Artykuły

Prawda i zmyślenie

Anna Frank zaczęła pisać swój pamiętnik będąc czternastoletnią dziewczynką. Było to w roku 1942, kiedy razem ze swoimi rodzicami, starszą siostrą i jeszcze drugą ży­dowską rodziną zaczęła ukrywać się w opuszczonej oficynie han­dlowej dzielnicy Amsterdamu. An­na prowadziła swój pamiętnik przez dwadzieścia sześć miesięcy. W sierpniu 1944 roku gestapo od­kryło kryjówkę, wszyscy zostali aresztowani i wywiezieni. Anna zmarła na miesiąc przed wyzwo­leniem w obozie koncentracyjnym w Bergen-Belsen. Spośród wszyst­kich ukrywających się w opuszczo­nej oficynie ocalał tylko ojciec An­ny. Po wojnie odnalazł pamiętnik córki. W jedenaście lat po śmierci Anny pamiętnik ten został ogło­szony. Wkrótce potem przerobio­ny został na scenę przez dwoje amerykańskich pisarzy. Obok "Go­dota" jest to największe wydarzenie teatralne ostatnich dwóch lat.

Przywykliśmy do czytania pa­miętników umarłych. Nawet zmar­łych bardzo niedawno. Nie budzi to w nas ani oporów, ani skrupu­łów. Pamiętnik, nawet najbardziej osobisty, przeznaczony jest zawsze dla jakiegoś czytelnika. Pisany jest zawsze z myślą, aby zatrzymać czas, utrwalić coś, co jest najbardziej kruche: pamięć. Prawdziwy pamiętnik jest zawsze wyzwaniem rzuconym śmierci. Ale co innego jest czytać pamiętnik, a co innego widzieć go na scenie. Przez cały czas przedstawienia czułem pewien ucisk w sercu. Miałem wrażenie, że przekraczamy jakąś naturalną granicę sztuki. Może lepiej było­by ją nazwać moralną. Nie wiem, być może, że mamy do tego prawo. Ale na "Pamiętnik Anny Frank" nie można patrzeć tylko jak na teatr.

Były lata, w których pisaliśmy aż do znudzenia o wielkim i ma­łym realizmie, o płaskości weryzmu, o konieczności uogólnień i wielkiej typowości. "Pamiętnik An­ny Frank" osiąga absolutną granicę weryzmu. Dalej chyba posunąć się nie można. Jest codziennością. Codziennością przerażającą. Najbar­dziej zwykłym dniem ludzi ukry­wających się w jednym mieszka­niu przez długie miesiące. Nie ma w tej sztuce nic o czym byśmy nie wiedzieli. Zwłaszcza w Polsce. Zna­komita większość widzów zna to wszystko z własnego doświadcze­nia. Nie mogła, nie zdążyła jeszcze o tym zapomnieć.

Dlaczego wśród tysięcy książek, jakie ogłoszono o ostatniej wojnie, ten pamiętnik młodziutkiej dziew­czyny należy do najbardziej wstrząsających lektur? Dlaczego je­go sceniczny obraz jest o tyle bar­dziej wstrząsający od wszystkich sztuk okupacyjnych, któreśmy do­tychczas widzieli?

O ostatniej wojnie, o okupacji, o obozach pisali bardzo wielcy pi­sarze. Ogłoszono dziesiątki i setki pamiętników. Dialog pomiędzy zmyśleniem i prawdą toczy się od początków sztuki. Wydaje mi się, że przynajmniej w ciągu tych dwunastu lat, które dzieli nas od ostatniej wojny, zmyślenie okaza­ło się uboższe od prawdy. Prze­grało nawet jako literatura. Dla­czego tak się stało? Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Umiem je tylko postawić. Nie potrafię również odpowiedzieć i na pyta­nie dużo prostsze: dlaczego "Pa­miętnik Anny Frank", nawet wtedy, kiedy zna się tylko jego adaptację sceniczną, sprawia tak wyjąt­kowe wrażenie?

Nie ma w tej sztuce wielkich dramatycznych wydarzeń, ani scen wstrząsających w swoim okrucień­stwie, ani gwałtownych ideologicznych konfliktów. A jednak groza prześladowania nie opuszcza nas ani przez chwilę, jest obecna w "Pamiętniku Anny Frank" od pierw­szej jego linijki. Wojna nieskoń­czenie przerasta tych wszystkich ludzi, ale los ich całkowicie zale­ży od wojny. Są w pułapce, którą zastawiła na nich historia. Jak bezwolne owady. Wydany został na nich wyrok śmierci z zawieszeniem. Życie w odciętej oficynie przypo­mina chwilami świat Kafki. Jest bezsensowne w swoim okrucień­stwie. Ale tym razem świat ten jest rzeczywisty. Nie ma w nim nic z metafory. Ma swoje daty. Ma swoje miejsce na ziemi w każ­dym z miast pod okupacją hitle­rowską.

Ten kontrast pomiędzy małością i błahością spraw pokazanych na scenie, a wielką grozą historii - wstrząsa w "Pamiętniku" najbardziej. Bohaterowie tej sztuki są tragicz­ni chociaż nie mają żadnych wew­nętrznych danych na bohaterów. Wszyscy oprócz Anny. Bo to jest także sztuka o przebudzeniu wio­sny. O młodej dziewczynie, która budzi się do życia, zamknięta w pułapce. Powietrzem w tej sztuce jest Anna. Bez niej byśmy się udusili. I tylko przez postać Anny sztuka wyrasta ponad płaskość i przeciętność. Jest wielką tragedią. Bo nie ma tragedii bez wielkich bohaterów. I nie ma literatury.

Przedstawienie reżyserował Jan Świderski. Było gęste, nie miało miejsc pustych. Był w nim czas, który mija i czas, który ciąży. By­ła w nim właśnie ta przerażająca codzienność grozy. Od bardzo da­wna nie widziałem przedstawienia o grze tak wyrównanej i tak ze­społowej. Tak całkowicie zobiekty­wizowanej. Aktorzy nie grali, byli. Nie było szparki pomiędzy po­stacią i grą. U wszystkich. Od najmniejszej roli aż do Anny i jej Ojca.

Janina Traczykówna i Bolesław Płotnicki zostaną mi w pamięci. Traczykówna jest młodziutka i pierwszy raz widziałem ją w du­żej roli. Nie lubię prorokować, ale jestem pewny, że będzie z niej wielka aktorka. Anna jej żyje na scenie, dojrzewa, zaraża uczuciem. Jest dzieckiem, zbuntowanym i skrzywdzonym, ale jest także Ifigenią. Jest dziecinna i jest tra­giczna. Jest Anną, która napisała pamiętnik, zdumiewa nie tylko napięciem uczuć, ale jasnością in­teligencji.

Traczykówna i Płotnicki zostają najsilniej w pamięci. Ale arty­styczny walor przedstawienia jest zasługą wszystkich. I po raz pierwszy pragnę przepisać afisz. Matkę Anny grała Ryszarda Hanin. Siostrę - Krystyna Miecikówna. Piotra - Roman Kłosow­ski. Panią van Daan i jej męża - Ewa Krasnodębska i Janusz Pa­luszkiewicz. Dentystę Dussela - Stanisław Jaworski, Miep - Ire­na Laskowska. Kralera - Konrad Morawski. Rolę Otto Franka du­bluje Lucjan Dytrych; Annę - Krystyna Miecikówna; Margot - Teresa Szmigielówna; Piotra - Witold Filler.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji