Artykuły

Wstrząsająca wizyta

Czołową pozycją tegorocznego repertuaru scen polskich stała się, jeżeli chodzi o sztuki zagraniczne, napisana przed kilku laty komedia dramaturga szwajcarskiego Durenmatta "Wizyta starszej pani". Grają ją niemal równocześnie w Warszawie, Krakowie, Łodzi i Poznaniu.

Chcąc odpowiedzieć na pytanie - o co w tej "Wizycie" chodzi, można by, posługując się największym skró­tem, dać odpowiedź następującą: jest tu utwór ukazujący zabójcze, niszczy­cielskie działanie potęgi pieniądza. W literaturze świata roi się na przestrze­ni stuleci od sztuk poruszających tę problematykę. Ale lwia część tego typu utworów ukazuje w jaki sposób zło­wroga potęga i dyktatura pieniądza łamie jednostki. Durenmatt poszedł dalej: rozszerzył zasięg problemu, objął nim współczesną zbiorowość. Jest nią miasteczko niemieckie Gullen, siedlisko najstraszliwszej powojennej nędzy i rozpaczy.

Pewnego dnia przyjeżdża do Gul­len najbogatsza kobieta świata, Kla­ra Zachanasiann. Urodziła się w Gullen, przeżyła tam dzieciństwo i pierwszą miłość. Uwiedziona przez niejakiego Illa, który na rozprawie sądowej wyparł się ojcostwa swego dziecka, przekupiwszy świadków, znalazła się w domu publicznym w Hamburgu, a potem wypłynęła na najszersze wody. Przyjeżdża do swego Gullen i wita­na entuzjastycznie przez gulleńskich nędzarzy, oświadcza: Dam wam mi­liardy, zrobię z was bogaczy, ale żą­dam sprawiedliwości. Za cenę tych moich miliardów musicie zabić kupca Illa, który kiedyś tak nikczemnie i ha­niebnie ze mną postąpił. I oto jesteś­my świadkami, jak bogobojne, ciche miasteczko, w którym kiedyś nocował Goethe, robi wszystko, zabijając wy­rzuty sumienia, by za cenę miliardów usunąć kupca Illa z grona żyjących. W pokonywaniu wyrzutów sumienia pomaga gulleńczykom miejscowa in­teligencja: ksiądz, nauczyciel i bur­mistrz. Kiedy grunt jest już dosta­tecznie przygotowany, obywatele mia­sta Gullen wymierzają Illowi spra­wiedliwość, dusząc go własnymi ręka­mi.

Jak widać z tego fragmentarycznego streszczenia jest utwór Durenmatta niezwykle drapieżnym osądem i prze­krojem dnia dzisiejszego zachodniego świata. Niezależnie od środków artystycznych, którymi Durenmatt się posługuje, niezależnie od jego zamierzeń, nikt chyba od czasów Ibsena nie zde­maskował reprezentantów ładu i po­rządku społecznego, opartego o hasło "biblia i dolar" w sposób tak bezli­tosny i równocześnie beznadziejny, jak autor szwajcarski. "J'accuse" Durenmatta nabiera jeszcze ostrości przez to, że Klara Zachanassian, dziewczyna z domu publicznego, mianuje i obala rządy i ich premierów, którzy z okazji któregoś tam z rzędu jej mał­żeństwa (tym razem księciem mał­żonkiem jest jakiś arcyidiota, odzna­czony nagrodą Nobla) przysyłają jej wiernopoddańcze depesze gratulacyj­ne.

Gdyby Durenmatt był pisarzem, na­leżącym do obozu socjalistycznego, sztuka jego, oskarżycielska i dema­skatorska, szukałaby dróg wyjścia i ra­tunku, mielibyśmy, jak amen w pa­cierzu, tak zwanego bohatera pozy­tywnego. Ale Durenmatt nie należy do obozu, którego celem naczelnym jest zmienianie świata. Pisarz poprzestaje na bezlitosnych konstatacjach, których wnioski są całkowicie jednoznaczne. Niezależnie od tego czy Du­renmatt chce, by utwór jego działał przede wszystkim jako groteska, jako widowisko nasycone przede wszystkim humorem i ironią, sztuka jego jest w swoim bezpośrednim działaniu utworem o problematyce społecznej. Forma wyrazu, brak wniosków końcowych nie zmieniają tej okoliczności. Poszczególne postacie i sytuacje częstokroć paradoksalne i zaskakujące, że­by wymienić tylko epilog, będący ja­kimś makabrycznym happy endem, stają się tylko pretekstem i bodźcem do rozważań nad sprawami, które dzisiaj, niezależnie od światopoglądów, na całym świecie zaprzątają serca i umysły.

Reżyser i inscenizator ,,Wizvty" w warszawskim Teatrze Dramatycznym, Ludwik Rene i scenograf Jan Kosiń­ski dali wspaniałe widowisko o szerokim oddechu. Mamy przed sobą olśnie­wającą, barwną feerie miasteczka Gullen, które pod wpływem obiecanych milionów Klary Zachanassian prze­istacza się w oazę bogaczy. Insceniza­tor, zachowując pełny tekst utworu, łącznie z jego niełatwymi do odczy­tania figurami symbolicznymi, nie po­szedł na żadną łopatologię, pozostawiając wyciągnięcie wniosków ogólnych niezawodnej intuicji i wrażli­wości widza i słuchacza. Miasteczko Gullen ukazane zostało w swej peł­nej postaci, reżyser ustrzegł się te­go, by z ludzi wplecionych w krąg morderstwa zrobić zbrodniarzy. Zasługą jego jest również to, że postacie prowadzące miasto do zbrodni: duchowny, nauczyciel i burmistrz nie są wcielonymi diabłami, lecz produktem systemu upodlającego dusze.

Spośród ogromnej plejady wykonaw­ców na czoło wybija się Dzwonkowski w roli Illa. Artysta przeprowadził w sposób konsekwentny i wstrząsający stan osaczenia, w którym się znalazł. Jest zaszczutym, nędznym zwierzęciem, skazanym na zagładę. Bardzo trudna i skomplikowana rola Klary Zachanssian przypadła w udziale Łuczyckiej. Wbrew pokusom tekstu artystka ustrzegła się zdemonizowania tej postaci. Jej okrucieństwo, jej brutalność mają w sobie gdzieś na dnie coś bardzo ludzkiego.

Piszący te słowa miał sposobność widzieć "Wizytę" w łódzkim Teatrze Nowym w reżyserii i inscenizacji Kazimierza Dejmka. W przeciwieństwie do Rene, Dejmek dokonał w utworze Durenmatta bardzo znacznych skrótów. Idą one wbrew intencji autora w kierunku wyjaskrawienia i jak najmocniejszego uwypuklenia charakteru społecznego sztuki. Chodziło Dejmko­wi przede wszystkim o to, by nie rozpraszać uwagi widza szczegółami i szczególikami. I tak na przykład podczas rozmów Illa z burmistrzem i policjantami, w których Ill chciałby jakoś uratować się od gullenowskiego miecza sprawiedliwości, usunął Dejmek siedzącą na balkonie Klarę Zachanssian. Najbardziej charakterystyczny jest u Dejmka akt ostatni, grany w Łodzi bez happy endowego epilogu. Kiedy w Warszawie główna uwaga widowni skupiona jest w sce­nie sądu zbiorowego, na epizodach charakterystyczno-komicznych, na na­tarczywej bezgranicznej głupocie re­porterów dziennikarskich, radiotów i telewizjonerów, Dejmek usuwa te momenty w cień, wybijając na czoło samą sprawę. Inscenizacja Dejmka przypominająca międzywojenne ujęcie przez Schillera w Teatrze Polskim "Opery za trzy grosze" Brechta (w przeciwieństwie do spektaklu berlińskiego, utrzymanego w tonie ironiczno-groteskowym Schiller zdemonizował sztukę), budzi zastrzeżenia podzielane przez piszącego te słowa; skróty poszły tu chyba za daleko, łopatologia jest miejscami zbyt natar­czywa. Dając wyraz tym zastrzeże­niom, trudno jednak w konfrontacji z ujęciem warszawskim, nie przyznać, że pewne dialogi działają mocniej, wy­raźniej i bardziej sugestywnie u Dejmka. Również usunięcie epilogu ma swoje uzasadnienie.

"Wizyta", utwór niełatwy do prze­łożenia, znalazł doskonałych, wnikliwych tłumaczy w osobach Marcelego Ranickiego i Andrzeja Wirtha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji