Słowiańskie akcenty "SALZBURG 1965"
Liczba gości na tegorocznym festiwalu w Salzburgu przewyższyła wszystkie dotychczas notowane, a zawsze niezwykle wysokie liczby gości, przybywających z najdalszych stron świata na te wielkie manifestacje muzyczno-teatralne, odbywające się dorocznie w mieście Mozarta. Centralnym punktem zainteresowania była od dawna zapowiadana premiera "Borysa Godunowa" Musorgskiego pod kierownictwem muzycznym i w inscenizacji Herberta von Karajana. Wielu zresztą z przybyłych nie mogło się dostać na to przedstawienie, gdyż bilety wyprzedane zostały już, na wiele miesięcy naprzód. Niezwykła indywidualność Karajana w istocie przynosi za każdym razem nieprzeciętne przeżycia.
Tak było i tym razem. Karajan, który od pewnego czasu darzy szczególnym zainteresowaniem twórczość kompozytorów słowiańskich przeniknął głęboko charakter dzieła Musorgskiego, nie omieszkając zapoznać się szeroko z jego tradycjami realizatorskimi. Dał też swemu "Borysowi" właściwy styl, oczywiście zindywidualizowany poprzez jego niepowtarzalną osobowość, która wnosi w każde przezeń realizowane dzieło jakże sugestywne, jemu tylko charakterystyczne nazwijmy je "karajanowskimi" akcenty, nowe, ale zawsze inspirację swoją czerpiące z ducha samego dzieła i bezbłędnie wnikające w jego styl i charakter. Mieliśmy więc do czynienia z przedstawieniem od strony muzycznej niezwykłym. Także inscenizacja Karajana również oparła się na tendencji autentyzmu w niezwykle bogatej oprawie scenograficznej (Gűnther Schneider-Siemssen) i kostiumowej (Ronny Reiter), co dało najszczęśliwsze rezultaty w scenach na Kremlu, mniej zaś były przekonywające w akcie polskim (zarówno w dekoracji, kostiumach i układzie tańca). Bardzo plastycznie komponowane sceny ludowe na szerokiej scenie Festspielhausu miały w sobie coś z filmu panoramicznego. Tryumf Karajana dzielili wszyscy wykonawcy "Borysa" (śpiewanego całkowicie w języku rosyjskim), a więc wymienieni już scenografowie, orkiestra wiedeńskich filharmoników, chóry operowe z Zagrzebia i Wiednia oraz soliści na czele z Giaurowem, niezrównanym wokalnym, pełnym dynamiki dramatycznej odtwórcą partii tytułowej. Odmienny całkowicie od sławnej kreacji Szalapina, Giaurow i Boris Christoff z pewnością otwierają nowy rozdział w historii sławnych przedstawicieli tej roli na wielkich scenach świata.
Z wokalistów, biorących udział w operach jedną z sensacji była murzyńska śpiewaczka Grace Bumbry w "Makbecie" Verdiego. Sławna scena somnabuliczna Lady Makbet stała się w jej wykonaniu nie tylko majstersztykiem wokalnym, lecz i wstrząsającym przeżyciem aktorskim. Znakomitym Makbetem był Dietrich Fischer-Dieskau, tym razem imponujący nie tylko samym urzekająco pięknym brzmieniem swego barytonu, lecz i nie powszednią jego mocą. Wystawiony w Felsenreitschule "Mak bet" wykorzystywał naturalną scenerię wykutych w skałach galerii, przy małej ilości uzupełniających elementów dekoracyjnych; natomiast dzięki świetnie użytej projekcji i grze świateł zaznaczono wyraziście zmienność terenów akcji i stwarzając konieczny dla tej opery nastrój prawdziwie "szekspirowski".
W pierwszym z zasłyszanych przeze mnie w tym roku koncercie symfonicznym w znakomicie pod batutą Claudie Abbade wykonanej przez wiedeńskich filharmoników Drugiej Symfonii C-moll Mahlera, partię sopranową odtwarzała Stefania Woytowicz. Sławna nasza śpiewaczka i tym razem imponowała zarówno precyzją i stylowością interpretacji co pięknością samego głosu. Spotkała się też z wielkim aplauzem wybrednej publiczność salzburskiej i z bardzo pochlebna oceną prasy.
Do sensacji w tej dziedzinie należał występ Światosława Richtera który grał koncert b-moll Czajkowskiego przy współudziale orkiestry drezdeńskiej pod batutą Karajana. Znajdująca pełne porożu mienie artystyczne współpraca tych dwu mistrzów uczyniła wykonanie koncertu Czajkowskiego jednym z najdoskonalszych, jakie można usłyszeć w naszej epoce.
Występujące w okresie festiwalu "Europa - Studio" z prapremierami światowymi utworów dramatycznych dało trzy przedstawienia. Z tego dwie prapremiery światowe "Ballada z Peckham Rye" Muriel Spark oraz "Lunes et soleils" Hawdona i premierę w języku niemieckim "Wszystkich bogactw świata" O'Neilla.
"Ballada z Peckham Rye" interesowała mnie szczególnie poprzez fakt, że nasi artyści: reżyser Jan Biczycki oraz scenografowie Ewa i Franciszek Starowieyscy byli jej współre-alizatorami. Adaptacja powieści poprzez samą autorkę i Christophera Holme zatraca walory książkowe dzieła. W całości przypomina jednocześnie "West side story" i "Operę za trzy grosze" nie posiadając jednak ich wartości scenicznych, treściowych, czy muzycznych. Serdeczne przyjęcie na premierze oraz pozytywne oceny prac Biczyckiego, Starowieyskich i zespołu aktorskiego są tym więcej godne podkreślenia, że właściwie tylko ich praca nadająca nowoczesny rytm całemu widowisku przyczyniła się do zaciekawienia publiczności przedstawieniem tej bardzo nieciekawej sztuki.
Studio Europa zorganizowało również w Landestheater odczyt Andrzeja Wirtha omawiający "Współczesny dramat w Polsce i tendencje inscenizacyjne". Krytyk polski posłużył się przekładem recepcji w Polsce autorów znanych na Zachodzie - Brechta, Dürrenmatta i Ionesco. Dał porównawczą charakterystykę stylu inscenizacyjnego w Polsce i innych krajach, a różnorodność stylów gry aktorskiej prelegent oparł na porównaniu kreacji Ireny Eichlerówny i Heleny Weigel w roli Matki Courage.
Wirth omówił również przemiany interpretowania sztuk Różewicza i Mrożka na scenach polskich, które w ostatnim czasie od "absurdalnych" środków inscenizacyjnych przeszły do stylu "werystycznego" bardziej właściwego i skutecznego artystycznie wedle zdania prelegenta.
W Mozarteum obok tradycyjnego cyklu niedzielnych poranków mozartowskich, którym związany od dnia powstania festiwalu Bernhard Paumgartner daje zawsze ciekawy aspekt przez włączanie mało znanych lub nieznanych szerzej dzieł mistrza, zorganizowano trzy koncerty, poświęcone twórczości Weberna, w związku z tegoroczną rocznicą. "Epizody" do muzyki Weberna były też chyba najciekawszym punktem programu występów "New York City Ballet", który tym razem w dwóch kolejnych wieczorach nie wniósł niczego ciekawszego do znanych od dawna kompozycji choreograficznych swego kierownika artystycznego George'a Balanchina.