Artykuły

W obronie umęczonych

Z Teatru Miniatura powiało grozą. Gdybyśmy nie wiedzieli, na co idziemy, nie rozpoznalibyśmy ani utworu, ani au­tora. Wielka to doprawdy umiejętność wykonać taką zagadkę dla publiczności. Podobno jest to tragedia Eurypidesa pt. "Trojanki" w adapta­cji J. P. Sartre'a. A oto co zobaczyliś­my.

Rzecz dzieje się pod mostem. Panie w pikowanych łachmankach, ale sta­rannie uczesane "na lakier", są nieza­dowolone, bo spalono i ograbiono ich miasto, a mężów zabito. Więc krzy­czą, śpiewają, biegają po moście i pad mostem. Wśród nich męczy się tak świetna aktorka jak Halina Gryglaszewska, której Hekuba powinna przejść do historii teatru. Cóż, kiedy skreślono jej najwspanialsze sceny, a z resztą doprawdy nie wie co robić. Pojawiają się jeszcze inne panie i je­den pan. Pana biją po twarzy, a pa­nie cierpią, więc na ogół krzyczą, co wzbudza uczucie zniecierpliwienia. Prawdziwie głębokie współczucie wy­wołuje Wojciech Ziętarski przebrany w kostium Gucia, przyjaciela pszczół­ki Mai. Są jeszcze inne śmieszne rze­czy i dziecko wrzucone pod pociąg, bowiem efekt muzyczny następujący po wyprowadzeniu Astyanaksa na śmierć do złudzenia przypomina tur­kot rozpędzonego pociągu.

W roku 415 p.n.e. odbyła się w Gre­cji 91 olimpiada, podczas której Eury­pides wystąpił z tragediami "Aleksan­der", "Palamedes", "Trojanki" oraz dramatem satyrowym "Syzyf". Po­niósł sromotną porażkę, zwyciężony przez niejakiego Ksenoklesa, o któ­rym, nikt dziś nic nie wie. O wiele późniejszy pisarz Ailianos, zwany też Elianem, pisał oburzony: "Czyż to nie śmieszne? Żeby Ksenokles zwyciężał, a Eurypides przegrywał i to z takimi dramatami? Więc jedno z dwojga: al­bo bezrozumni byli ci, których głosy decydowały, i niewykształceni, i da­lecy od właściwej oceny, albo zostali przekupieni. Jedno i drugie absurdal­ne i najmniej godne Ateńczyków". Pod wyrokiem Ateńczyków podpi­sze się obydwiema rękami każdy, kto obejrzy "Trojanki" w Teatrze Minia­tura. Ten pozbawiony jakiegokolwiek sensu kadłubek tragedii zasługuje na zdecydowane potępienie. Aleksandra Domańska - reżyser, Katarzyna Żygulska - scenograf i Zbigniew Preis­ner - kompozytor gorsi byli dla Eu­rypidesa niż Grecy dla Troi. Z dzieła wielkiego tragika pozostał śmieszny kikut, z którego nawet domyślić się nie można pierwotnego kształtu i sen­su. Po co? - pytam. Po co i dlaczego?

Po co wstawia się do repertuaru "Trojanki" nie mając cienia pomysłu na ich sceniczną realizację? Dlaczego kastruje się Eurypidesa w adaptacji Sartre'a, wycinając sceny i kwestie istotne dla rozumienia podstawowego sensu tragedii? Dlaczego "oprawia"

się to wszystko w paskudne i śmieszne dekoracje i kostiumy? Po co każe się umęczonym aktorom wykonywać rzeczy, których się w sposób widoczny wstydzą? Dlaczego zmusza się ich do wykrzykiwania protest-songów (o bo­gowie, znowu!)? Dlaczego dopuszczo­no do premiery tego potworka? W Kra­kowie! W Teatrze Słowackiego!

Aleksandra Domańska jest reżyse­rem dyplomowanym, ma za sobą dwa fakultety. Kto jej dał dyplom i za co, jeżeli po co najmniej ośmiu latach studiów nie ma pojęcia o teatrze nie tylko antycznym, ale jakimkolwiek? Przedstawienie "Trojanek" jest skan­dalem i doprawdy szkoda pióra na jego analizowanie czy opisywanie.

Kiedy w roku 1965 w paryskim Palais de Chaillot miała się odbyć pra­premiera "Trojanek" w adaptacji Sartre'a i reżyserii Michaela Kakojannisa, Sartre po obejrzeniu paru prób chciał wycofać swoją adaptację. Dy­rektor Grabowski po obejrzeniu jed­nej choćby próby "Trojanek" w reży­serii Aleksandry Domańskiej powinien wycofać to przedstawienie bezpowrot­nie, aby już nie straszyło. Byłoby to dobrodziejstwem i dla teatru, i dla publiczności.

Aktorom zatrudnionym w tym przed­stawieniu składam wyrazy szacunku i ubolewania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji