Artykuły

Portret zwielokrotniony

Powiedzieć można nawet, że to karkołomne wyzwanie. Dla reżysera i aktorów - przede wszystkim, ale także dla pu­bliczności, która musi wejść w ten dziwny schemat kon­strukcyjny i poddać się ściśle wyznaczonemu rytmowi przed­stawienia. Tekst, będący skrzy­żowaniem słuchowiska z ekspe­rymentem scenicznym, zbudo­wany w dodatku wedle wzoru partytury muzycznej ("Wariacje Goldbergowskie" Bacha) wyma­ga precyzyjnego ustawienia sy­tuacji, doskonałego wyczucia czasu, zróżnicowanych środków wyrazu i silnych osobowości wykonawców. Żeby było jeszcze trudniej, autor rozpisał bowiem jeden życiorys na cztery posta­cie. Na Scenie Kameralnej Te­atru Śląskiego, "Glenn" za­brzmiał bez fałszu. Dzięki Tade­uszowi Bradeckiemu - reżyse­rowi oraz aktorom: Marcinowi Szafarzowi, Andrzejowi Dopierale, Jerzemu Głybinowi i Wojciechowi Górniakowi.

Tytułowy Glenn to Glenn Gould, znakomity kanadyjski pianista, którego kariera i życie intrygują świat do dzisiaj. Nie­zwykła, neurotyczna i genialna zarazem osobowość wymyka się wszak jednoznacznym ocenom. Uznany za wirtuoza w bardzo młodym wieku, po triumfalnym pochodzie przez sceny całego globu, zrezygnował z kariery u szczytu sławy i zajął się pracą w hermetycznym świecie na­grań studyjnych. Pod koniec ży­cia wpadł zaś w rodzaj psycho­zy, odgradzając się od świata i ludzi w kręgu wymyślonych przez siebie prawd i idei. David Young dzieli biografię muzyka na takie właśnie cztery etapy, podstawowa zatem trudność dla aktorów wynika z zastosowane­go przez dramaturga paradoksu - bohater w każdym wcieleniu pozostaje tym samym człowie­kiem, ale ma za sobą zupełnie różne doświadczenia zupełnie inaczej zachowuje się. Katowic­kim aktorom udaje się przekro­czyć niebezpieczną granicę "gra­nia na siebie", i tworząc własne sylwetki Goulda, współrysują jednocześnie postacie kolegów. We wszystkich możliwych kie­runkach, gdyż grają także cienie ludzi, z którymi bohater stykał się w różnych okresach swojej biografii.

Największą zaletą spektaklu w reżyserii Tadeusza Bradeckiego nie jest jednak niezawodnie i bez zgrzytów pracujący mecha­nizm sytuacyjny, zamykający kwartet w jednej, uzupełniającej się formie. Zaletą jest to, że każ­dy z aktorów nasycił swój "ka­wałek" Goulda emocjami, cha­rakterystycznymi dla człowieka w danym wieku. Spod maski ekscentryczności wydobywają oni bardzo normalne, powszech­ne i będące udziałem wielu z nas, lęki, fobie i zahamowania.

Młody Geniusz - Marcin Szaforz - choć już odstaje od norm, narzuconych przez grzeczne(?) społeczeństwo i świadom jest swoich możliwości, potrafi jed­nak oglądać świat z typowo mło­dzieńczą wrażliwością i... pew­nością siebie. Wirtuoz - An­drzej Dopierała - choć zanurzo­ny w dźwiękach i nieustannie rozmyślający nad doskonale­niem interpretacji, pozostaje (jak wielu artystów) niewolni­kiem tremy, próżności i poczu­cia wyższości wobec słuchaczy. Perfekcjonista - Jerzy Głybin - choć odgradza się od zewnętrzności i cyzeluje w nieskończoność swoje dokonania, to przecież niczym nie różni się od setek wykonawców, wiecznie niezadowolonych ze swoich osiągnięć i ciągle czekających na akceptację, płynącą właśnie spoza studia. Wreszcie Purytanin - Wojciech Górniak - choć syci się osiągnięciami, to przecież -jak każdy niemal sta­rzejący się człowiek, brnie w dziwną gorycz, natrętność myśli i poczucie zawodu.

Dopiero na tę zwykłość-nie-zwykłość Goulda, nakładają ak­torzy jego chimeryczność i strach przed życiem. Opowieść o Glennie dziwaku, zmienia się tym samym w opowieść o czło­wieku, który nie jest w stanie unieść swojej odrębności. A to zjawisko, któremu ulegają coraz większe zastępy współczesnych. Pytanie tylko, kiedy przestanie ono być chorobą, a stanie się normą. Czyżby i w tej materii Glenn Gould był prekurso­rem...?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji