Tylko dla ucha
Miało być niekonwencjonalnie, bo i tzw. prawdziwa opera męczy, nuży, że to coś tylko dla ucha, z pominięciem oczu, a tu niespodzianka: od początku do końca konwencja, niemal ukochanie tradycji, czasami również męka (także dla wykonawców...).
Były arie, m.in. "Nie mogę już dłużej przybijać gwoździ"; były duety, orkiestrowe intermezza.
To smutna, niemal nostalgiczna, nawet mroczna opowieść; intymna, autobiograficzna opera o własnym dzieciństwie, o najbliższych - przez co raczej nie do krytyki. Obejrzałem i wysłuchałem jej więc z szacunkiem ale i z dużą wyrozumiałością...