Piątka na piątkę
PRZYSZŁY historyk teatru w Polsce zapewne zastanowi się nad tym, że nasze teatrzyki satyryczne, estradowe, rewiowe, kabaretowe - czy jak je wreszcie nazwać - zatrzymały się w rozwoju, uległy stagnacji i jałowej staroświecczyźnie. I to właśnie tego typu teatrzyki, które w okresie międzywojennym - a przynajmniej w niektórych jego latach - rozkwitały niewątpliwymi talentami autorskimi i aktorskimi, mogły się zaliczać do czołówki europejskiej. Teraz zaś tylko pewne pomysły studenckie przynosiły jakieś ożywienie w tej dziedzinie, ale były to poczynania amatorskie, skazane na dorywczość i niepełność artystyczną. Czyżby czasy nie sprzyjały rozwojowi satyry teatralnej? Odpowiedź na to pytanie pozostawmy jednak owemu przyszłemu historykowi. Przyjdzie mu ona znacznie łatwiej niż nam.
O teatrzykach przedwojennych świeżo przypomnieli nam bardzo przyjemnie Krukowski (w książce "Moja Warszawka") i Jurandot (w "Przekroju"). Ciężkie to były czasy. Kierownicy teatrów - przynajmniej niektórych - wychodzili z siebie, żeby zdobyć publiczność, a nie obniżyć poziomu i mimo tego dobre sceny bankrutowały. Dziś jest tak dobrze, że nawet złe sceny nie bankrutują - państwo zapłaci, konkurencji nie ma. Więc po co troszczyć się o takie sprawy jak publiczność czy poziom?
Przed wojną wszystkie gwiazdy estradowe znajdowały się u szczytu swej sławy i możliwości artystycznych w wieku poniżej trzydziestki. Dziś - po dwudziestu czy trzydziestu latach - w ogromnej większości gwiazdami są te same dawne gwiazdy. Bardzo cenię i podziwiam dojrzale talenty, doświadczenie i nawet rutynę, ale zastrzyk autorskiej i aktorskiej młodości w teatrze, zwłaszcza w tego typu teatrze jest niezbędny.
I przed wojną właściwi ludzie umieli wyławiać nowe talenty, wydobywać je z ukrycia w sposób dla samych tych talentów niespodziewany. Mieli pod tym względem nieomylne oko czy węch. Niemal wszyscy znakomici potem artyści estradowi tak właśnie zaczynali swe kariery. Dziś jakoś tego oka i węchu brakuje. I aktorzy wyławiają się sami.
Tak też wyłowiła się piątka całkiem młodych aktorów Teatru Dramatycznego m. st. Warszawy i założyła teatrzyk "Koń". Może to zresztą nie teatrzyk się tak nazywa, ale jego pierwszy program. I może jest to impreza jednorazowa. Zobaczymy. W każdym razie udała się znakomicie. I nie jest to już wyczyn amatorski.
Aktorzy ci to: Jerzy Dobrowolski. Wiesław Gołas, Zdzisław Leśniak, Mieczysław Stoor, Stanisław Wyszyński. Trzej pierwsi są również autorami tekstów obok nie grających w tym teatrze: Mieczysława Czechowicza i Zbigniewa Bogdańskiego. Do tego jedna muzykalna kobieta: Elżbieta Szczepańska - fortepian. To wszystko. Poza tym żadnych dekoracji, kilka rekwizytów i... dobre pomysły, humor, dowcip. Wszystko zaś razem tworzy kapitalną zabawę, inteligentną, zaprawioną ostrą satyrą. Być może ponuracy z przerażeniem zawołają: "świętości nie szargać!" i będą rozdzierać szaty, ale cieszmy się, że jednak nie ponuracy decydują i program mógł ukazać się na scenie. Bez ostrości nie ma dobrej satyry. Tę prawdę - mimo jej banalności - warto od czasu do czasu przypominać.
W programie "Konia" jest atmosfera naszych dni, jest aktualność satyryczna, mimo, że nie ma w nim ani słowa o leniwych kelnerach, brakorobach i biurokratach. Młodzi twórcy przedstawienia posłużyli się formą pantomimy, ale pantomimy z komentarzem słownym. Są to właściwie etiudy aktorskie wykonywane bez rekwizytów. Te umiejętności nauczane pilnie w naszych szkołach teatralnych okazały się tu bardzo przydatne.
Wszyscy aktorzy grają doskonale. Wyróżniłbym szczególnie Leśniaka i Gołasa. Jerzy Dobrowolski jest nad podziw dobrym konferansjerem, umie od razu nawiązać kontakt z publicznością, świetnie podaje dowcipy, ma swobodę i bezpośredniość. Wszyscy też dobrze śpiewają, tańczą i w ogóle tworzą naprawdę udane przedstawienie - na piątkę. Można im więc darować pewne dłużyzny np. w historii o złodzieju i detektywie, czy w "polskiej drodze", w tej ostatniej zresztą nagrodzone znakomitą pointą.
W sumie należy się im duże brawo. Niewielka sala prób w Teatrze Dramatycznym będzie ściągała publiczność na pewno przez dobrych kilka miesięcy.