Artykuły

Nie żałuję Blondynki z Play

Do dziś kocha spacerować po wałach nad Odrą, wychowała się na dawnym ZWM, a większość imprez zaczynała się dla niej pod opolskim Highlanderem. BARBARA KURDEJ-SZATAN zaczynała karierę jako Blondynka z reklam Play, ale umiała wykorzystać swoje pięć minut. W piątek poprowadziŁA koncert festiwalowych Premier.

Karolina Kijek: Jako dziecko zbierałaś autografy od festiwalowych gwiazd, teraz sama staniesz na deskach amfiteatru

Barbara Kurdej-Szatan: Szukałam ostatnio tych notesików, ale jeszcze ich nie znalazłam. Kiedy byłam dzieckiem, co roku chodziłam na wszystkie próby festiwalowe. Moja mama była dyrektorką Miejskiego Ośrodka Kultury, a pod ten ośrodek podlegał właśnie amfiteatr. Zresztą powiedziała mi ostatnio coś, o czym nie wiedziałam: ona, mając kilka lat, również tak robiła, bo moja babcia - a jej mama - pracowała w Związku Literatów. Obok niego był ZAiKS, który współorganizował festiwal. To niesamowite uczucie i ogromny zaszczyt, że teraz będę mogła go prowadzić. Tym bardziej się cieszę, bo odbywa się on w moim mieście. I to przecież tak ważny dla mnie festiwal. Chociaż z drugiej strony obie te kwestie mnie tremują. Już nie mówiąc o tym, że nie mam doświadczenia w prowadzeniu tak dużych wydarzeń, i to transmitowanych na żywo.

Twój fenomen polega na tym, że zostałaś gwiazdą dzięki udziałowi w reklamie...

- Rzeczywiście, w Polsce mało było takich sytuacji. Kabaret Mumio stał się na pewno bardziej rozpoznawalny. Był też aktor, który ogrywał scenki dla Castoramy. Jemu z pewnością posypały się propozycje po tych reklamach.

Podobnie jak tobie. I wykorzystałaś swoje pięć minut.

- Tak. Można powiedzieć, że to pięć minut jest bardzo długie - minęło półtora roku od pierwszej reklamy Play. Ale ja zawsze robiłam dużo. Kiedy chodziłam do szkoły podstawowej, jednocześnie uczęszczałam na zajęcia do szkoły muzycznej i do chóru Legenda przy Młodzieżowym Domu Kultury. Później miałam korepetycje z angielskiego. Potem chór gospel. Jestem przyzwyczajona do tego, że dużo się dzieje.

Jesteś pracoholiczką?

- Nie, raczej nie... Ale z drugiej strony w moim przypadku jest chyba tak, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. Kiedy mam wolne dni, od razu pojawia się myśl: Boże, tracę pracę. Ale ja bardzo lubię leniuchować.

Nadal nazywają cię "Blondynką z Play"?

- Teraz raczej piszą Barbara Kurdej-Szatan, "Blondynka z Play" jest ewentualnie dodatkiem. Nigdy nie miałam też sytuacji, żeby ktoś tak się do mnie zwrócił. Oprócz jednej, kiedy podeszła do mnie dziewczyna, a następnie podarowała mi konwalie, co akurat było bardzo miłe. Ale fakt, że mało osób mnie zaczepia, wynika też z tego, że w Warszawie, gdzie mieszkam, mijanie na ulicach znanych twarzy jest na porządku dziennym.

Media plotkarskie piszą o tobie bardzo pozytywnie, a to przecież nie zdarza się często. Czytasz je?

- Czasem zaglądam, żeby skontrolować. Ale to nie do końca tak jest... Nie przejmuję się komentarzami, ale denerwuje mnie, kiedy napiszą jakąś nieprawdę, bo tak się zdarza. Pracujący na portalu internetowym ludzie powinni być kompetentni, rzetelni i pisać prawdę. Raz się niemożliwie zdenerwowałam, bo napisali bardzo nieprzyjemnie o moim macierzyństwie. To był cios poniżej pasa. Ale poza tym wszystkie inne kwestie mam w nosie (śmiech ).

Jesteś bywalcem imprez?

- Imprezować lubię. W Warszawie - kiedy jest okazja, ale to nie zdarza się często. Ostatnio - kiedy byłam nominowana do Top Ten Plejady. Swoją drogą wygrałam - to moja pierwsza statuetka! Ale trudno znaleźć czas, żeby pójść potańczyć. Ale mieszkając jeszcze w Opolu, uwielbiałam imprezy. Mama nazywała mnie włóczykijem, bo rzadko bywałam w domu. Z przyjaciółmi siedzieliśmy na placu Wolności, pod Highlanderem, a później się szło dalej

Z jakimi miejscami w Opolu masz jeszcze dobre wspomnienia?

- Lubię chodzić na wały, bo tam zawsze spacerowałam z psem. Ostatnio tam poszłam na chwilę i jakoś tak mi się przyjemnie zrobiło. Lubię też przebywać na ZWM-ie, bo tam się wychowałam. No i moja szkoła podstawowa nr 5, z której mam najwięcej wspomnień i wspaniałych przyjaciół. Takim miejscem jest także rynek - moi rodzice mieszkają na Wrocławskiej, więc to bardzo blisko.

Na pewno są z ciebie dumni.

- Oczywiście. Nagrywają wszystkie możliwe koncerty. Ostatnio mama była ze mną w Toruniu, gdzie brałam udział w koncercie "Nie ma jak u mamy". Miały być mamy wszystkich wokalistów, a okazało się, że moja była jedyna. Przyjechała do mnie aż z Opola. Rodzice bardzo mnie wspierają. Mama zabierała mnie do teatru, zaprowadziła mnie do szkoły muzycznej i do chóru. Artystycznie rozwijałam się właśnie dzięki niej. Tata zawsze pomagał w sprawach "technicznych" - nauczył pływać, jeździć na rowerze, na nartach, pomagał w matematyce. Dzięki niemu naprawdę lubiłam ten przedmiot i nawet zdawałam z niego maturę.

Kiedy dziecko chce być artystą, nie zawsze może liczyć na wsparcie rodziców.

- Ostatnio napisał do mnie na Facebooku jakiś pan, że jego syn chce pójść do szkoły teatralnej. Prosił, żebym się wypowiedziała, bo on nie popiera tego pomysłu. I faktycznie często zdarza się, że rodzice mają takie podejście - bo artystyczna kariera to brak perspektyw na pracę i dobry zarobek. Ale przecież w każdym zawodzie można nie mieć pracy. Trzeba się mobilizować, starać. Chodzić, szukać, rozwijać się.

Na początku kariery miałaś w głowie jakiś plan B?

- Chodziłam do liceum nr 2 w Opolu. Początkowo nie wiedziałam, na jakie pójdę studia. Myślałam o matematyce, chociaż byłam w klasie humanistycznej z językiem francuskim. Przydzielono mnie tam odgórnie, bo nie dostałam się do klasy matematyczno-informatycznej. Więc niewiele brakowało, a zostałabym matematykiem lub ekonomistą. Na szkołę teatralną zdecydowałam się dopiero po maturze, i to tylko dlatego, że tam była specjalizacja wokalno-estradowa. Gdyby nie studia aktorskie, nie wiem, co bym robiła. Bardzo lubię masować. Więc może poszłabym na kurs masażu i otworzyła jakiś salon?

Teraz planem B nie musisz sobie zawracać głowy.

- To jest taki zawód, że nigdy nic nie wiadomo.

Parę dni temu był w Opolu Krzysztof Globisz i opowiadał, jak uniknąć wody sodowej. Powiedział: aktor zawsze musi myśleć, że każdy dzień może być ostatnim dniem jego kariery.

- Całkowicie się z tym zgadzam. Może już więcej żadnych propozycji nie dostanę, bo nie będę pasowała do ról? A jak nie będzie mnie widać, to momentalnie stanę się mniej atrakcyjna dla pracodawców. A ta świadomość może z kolei wpłynąć negatywnie na mój sposób grania... Na razie jednak nie musisz się o to martwić. Rozpoczynasz zdjęcia do filmu.

- To będzie komedia romantyczna w reżyserii Ryszarda Zatorskiego, twórcy chociażby "Nigdy w życiu", w którym zagrała Danuta Stenka. Na planie filmowym stanę z Aleksym Komorowskim, Maciejem Zakościelnym i Olgą Bołądź. Gram główną rolę.

Może wtedy "Blondynka z Play" zniknie zupełnie.

- No tak, może. Gdyby zniknęła, przyjęłabyś to z ulgą?

- Nie mam z tym problemu. Od początku byłam świadoma, że mogę stać się postacią, w którą się wcielam, i zaznaczałam, że się tego nie boję. Chociaż z drugiej strony - mam imię i nazwisko. Jestem aktorką, a kręcenie reklam jest jedną z wielu rzeczy, którymi się zajmuję. Nie mam zamiaru grać przez całe życie "Blondynki z Play".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji