Artykuły

Latający cyrk pana Wolanda

"Mistrz i Małgorzata" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

To musi być istna rewolucja w Teatrze Osterwy! Publiczność jest prowadzona na widownię ustawioną na scenie. Akcja przedstawienia rozgrywa się zaś naprzeciwko. Okrąglak po siedzeniach i kilkupoziomowe balkony sprawiają, że przestrzeń sceniczna nabiera amfiteatralnego wymiaru. Elminowska ma ciekawy pomysł na teatralną maszynerię, zresztą samo technologiczne opanowanie całości musi budzić szacunek. W centrum sceny stoi karuzela z charakterystycznymi konikami, natomiast z tyłu umieszczono olbrzymią twarz klauna. Owalny kształt sceny podkreśla fakt, że na balkonie siedzą aktorzy udający widzów.

Przez usta klauna wchodzą ,,artyści cyrkowi". Tyszkiewicz rozbija konstrukcję Bułhakowowskiej powieści, przestawiając porządek scen. Dlatego akcja rozpoczyna się od sceny w teatrze Varietes. Kompani Wolanda są ubrani w stroje błaznów (Korowiow przypomina nawet Pierrota), sam szatan prezentuje się dostojnie w białym garniturze. Oprócz sztuczki z pieniędzmi pojawiają się triki z połykaniem igieł, ze znikającą chustą, ze zmianą sukienki. W te gierki angażowani są widzowie. Tyszkiewicz już na samym początku przedstawienia odsłania mechanizmy teatralne.

Cyrk jest miejscem magicznym, w którym dzieją się rzeczy niezrozumiałe bez znajomości technik konkretnych trików. Reżyser chce pokazać, że taki charakter mają podchody Wolanda i jego ekipy. Cała ta magia jest bowiem niczym wobec niespodzianek w życiu. Świadczy o tym przykład niedowiarka Arkadija Appołowicza, którego zdrada małżeńska zostaje wyciągnięta na wierzch w charakterze sztuczki cyrkowej. Berlioz pokazuje się na scenie od razu jako głowa, tylko że położona na talerzu niczym pieczone prosię. Przy tej okazji pojawia się ciekawy pomysł: redaktor mówi o swoim braku wiary w dowody na istnienie Boga w tonacji pieśni kościelnej. Co chce powiedzieć Tyszkiewicz: że ateizm stał się nowym dogmatem, nową wiarą? Berlioz jest kolejnym niedowiarkiem, następnym do ,,zjedzenia" naiwnym zwierzątkiem. Świetny zabieg jest bardzo w duchu ,,Mistrza". Dyrektor Lichodiejew pojawia się natomiast z nieodłącznym tupecikiem. I tylko sztuczne włosy po nim zostają, gdy w tajemniczy sposób pojawia się w Jałcie. Prezes Nikanor Bosy żąda dla siebie bilecików, po czym dostaje pieniądze. Łapówka jako kolejna cyrkowa sztuczka?

Metafora cyrku zostaje rozszerzona. Trikami okazują się bowiem różne ludzkie działania, przykrywające łajdactwa i obliczone na przekonanie innych do swojej prawdy. Osadzony w psychiatryku Iwan głośno się zastanawia, w jaki sposób napisać list do milicji, żeby mu uwierzyli. ,,Z przytupem" - to znaczy jak? Jak sklecić słowa, żeby zadziałać na wyobraźnię funkcjonariuszy? Małgorzata smaruje się srebrzystą maścią, przez co wygląda jakby była cała ze złota. Czy nie próbuje przez to udowodnić, że jest ,,idealną kobietą"? Zewnętrzna powłoka nie sprawia jednak, że podstarzały Mistrz rzuca się w ramiona ukochanej. Poza fizycznością, feerią barw i hochsztaplerką istnieją bowiem emocje i prawdziwe problemy.

Cała ta gra masek uwidacznia się w sekwencji balu. Jego uczestnicy mają opaski na oczach i tańczą w rytm agresywnego house'u. Mężczyźni i kobiety ubrani są w jednakowe uniformy - płeć brzydka na czarno, kobiety w białych kombinezonach. Wodzirejem jest Woland, odziany w lateksowy kostium i maskę kozła. Efektowna sekwencja pokazuje zbitą masę, poruszającą się monotonnie w rytm piosenki. Anonimowy tłum kryje swoją maskaradę, relatywizowanie rzeczywistości, własnej tożsamości, prawie jak u Lermontowa.

Wszystko okazuje się iluzją - sam Woland mówi na koniec: ,,świąteczną północ łatwo jest zatrzymać". Cała opowieść przedstawiona w spektaklu umyślnie ukazuje teatralne szwy. Triki i sztuczki cyrkowe są metaforą gry, jaką prowadzą wobec siebie ludzie. I to właśnie sekwencje z Wolandem i jego świtą okazują się najciekawsze. Znakomity jest Korowiow Daniela Dobosza, demon o wyglądzie smutnego błazna obdarzony przenikliwością. Także angażowanie publiczności w akcję nadaje widowisku dynamikę i odpowiedni rytm. Zamykający pierwszy akt zbiorowy taniec stanowi kwintesencję tego zabiegu.

Ale jednocześnie kompozycja i dramaturgia ,,Mistrza" wyraźnie kuleją. Istnieje w spektaklu wyraźny podział na sceny krótkie i długie. To właśnie dzięki tym pierwszym, opartym na wymownych symbolach (np. scena z Berliozem), przedstawienie Tyszkiewicza nabiera wartości. Natomiast fragmnety rozmów (np. Mistrza z Iwanem lub Małgorzatą) są niepotrzebnie rozwleczone. Ma się wrażenie, że adaptator nie wiedział, kiedy urwać i skończyć tekst Bułhakowa. Ten rozziew między oboma typami scen skutkuje licznymi dłużyznami. Skrótowa konwencja cyrku sprawdziła by się w przypadku jednolitego wystylizowania każdej z sekwencji.

Wytykając sztuczność międzyludzkich relacji Tyszkiewicz sam idzie w efekty. Wiele jest tutaj scen estetycznych, ale pustych. Przykładem niech będzie obraz gry w żywe szachy między Behemotem a Wolandem. Wreszcie wymyślne kostiumy - Wojciech Rusin nosi długie włosy i kocie wąsy oraz duże epolety. Ubrania z lat 40. są przemieszane z nowoczesnymi kombinezonami. Przez część przedstawienia można mieć wrażenie chaosu, i to mimo faktu, że trochę ten ,,Mistrz" przypomina dzieła późnego Meyerholda. To przedstawienie jest oparte na ciekawym pomyśle, ale realizatorom zabrakło konsekwencji. A może to kwestia trudności związanych z przełożeniem języka powieści na warunki sceniczne?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji