Kawał teatru
"Uczone białogłowy" to komedia z tych słabszych, rzadko grywanych sztuk Moliera, trochę nawet żenująca jego wielbicieli. Gdyby ją napisał jakiś l'Abbe du Perelle, historycy dramatu
może by nawet znęcali się nad nim za wstecznictwo (wyśmiewa edukacyjne ambicje kobiet, za wzór stawia kucharkę) i wytykali plagiaty - z Moliera. Bo też Molier obficie wykorzystuje tu swe dawne motywy. Filaminta, pani domu, to damska odmiana despoty Orgona ze "Świętoszka", jak tamten w Tartufie, tak ta zaślepiona w podobnym pasożycie, wierszoklecie, Trysotynie. Ten znowu jest repliką soneciarza Oronta z "Mizantropa", kucharka Marcyna ma liczne siostry-pokojówki w co drugiej komedii, a ulubionych przez Moliera rezonerskich tyrad więcej tu nawet niż w "Szkole mężów".
Andrzej Barański, reżyser poniedziałkowego spektaklu w TVP, podjął się więc zadania bardzo ryzykownego: spróbował zabawić widzów komedią średnią, przy czym o problematyce dość sobie (w najlepszym razie!) zwietrzałą. I wygrał na całej linii! Aktorów dobrał świetnych, ale i najlepsi aktorzy zawodzą, gdy (bez obrazy!) nie wiedzą, co i jak grać (przykładem fatalnie poprowadzona niedawna "Dzika kaczka" Ibsena). Mam wrażenie, że na wstępie powiedział zespołowi: moi drodzy, nie przejmujcie się "akcentami satyrycznymi" i tą całą pseudouczonością, grajcie rodzinę, w której pani domu, mocna baba, dostała bzika na punkcie pewnego chłystka i jego teorii, pół rodziny zaraziła swym bzikiem, a słabszą resztę, z mężem-ofermą na czele, potrafiła terroryzować omalże skutecznie. Tym sposobem komedia przestała być obyczajowym zabytkiem, a stała się żywą, ludzką historią.
I równocześnie Barański pozwolił aktorom pograć. Ba, nie pozwolił im ani na chwilę przestać grać, robić sobie pauzy po odrecytowaniu kwestii. Kamera była tu bardzo ruchliwa, aktywniejsza niż normalnie oko widza w teatrze. Chryzal-Kowalewski jeszcze mówi, a już miga nam zacięta twarz Filaminty-Dykiel i wiemy, dlaczego z pana domu, mimo stanowczych słów, "uchodzi powietrze". I tak przez całe przedstawienie.
W sumie: znakomity kawał teatru. Ktoś kiedyś powiedział, że jeszcze wiele pięknych rzeczy można napisać w C-dur. Barański udowodnił, że jeszcze wiele pięknych rzeczy można zagrać w stylu Comedie Francaise.