Marlowe w Starym Teatrze wypreparowany
"Edward II"w reż. Anny Augustynowicz w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Takiego teatru dawno już nie widziałam - chłodno, formalnie i uniwersalnie przedstawiającego walkę o władzę. Ale im dalej, tym bardziej chciałoby się, żeby coś (ktoś) zakłóciło tę wycyzelowaną formę.
Ostatnia sztuka Christophera Marlowe'a (który nie dożył premiery, w wieku 29 lat zginął w bójce w gospodzie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach) opowiada o zdjęciu z tronu i zamordowaniu króla Edwarda II - władcy niezbyt udanego, homoseksualisty, który związał się z pochodzącym z niskiego stanu Francuzem Gavestonem.
Przeciw królowi występują baronowie, których drażni wieśniak w roli faworyta, i wzgardzona żona Izabela z kochankiem Mortimerem. Świadkiem politycznych zmagań jest młodziutki książę, przyszły Edward III, który jeszcze usiłuje być szlachetny i sprawiedliwy. Tak pokrótce przedstawia się akcja dramatu. Anna Augustynowicz przedstawiła ją również pokrótce - wypreparowała z tekstu Marlowe'a schemat walki o władzę i umieściła go w przestrzeni - scenicznej i ludzkiej - która ma być uniwersalna.
Na scenie znajduje się niewysoki podest, z dwóch jego stron rzędy krzeseł, w dwóch rogach wielkie bębny. Z góry od czasu do czasu zjeżdżają stalowe ramy - mogą ująć fragment akcji w obraz, mogą być lustrem, mogą być więzieniem. Aktorzy w czarnych ubraniach (współczesnych, ale uniwersalnych) są cały czas na scenie - siedzą na krzesłach i spiskują, wchodzą na podest i spiskują Niewątpliwie polityczna gra przedstawiona zostaje jasno, wiadomo, kto jest kim i co nim powoduje, ale rygorystyczna forma i informacyjna beznamiętność wypowiadanych kwestii dość szybko zaczynają nużyć.
Aktorzy (Juliusz Chrząstowski, Michał Majnicz, Krzysztof Zawadzki, Szymon Czacki, Jacek Romanowski, Błażej Peszek w kobiecej roli Izabeli) potrafią oczywiście różnicować ową beznamiętność, czytelne stają się motywacje i charaktery postaci (cynizm, głupota, okrucieństwo, słabość, ambicje różnego rodzaju, zawiść, instynkt przetrwania), ale układa się to w przewidywalny schemat opowieści o polityce na najwyższym szczeblu. Brudnej i bezwzględnej, co wiemy i bez Marlowe'a.
Dramat Marlowe'a jest pełen namiętności, z których w przedstawieniu niewiele zostało. Nie oczekuję, żeby aktorzy rzucali się na siebie z miłości czy nienawiści, ale trochę mięsa (charakteru, życia, nieoczywistości, poezji wreszcie) by się przydało. Nawet Jan Peszek w tytułowej roli poddał się reżyserskiemu rygorowi, skutkiem czego jego postać, zamiast być wirusem podważającym schematy społeczne (ateista i homoseksualista, dla którego ważniejsze jest uczucie niż władza), jest jedynie nieco odmienna od reszty. Owszem, Peszek pokazuje pewien ekshibicjonizm Edwarda, jego aktorskie zapędy, bywa przejmujący, gdy godzi się z losem króla więźnia bez korony i zaraz prosi, żeby pozwolić mu być królem jeszcze przez chwilę, bywa autoironiczny, prezentując swą postać, ale to za mało, żeby przełamać niepodzielnie panującą na scenie formę.
"Edward II" to ostatnia premiera "Sezonu Swinarski". Konrad Swinarski zaczął realizację "Edwarda II" w Burgtheater, ale jej nie dokończył. Ukończony przez dyrektora teatru spektakl (premiera w maju 1972) był podobno nieudany, ale jak wynika z recenzji, zupełnie inny niż propozycja Anny Augustynowicz, gwałtowny i pełen namiętności. Na upartego można potraktować przedstawienie Augustynowicz jako polemikę ze Swinarskim, który nie znosił teatru "od pasa w górę" i uparcie "wbijał z powrotem w ciało". Ale kto o tym jeszcze pamięta?