Między skwerkiem a mięsnym
Spotykam ją codziennie między ósmą a dziewiątą rano. Ja - jak zwykle - gdzieś się spieszę, biegnę, ścigając się z czasem, z którym i tak przegram. Ona kroczy powoli, dostojnie, od czasu do czasu poprawiając na głowie filuterny kapelusz i przypięte do niego kwiaty, których czas świetności dawno już minął. Na smyczy prowadzi starego jak ona kundla, z nagryzionym uchem, co pewnie stało się jeszcze wtedy, gdy mógł puścić się jeszcze w pogoń za kotem.
Ale to nadgryzione ucho jest najważniejsze. Psiak podnosi je, ilekroć właścicielka zaczyna perorować, najpierw cichym, wstydliwym głosem, by w okolicach skwerku przejść do krzyku i wpaść w bezdenną rozpacz tuż przed mięsnym. Kto posłucha głosu kobiety choć przez chwilę, zrozumie, iż jest ona wielka - dźwiga na swoich barkach problemy całej kuli ziemskiej, przestrzega przed zaśmieceniem głów, powolnym stąpaniem w piekielną przepaść, która nieuchronnie czeka na ludzkość. Jednym słowem, staruszka naprawia świat.
"Naprawiacz świata" w reżyserii i wykonaniu Leszka Piskorza to potwór, kapryśne dziecko, znęcające się nad otoczeniem. Siedzi na inwalidzkim wózku, udając niemoc. Jest mu tak wygodniej, bo może dowoli cierpieć nad głupotą świata, nad niezrozumieniem jego fenomenalnej teorii. Nigdy nie dowiemy się, na czym polega jej genialność, ale brak zrozumienia równoznaczny jest naszej głupocie i głupocie przedstawicieli władz uczelni, którzy przychodzą wręczyć Naprawiaczowi doktorat honoris causa.
Wszystko rozumie tylko Kobieta Agnieszki Mandat. Z cierpliwością godną świętości znosi zachcianki potwora. Klnie wprawdzie pod nosem, ale z pokorą myje jego nogi, karmi go, przynosi i odnosi różne przedmioty, czyli wypełnia stały, codzienny rytuał, od którego nie ma wyzwolenia.
Bo tak naprawdę relacje między tą parą opierają się na celebracji codziennych czynności, dającej jemu poczucie wyższości, a w jej przypadku zaspokajającej potrzebę opiekuńczości, co widać w momentach, gdy czule gładzi zroszone potem czoło mężczyzny. Jednak ta szara mysz, chodząca na komicznie krzywych nogach, potrafi nas zaskoczyć. Nagle, podczas przyznania doktoratu, zjawia się w seksownej, czerwonej sukience, doskonale podkreślającej jej kształty.
"Naprawiacz świata" to typowo aktorski spektakl, ujawniający zmiany nastrojów bohaterów, ich odwieczną walkę z niezrozumieniem, za co chwała Leszkowi Piskorzowi. Jednak w przedstawieniu ta rozgrywka została wypreparowana, umieszczona w laboratoryjnych warunkach, jakie stworzyła scenografia - zimne, jasne światło wręcz szpitalnej przestrzeni, doskonale dobrane rekwizyty, których doskonałość sprawia, iż mamy wrażenie, że znajdujemy się we wnętrzu kosmicznego statku, a nie w mieszkaniu dziwaka.
Pani w kapeluszu naprawia świat między skwerkiem a mięsnym. Tu się jej boją, tu się z niej naśmiewają i tu nikt jej nie rozumie. Nie ma tu żadnego fałszu, który dotknął sztuczny świat Naprawiacza.