Moralizator w błazeńskiej czapce
Od końca lat siedemdziesiątych Friedrich Durrenmatt zaczął wypowiadać się przeciwko teatrowi. Ten znakomity pisarz, który zyskał światowy rozgłos właśnie swoimi, jakże intrygującymi utworami scenicznymi, nagle zwątpił we współczesną dramaturgię, w jej nośność, w jej literackie posłannictwo. W wywiadach, które się posypały, twierdził również, że od teatru odepchnęło go to, co się teraz w nim wyprawia, gdzie nie tyle słowo ma znaczenie, lecz - o dziwo - mimiczne eksperymenty, smętne wynaturzenia scenograficzno-inscenizacyjne, będące w konsekwencji mimikrą i pseudokulturą.
Aliści w 1983 roku na scenę Schauspielhausu w Zurychu weszła jego komedia zatytułowana "Achterloo", wykorzystująca mit napoleoński. Oto ukazuje nam się człowiek, który postanawia "przemyśleć wszystko do końca". Podczas tego mocowania się z tragedią ludzkiego losu popada w obłęd - wydaje mu się, że wstąpił w niego duch Napoleona, dzięki któremu to, co niemożliwe, stanie się faktem, i dlatego prosi otoczenie o zwracanie się do niego "mon generał". Trafia, oczywiście, do domu wariatów.
Fritz Schediwy - aktor grający rolę tytułową - powiedział po spotkaniu z autorem na próbie, że cały czas wydawało mu się, iż siedzi przed nim główna postać z "Achterloo".
Pisarz - rozczarowany premierą swej nowej sztuki (według Durrenmatta "na premierę przychodzi zawsze fałszywa publiczność"), słabą reperkusją krytyczną, zadziwiającym chłodem widzów - wszem wobec ogłosił, że "Achterloo" było zdecydowanie ostatnim jego utworem dramatycznym. I słowa dotrzymał.
Po latach wyznał w wywiadzie z 1989 r. dla "Die Welt", że "jeżeli człowiek pisze dla teatru, to musi z nim również współdziałać - także w zakresie reżyserii - co wiąże się zawsze z ogromnym wysiłkiem. Muszę zacząć myśleć o swoim zdrowiu".
Niestety, śmierć zaskoczyła go znienacka w grudniu ubiegłego roku, choć prowadził ostatnio życie zrównoważone, starając się unikać stresów i zbytniego zaangażowania w życie publiczne. Delektował się prozą beletrystyczną i samotnością tworzenia, a przede wszystkim - patrzeniem nocą w głąb Kosmosu. W końcowej scenie swej powieści zatytułowanej "Jutiz" (Sądownictwo) sportretował samego siebie, jak siedzi na tarasie własnego domu i, patrząc na
gwiazdozbiór Oriona, rozważa: kogo też on właściwie ściga.
Zamiłowanie do patrzenia nocą na gwiazdy pisarz tak oto skomentował: "Spojrzenie w Kosmos jest spojrzeniem w przeszłość. Im głębiej zaglądam w konstelacje, tym bardziej przeszłością stają się wszystkie rzeczy i sprawy. Spozieranie w Kosmos pozwala utwierdzić się w niesłychanym wręcz jego wymiarze. Było to dla mnie zawsze niezwykle fascynujące - owo spojrzenie w przeszłość".
Friedrich Durrenmatt urodził się 5 stycznia 1921 roku w Konolfingen (Kanton Berno), w Szwajcarii, jako syn protestanckiego pastora. Studiował w Zurychu i Bernie teologię, filozofię i germanistykę. Równocześnie dał się poznać, jako utalentowany rysownik, grafik i krytyk teatralny piszący dla zuryskiego tygodnika "Weltwoche".
Wkrótce też objawił się, jako autor sztuk teatralnych, które prawie natychmiast zwróciły na niego uwagę i przyniosły mu rozgłos światowy. Potwierdziły to liczne nagrody i wyróżnienia międzynarodowe. Między innymi otrzymał w 1959 roku nagrodę literacką imienia Fryderyka Schillera w Mannheimie oraz Nagrodę Krytyki Teatralnej w Nowym Jorku.
Miał już wówczas w swoim dorobku tak znakomite sztuki, jak "Romulus Wielki", "Małżeństwo pana Mississippi", "Anioł zstąpił do Babilonu", "Wizyta starszej pani". "Frank V"... Świat poddał się jego talentowi. Chciał go słuchać i obcować z jego bohaterami. Teatr stał się zatem swoistym forum dla jego poglądów oraz rezonatorem jego myśli i filozoficznych ustaleń.
W odczycie zatytułowanym "Problemy teatru" (1955) twierdził, że w obecnej dobie, gdy "państwo stało się anonimowe, zbiurokratyzowane, a współczesne poczynania państwowe są spóźnionymi utworami satyrycznymi", gdy "tragiczni bohaterowie są bezimienni" tragedia jest niemożliwa. Tylko forma komedii nadaje się do przedstawienia "świata nie ukształtowanego, dopiero się tworzącego i podlegającego przeobrażeniom".
Poza tym uważał, że tyrani naszej planety "za nic mają literaturę piękną, obawiają się tylko jednego: szyderstwa".
Durrenmatt z wielkim zapałem tworzył swoje komedie, mające ciekawą, nieraz sensacyjną fabułę; wypełniał je efektownymi pomysłami, w których zderzają się powaga z groteską, a komizm z makabreską.
W latach pięćdziesiątych powstała większość jego najbardziej nośnych utworów scenicznych. Do nich należy jeszcze podłączyć "Fizyków" (1961) oraz jego powieści. Z tamtego, pierwszego okresu pochodzą również znakomite słuchowiska radiowe ("Nocna rozmowa z człowiekiem, którym się gardzi", "Jesienny wieczór", "Przygoda pana Tropsa", "Sędzia i jego kat", "Akcja Wega", "Herkules i stajnia Augiasza", "Proces o cień osła", a także opowiadania na przykład "Kraksa. Historia jeszcze możliwa", "Obietnica. Podzwonne powieści kryminalnej").
Friedrich Durrenmatt przeszedł niczym burza przez polskie sceny, przez nasze radio i telewizję. Pod koniec lat pięćdziesiątych, lecz przede wszystkim w sześćdziesiątych wystawiono u nas wszystkie jego znaczące i mniej znaczące utwory. Wielkim jego rzecznikiem stał się Teatr Dramatyczny w Warszawie. "Wizyta starszej pani" z Wandą Łuczycką i Aleksandrem Dzwonkowskim stała się prawdziwym wydarzeniem. Podobnie rzecz się miała z "Romulusem Wielkim" (kapitalna kreacja Jana Świderskiego), z "Fizykami" z Łuczycką, Świderskim. Fettingiem i Płotnickim, czy z przeróbką "Tańca śmierci" Strindberpa, noszącą u Durrenmatta tytuł "Play Strindberg" reżyserowana przez Andrzeja Wajdę, a kreowaną przez Krafftównę, Łomnickiego i Łapickiego. Występowali w sztukach tego wielkiego Szwajcara także Eichlerówna, Woszczerowicz, Holoubek, Malicka oraz wielu innych naszych czołowych aktorów. Reżyserowali go nasi najwybitniejsi, m in. Konrad Swinarski, Dejmek, Wajda, Cywińska...
Kiedy jeszcze był przejęty swoim posłannictwem dramaturgicznym, powiedział: "Sam niezupełnie jasno zdaję sobie sprawę z tego, czym jest teatr. Jest to niewątpliwie jakieś dążenie do stworzenia własnego świata lub też - powtórzenia stworzenia świata. Nęci mnie, aby mieć jakiś świat: kusi mnie, aby zbudować świat, ukształtować historię i ludzi. Wreszcie pisze się dla teatru po to, aby dojść do ładu z samym sobą". Pod koniec życia już tym podobnych budzeń nie miał.