Artykuły

Wielki sezon brechtowski

Przez kilka lat trwały w Polsce spory o twórczość największego dra­maturga niemieckiego i jednego z największych pisarzy teatralnych XX wieku, Bertolta Brechta. W ro­ku 1952 bawił u nas na występach gościnnych założony przez niego teatr "Berliner Ensemble" (Zespół Berliński) i pokazał nam po raz pierwszy wzorową inscenizację jego sztuki "Matka Courage i jej dzieci". Głęboko ideowy ten utwór antywo­jenny wywarł ogromne wrażenie na polskich widzach, reżyserach, akto­rach i krytykach, forma przedsta­wienia była jednak tak nowa i nieo­czekiwana, że dla wielu pierwsze spotkanie z twórczością Brechta by­ło szokiem, z którym trudno było się oswoić. Rozumieliśmy już jednak wtedy wszyscy, że mamy do czynie­nia z nowym, wybitnym zjawiskiem artystycznym, z próbą znalezienia nowej formy dla nowej treści.

Nikt, kto interesował się rzeczy­wiście teatrem, nie mógł pozostać obojętnym wobec sztuki Brechta. Po­jawili się zwolennicy i entuzjaści tea­tru epickiego, podniosły się też gło­sy negacji, sprzeciwu i potępienia. Atakowano dramaturgię i teatr Brechta z dwóch stron. Przeciwnicy polityczni socjalizmu i sztuki zaan­gażowanej widzieli w nim przedsta­wiciela nurtu ideowego, który zwal­czali, nie chcieli się pogodzić z próbą, tak udaną i skuteczną, głoszenia komunistycznych poglądów ze sceny; sekciarzy i dogmatyków, którzy go­dzili się z myślą dzieł Brechta, prze­rażała i odstręczała od nich nowa, nie znana im dotąd i niecodzienna forma. Okrzyczano go "formalistą" i zwalczano z lewa z przyczyn zu­pełnie innych, niż z prawa. Skutki były jednak zbieżne i podobne.

Dopiero stopniowe oczyszczanie się naszego życia ideowego i kultural­nego od naleciałości, błędów i wy­paczeń kultu jednostki zmieniło tak­że oficjalny stosunek do twórczości Brechta. Jeszcze przed śmiercią do­żył ten wielki pisarz, teoretyk i prak­tyk nowego teatru, powszechnego uznania. Jego sztuki znalazły wielki i szeroki rezonans w całym świecie. Burzliwe oklaski powitały przedsta­wienia "Matki Courage" i "Kauka­skiego koła kredowego" w Paryżu, w czasie festiwalu Teatru Naro­dów. Już po śmierci Brechta poka­zał jego teatr przedstawienia jego sztuk w Moskwie i zwyciężył także tam. Londyn, Mediolan, Praga, Bu­dapeszt i Sofia, liczne miasta na obu półkulach, na wschodzie i na zachodzie, przyjęły jego dzieło. Dziś jest już Brecht klasykiem współczesno­ści.

W Polsce znaliśmy jego sztuki i ich wartość od dawna, niemal od chwili, kiedy zdobyły rozgłos w jego ojczyź­nie. Jeszcze w roku 1929 wystawił Leon Schiller "Operę za 3 grosze" w Teatrze Polskim w Warszawie. Potem przyszły długie lata przerwy, ale znów Schiller nawiązał kontakt z Brechtem na początku lat pięć­dziesiątych i wychował swych ucz­niów w duchu wielkiego podziwu i uznania dla jego sztuk, teorii i prak­tyki teatralnej. W roku 1954 ukaza­ło się na scenie teatru im. Słowac­kiego w Krakowie przedstawienie "Kaukaskiego koła kredowego" w reżyserii Ireny Babel i scenografii Andrzeja Stopki i stało się poważ­nym wydarzeniem artystycznym. Po­tem przyszedł świetny spektakl "Dobrego człowieka z Seczuanu" w Teatrze Dramatycznym m. st. Warszawy z Haliną Mikołajską w roli głównej (reżyseria Ludwika Rene, sceno­grafia Jana Kosińskiego) i opinia Brechta w Polsce była już ugrunto­wana.

A jednak trzeba było jeszcze kil­ku lat, aby umocniła się ona nie tylko wśród artystów i twórców, ale także wśród szerokich mas widzów. Lata szerokiego napływu sztuk za­chodnich nie sprzyjały dziełu Brech­ta. Nie zawsze umiano dojrzeć wśród błyskotek i jednodniowych efektów, to, co istotnie wartościowe. Chór snobów i chwalców paryskiej awan­gardy nie mógł entuzjazmować się polityczną dramaturgią Brechta. Wy­bór jego następnych sztuk zaprezen­towanych polskim widzom i praca nad nimi nie zawsze była najlepsza i nie zawsze świadczyła o zrozumie­niu stylu i intencji jego teatru. Nie­zmiennie cieszyła się wielkim powo­dzeniem tam wszędzie, gdzie była grana. "Opera za 3 grosze", ale już "Pan Puntila i jego sługa Matti", czy "Szwejk w II wojnie światowej" nie mógł poszczycić się tak wielkim suk­cesem. Wciąż nie znano w Polsce najświetniejszych sztuk autora "Mat­ki Courage". W kołach artystycz­nych cieszyła się jego twórczość du­żym uznaniem, ale masowy widz nie­wiele o niej wiedział, a dyrektorzy teatrów obawiali się, czy nie jest ona za trudna dla zwyczajnego zja­dacza chleba.

I pod tym względem rok 1962 przy­niósł dwa bardzo ważne wydarzenia, przełamał obawy i uprzedzenia. Dzięki przedstawieniom "Kariery Artura Ui" w Teatrze Współczes­nym i "Matki Courage i jej dzieci" w Teatrze Narodowym w Warsza­wie, rozwiały się wszystkie te niepo­koje.

"Kariera Artura Ui" jest parabolą o Hitlerze. Brecht pragnął w tej sztuce wystawić na pośmiewisko wielkich zbrodniarzy faszystowskich, ukazując ich nie jako mężów stanu i polityków, lecz jako zwyczajnych bandytów i gangsterów. Sztuka napi­sana jest w znacznej części białym, nieregularnym wierszem, niechluj­nymi jambami, i ma w sobie coś z teatru jarmarcznego i coś z kronik historycznych Szekspira. Brecht żą­da wyraźnie, aby grano ją w "wiel­kim stylu", nawiązuje zresztą świa­domie do scen z "Ryszarda III", "Makbeta" i "Fausta", pragnąc uzy­skać niecodzienny efekt artystyczny wynikający z kontrastu między pod­niosłym charakterem i kształtem sztuki, a marnością postaci jej boha­terów, między odświętną formą ich wypowiedzi i wulgarnością, a nawet brutalnością słów, jakimi się posłu­gują.

Erwin Axer stworzył na kanwie tej sztuki znakomite przedstawienie, bardzo wierne wskazówkom i zale­ceniom, intencjom autora. Jest ono utrzymane "w stylu monumental­nym", pełne grozy, a zarazem wy­szydzające zjadliwie bogów hitle­rowskiej Walhalli. Wielką kreację na miarę mistrzów sceny polskiej, stworzył w tym przedstawieniu Ta­deusz Łomnicki w roli Artura Ui (Hitlera). Zaletą sztuki i przedsta­wienia jest metaforyczny charakter utworu. Dzięki temu nie stracił on mimo upływu przeszło 20 lat od je­go powstania, swojej aktualności. Dziś czyta się go, jako ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem faszyzmu, nie tylko brunatnego, lecz także wszelkiej innej maści. Adresowana niegdyś do Hitlera i hitlerowców, od­nosi się dziś "Kariera Artura Ui" w pełni do francuskich bojówkarzy OAS i do generała Salana. Tak też wystawił tę sztukę w Paryżu Jean Vilar. W jej zwierciadle mogą się też przejrzeć pogrobowcy hitleryzmu w NRF.

Nie straciła, niestety, swej aktual­ności także "Matka Courage i jej dzieci". Ta "kronika z czasów woj­ny 30-letniej" tkwi bardzo głęboko w niemieckiej psychice, skoro stanowiła groźne memento zarówno w ro­ku 1939, kiedy III Rzesza ruszała na podbój świata, jak i w roku 1962, kiedy Niemiecka Republika Federal­na zbroi nową Bundeswehrę i do­maga się dla niej atomowej broni. Brecht znał dobrze swój naród i obawiał się, że nawet wojna niczego go nie nauczy. I dlatego jego boha­terka, markietanka Anna Fierling, zwana "hieną pobojowisk" nie poj­muje do końca sztuki związku mię­dzy wojną i nieszczęściami osobisty­mi, jakie na nią spadają. Traci oby­dwu synów i córkę, a jednak nie potrafi się wyrzec korzyści i zarob­ków, jakie w jej mniemaniu niesie wojna. Widzowie natomiast pojmują to znacznie lepiej od niej, widzą na jej przykładzie tragiczne skutki woj­ny i nikt chyba, kto wychodzi z przedstawienia "Matki Courage", nie może nie wyciągnąć antywojennych wniosków z tego, co zobaczył. Nic dziwnego, że władze bońskie robią obecnie wszystko, aby wywrzeć na­cisk na teatry tego kraju i nie do­puścić "Matki Courage" na jego sce­ny.

W Teatrze Narodowym rolę Anny Fierling gra Irena Eichlerówna. Już to samo wystarczy, aby zapewnić przedstawieniu wielkie powodzenie. Tym bardziej że gra ją znakomicie. Jest prosta i bezpośrednia, silna i chytra, a zarazem ograniczona i chci­wa; przy tym kocha swoje dzieci i pragnie dla nich tylko dobra. To wielka kreacja tej wybitnej aktorki. Radzę ją zobaczyć. Reszta przedsta­wienia nie jest wolna od wad i uste­rek, ale dla samej Eichlerówny trze­ba je obejrzeć. Sala Teatru Narodo­wego wypełnia się też na tych przed­stawieniach po brzegi i Brecht świę­ci triumfy wraz ze swą wykonaw­czynią. Przewidział to niegdyś zresztą sam. Byłem z nim przed laty na przedstawieniu "Profesji pani Warren" w Teatrze Współczesnym. Zo­baczył Eichlerównę, ogromnie mu się spodobała. Powiedział: powinna by zagrać "Matkę Courage".

Nie tylko w Warszawie sztuki Brechta utorowały sobie drogę do polskich widzów. W Krakowie po­doba się bardzo przedstawienie "Mat­ki Courage" w Starym Teatrze. Re­żyserowała tam Lidia Słomczyńska, która gra też rolę tytułową. W Katowicach i Lublinie idzie "Opera za 3 grosze", a inne miasta szykują dal­sze premiery brechtowskie. A z koń­cem kwietnia przyjeżdża do nas po dziesięciu latach znowu na gościn­ne występy jego teatr, "Berliner Ensemble". Zobaczymy we wzorco­wym wykonaniu "Życie Galileusza" i "Karierę Artura Ui", a także współczesną sztukę ucznia i konty­nuatora Brechta, Helmuta Baierla pt. "Pani Flinz" z Heleną Weigel w głównej roli. Jest to jakby odwró­cenie schematu konstrukcyjnego "Matki Courage" w odniesieniu do naszych czasów. Pani Flinz traci także, jak Anna Fierling, po kolei swych synów. Ale tym razem, w wa­runkach pokojowego życia w NRD, idą oni nie na śmierć, tylko do pra­cy, w stronę życia. I dlatego "Pani Flinz" jest sztuką optymistyczną, jak perspektywy krajów walczących sku­tecznie o pokój, przeciw wojnie.

Twórczość Brechta i kierunek przez niego zapoczątkowany, jest wielką szansą literatury socjalistycz­nej w jego ojczyźnie i we wszyst­kich krajach naszego obozu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji