Portugalczycy z PIA - Projectos de Intervençao Artística. Czwórka szczudlarzy w maskach staruszków wspaniale odgrywa zachowania starszych osób, tworząc wzruszające przedstawienie Podróż. Świetną, zaawansowaną technicznie, taneczną opowieść o miłości, kłótniach i miłosnych "rozejmach" opowiedzieli tancerze Arthur Bernard Bazin i Candelaria Antelo z grupy HURyCAN w swoim "Te Odiero".

Bardzo intymny, poświęcony historii płaszczy i futer spektakl, w specjalnie wybudowanym wychłodzonym domku, przygotowali artyści Ponten Pie w spektaklu "Ârtica". Cały domek jest zarazem scenografią i przestrzenią gry, oraz niezwykłą widownią spektaklu, który odbywa się tuż obok i za szybą okna. Poznajemy historie właścicieli porzuconych, starych futrzanych płaszczy. Ktoś gdzieś usiłował dotrzeć, ktoś wyznawał miłość, ktoś umarł - historie banalne, ale w wykonaniu Ponten Pie bardzo przejmujące.

Największym odkryciem spektaklu okazał się dla mnie Cirque Pop Up z Francji, który organizatorzy, niesprawiedliwie, umieścili poza głównym programem spektaklu. Niezwykle ekscentryczny Julien Sauvaget zaprasza gości na pokaz kina lub spektakl marionetkowy. Na filmy "Kino wesołego miasteczka" najpierw trzeba otrzymać bilet od wielkogłowej Pebble, potem w ramach "zastępczej klimatyzacji" wszyscy zostają zroszeni wodą, by ostatecznie w niewielkim namiocie zobaczyć trzy bardzo dowcipne, krótkie etiudy filmowe. W przypadku "Atomic bikini" twórcy w konwencji spektaklu marionetkowego szukają podobieństw między przełomowym wynalazkiem współczesnej mody i epokowym zdarzeniem jakim było użycie bomby atomowej w czasie II wojny światowej (po wojnie Amerykanie przeprowadzali przez 12 lat próby nuklearne na atolu Bikini w archipelagu Wysp Marshalla - stąd to skojarzenie). Pomysł, by połączyć uwolnienie kobiecego ciała z nadmiaru odzieży i uwolnienie atomu w formie broni nuklearnej nie ma wprawdzie większego sensu, jednak Cirque Pop Up jako zjawisko samo w sobie był jednym z najlepszych wydarzeń festiwalu. A spektakl jest pokazem kreatywności i umiejętności lalkarskich Marine Dubois, która animuje różne, przygotowane przez siebie laleczki i lalkę żyworęką Louisa Réarda - twórcy bikini.

Festiwal w nowej lokalizacji pozwolił odkryć kolejny urokliwy zakątek Gdańska nie tylko przyjezdnym, ale też samym gdańszczanom. Amfiteatralna przestrzeń nazwana parkiem przy ul. 3 maja (miejsce odgrywania spektakli dla dzieci "Pchły Szachrajki" A3 Teatru czy rosyjskiego Plasticine Rain - "The Fools Show"), czy polana pod Górą Gradową z przepięknym widokiem na gdańskie żurawie (tam zlokalizowany był namiot Cirque Pop Up) albo otoczony lasem Bastion Neubauera w parku Centrum Hewelianum (przestrzeń, gdzie umieszczono spektakl "Schraapzucht" holenderskiego teatru Tuig) - to piękne miejsca, które z pewnością można wykorzystać lepiej podczas kolejnej Fety. Z kolei na Majdanie, gdzie miały miejsce spektakle akrobatyczne i taneczne, zdecydowanie prezentowane powinny być przedstawienia z dużą scenografią, bo płaski teren utrudnia oglądanie wydarzeń odbywających się na poziomie widzów. Tradycyjnie już na festiwalu brakuje słowa pożegnalnego od szefa imprezy i podziękowania widzom oraz twórcom spektakli za czterodniowe święto teatru.

Głównym problemem są jednak ograniczone do 1000 osób, a oglądane w praktyce przez jeszcze mniejszą widownię spektakle na Placu Zebrań Ludowych. O ile formuła biletowania małych form (ograniczonych gabarytami domku lub namiotu) sprawdza się, o tyle biletowanie głównych wydarzeń dnia mocno wpłynęło na ich frekwencję. Chociaż, gdy dopisała pogoda, teren Centrum Hewelianum stał się przestrzenią relaksu i spacerów (podobnie jak bastiony w poprzedniej lokalizacji Fety), to do klimatu Starego Przedmieścia i Dolnego Miasta po przeprowadzce w nowe miejsce Fecie - niestety - na razie jest daleko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji