Artykuły

Widzisz to? Penis na talerzu

"Nikt nie byłby mną lepiej. Koncert" w reż. Łukasza Chotkowskiego w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Paulina Nodzyńska w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

Zielonogórski teatr podjął temat kobiet z zakładu karnego. I to skandalizująco, jak nigdy w historii. Tak daleko nasza scena się nie posunęła. Bo kiedy obnażony aktor podstawił pod twarz widzom penisa na plastikowym talerzu. Po co? - zastanawia się Paulina Nodzyńska

Teatr Lubuski znów daje do zrozumienia, że od scen ostrych i kontrowersyjnych nie ucieka. Wcześniej widzowie obejrzeli "Sen podszewki", spektakl przygotowany przez osadzonych w zielonogórskim areszcie. Później tych samych aktorów-amatorów zaangażowano do profesjonalnego "Snu nocy letniej".

"Nikt nie byłby mną lepiej. Koncert" to trzeci projekt związany z więzieniem. Mocniejszy.

Aktor się rozbiera

Twórcy spektaklu - reżyser Łukasz Chotkowski i dramaturg Magda Fertacz - podkreślali, że chcą uniknąć typowego schematu: artyści załatwiają sobie pozwolenie, wchodzą do więzienia i ustawiają przed więźniarkami dyktafon. Później utalentowany literat spisze ich druzgocące historie, następnie zredaguje, opracuje i podpisze się własnym nazwiskiem. Nie. Autorzy spektaklu zażyczyli sobie, bo to one, osadzone, same napisały swoje opowieści. I to był zabieg przemyślany i przekonujący. Wyszło bez odrobiny fałszu.

Chotkowski nie ukrywał, że chce sprowokować widza do zadania sobie pytania: czy ja też mógłbym być przestępcą? Stąd manewry takie jak np. wideo z udziałem prawdziwych bohaterek tekstu. Z ust jednej z nich pada zdanie: "zawsze jakiś mały wyrok możecie wygrać na loterii". W tym momencie taśma się zacina, po czym widz jest męczony i tłamszony tą samą powtarzana w kółko kwestią.

Zapewne po to reżyser wprowadził też scenę z udziałem wyrwanego z publiczności widza. "Ofiarą" aktorów staje się przypadkowy mężczyzna, który, niczego nieświadomy, zasiada na krześle na scenie. Wkrótce zostanie wyzwany, zmieszany z błotem, oskarżony. Przestrzeżony, by "w więzieniu nie schylał się po mydło", bo byłaby z niego "idealna męska dziwka". Wtedy właśnie aktor Dawid Rafalski się obnaża i podstawia mu pod nos...swój ułożony na plastikowym talerzu penis.

To nie teatr po bożemu

Kontrowersyjnie? Niesmacznie? Szokująco? Nagość w teatrze jest już oklepana i nie powinna nikogo dziwić. To wszystko już było, także na zielonogórskiej scenie. Rozbiera się zwykle Rafalski, który z każdym kolejnym spektaklem eksperymentalnym (tylko w takich gra, bo do takich jest wprost stworzony), porywa się na więcej. Już jego debiut na zielonogórskiej scenie, "Kaspar Hauser", wymagał wyjścia na scenę boso po szyję. W "Głodnych" aktor dał się zamknąć nago w przeszklonej gablocie, do której widzowie mogli podchodzić i go dotykać. Tym razem Rafalski idzie na całość dokumentnie, bo zanim podstawi swojego członka pod nos poczciwemu widzowi, spaceruje nago między rzędami. Ten kontrast - nagość aktora i zupełnie zwyczajnie wymawiany, nieco improwizowany monolog - budzi wśród publiczności śmiech.

Nie ma mowy o szokowaniu. To, co chcieli nam powiedzieć twórcy "Nikt nie byłby mną lepiej. Koncert"? Chodzi o ekshibicjonizm emocjonalny, na który zdobyły się więźniarki, wyśpiewując teatrowi swoje życie? Aktor się z nimi solidaryzuje, pokazując swoje ciało? I czy, jeśli tak jest, widz się o tym domyśli?

Zdecydowanie większe wrażenie robią więzienne monologi Hanny Klepackiej. Niesamowita jest scena z małą laleczką i ketchupem (widz ma podgląd na ekranie, dłonie aktorki podgląda kamera), w której Klepacka opowiada przejmującą historię rodzinną jednej z osadzonych.

I muzyka, bez której spektakl nie byłby już tak dobry. Śpiew Joanny Halszki Sokołowskiej brzmi jakby płynął zza światów. Jej zespół, Der Father (gdzie on wcześniej był, jak mogliśmy go nie znać?), swoją brudną, głośną rockową elektroniką podgrzewa monologi aktorów. Z góry sceny wszystkiemu przygląda się strażnik, (w tej roli Mamadou Bâ alias Góo Ba, aktor z Dakaru), który w finałowej scenie dołączy do Sokołowskiej.

Nie jest to spektakl na miłe niedzielne popołudnie. Nie jest to także propozycja dla miłośników klasyki i "teatru po bożemu". Warto go jednak zobaczyć i na jakiś czas przenieść się za wyobrażony mur. Pozostawia gorzką nadzieję, by "loteria" nigdy nie zawiodła nas bardziej w jego głąb.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji