Artykuły

Lubi scenę

Z Januszem RADKIEM, aktorem i piosenkarzem, rozmawia Ewa Kosowska-Korniak

- Czy to prawda, że znajomy dentysta ufundował panu i pańskiej rodzinie darmowy serwis stomatologiczny za to, że rozdziawił się pan do zdjęcia w broszurze medycznej? Podobno na tych zdjęciach widać panu żołądek?

- Teraz już nie mam tego darmowego serwisu, ale rzeczywiście kiedyś tak było. Występowałem z człowiekiem, który grał na perkusji, a równocześnie miał firmę stomatologiczną. Kiedyś dla żartu zrobiliśmy takie zdjęcie, które on potem eksponował na jakichś targach stomatologicznych. Wszyscy byli zdumieni i szczęśliwi, że ktoś potrafi tak szeroko otworzyć japę i że wszystko w niej widać. Tak natura mi dała. Nie ukrywam, że to bardzo pomaga w śpiewaniu.

- Ale nie lubi pan, gdy dziennikarze cytują to, co powiedział o panu Robert Kasprzycki: "Absolutny słuch muzyczny i doskonałe pudło rezonansowe w postaci paszczy"?

- Nie lubię, bo to nie jest trafna charakterystyka mojej osoby. To była humorystyczna wypowiedź Roberta, a dziennikarze ją w mig podchwycili i ciągle cytują: wielka paszcza, pudło rezonansowe. A w ogóle się nie zastanawiają, o co chodzi z tym pudłem rezonansowym i z tą paszczą.

- To jak by pan scharakteryzował Janusza Radka?

- Janusz Radek to człowiek, który bardzo lubi scenę, z pełną świadomością tematu, który powoduje, że na tę scenę wychodzi. Wykorzystuje przy tym wszelkie możliwości swojego organizmu, swojej skali głosu, swojego uwielbienia bycia na scenie, tak, że często przybiera to formy humorystyczne czy wręcz groteskowe. Nie robi tego po to, by puszczać oko do publiczności, ale po to, żeby opowiadać.

- Do jakiej publiczności kieruje pan tę opowieść?

- Do każdej. Każdej, która chce mnie wysłuchać. Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu, że na moje spektakie i koncerty przychodzą ludzie, którzy mają po 15 i po 60 lat. To są takie spotkania z publicznością, które nie mają na celu ani dydaktyzmu, ani nachalnego i pretensjonalnego wmawiania ludziom, że ja jestem bardzo określony pod względem stylistycznym, albo bardzo określony pod względem opcji społecznej, że jestem albo za biednymi, albo za zakochanymi, albo za wzgardzonymi, albo za chłopcami, albo za dziewczynkami. To nie o to chodzi. W moim wychodzeniu na scenę głównym pretekstem są historie, opowieści. Fascynują mnie opowieści i o miłości, i o cierpieniu, i o skrzywieniu społecznymi, i o dziwności obyczajowej.

- Wyrazem tych fascynacji jest spektakl "Królowa nocy"?

- Tak, rzeczywiście. "Królowa nocy" jest taką formą między cyrkiem a teatrem, między koncertem a recitalem. Łukasz Czuj, który był pomysłodawcą tego spektaklu, postanowił wprzęgnąć do warsztatu teatralnego wszystkie moje możliwości wokalne i estradowe, żeby stworzyć postać Sandora Vessanyi, człowieka, który ma być punktem wyjścia do wykreowania osobowości scenicznej, o której staramy się opowiedzieć. Opowiadamy różne etapy jego doznań emocjonalnych, uczuciowych i odkrywczych, związanych z naturą kobiety. Śpiewam piosenki z repertuaru wielkich, wspaniałych kobiet estrady, w oryginalnych tonacjach.

- Czy, jako artysta, wyznacza pan sobie wyraźne granice? Co mogę zrobić, a czego nie zrobię nigdy?

- Nie mam żadnych granic związanych ze sztuką. Jeżeli reżyser "Snu nocy letniej" mówi mi, że widzi mnie jako Puka, w przepasce skórzanej, i to jest wszystko, pomalowanego na czarno, i tłumaczy mi, że to jest potrzebne, to ja latam z przepaską na tyłku po scenie. To rzeczywiście było wtedy ważne, pomagało mojej kreacji.

- Występ w reklamie?

- Nie uśmiechałby mi się, może dlatego, że kiedyś pracowałem w tej branży. Jak by na to nie patrzeć, ktoś, kto reklamuje jakiś produkt czy jakąś ideę, nie jest do końca przekonany, czy to, o czym mówi, jest prawdą. A ja lubię mówić prawdę. Na pewno nigdy w życiu nie reklamowałbym żadnej partii politycznej. Ale gdybym miał zareklamować samochód, na przykład ferrari, wysoki model alfa romeo czy lancię, to zrobiłbym to przyjemnością. A gdyby mi jeszcze dali trochę pojeździć tymi autami, byłbym naprawdę szczęśliwy, gdyż ja po prostu uwielbiam samochody. Nie traktuję reklam jako czegoś, co mogłoby mi przynieść pieniądze albo sławę, choć co niektórzy wspierają się medialnie, biorąc udział w reklamie z szynkami. Nie interesuje mnie to.

- Czy jest pan osobą medialną?

- Dziesięć lat temu pewien szef wytwórni fonograficznej nie chciał ze mną podpisać kontraktu, bo powiedział, że jestem niemedialny. Wtedy strasznie mnie to ubawiło. Są takie gatunki sztuki, które nie są od razu przypisane popularności albo większemu sukcesowi, czyli nie można ich usłyszeć w wiosce pod tytułem Hajnówka czy Kozia Wólka Czasem występuję w sytuacjach, które mają znamiona popkultury czy powszechności, ale zawsze wtedy stawiam sobie jedno zadanie. Rzecz, którą prezentuję, musi być istotna, ważna, nosić znamiona wysokiego kunsztu artystycznego i jakości, która jest od razu rozpoznawalna, niezależnie od tego, jaki to program i jaką ma opinię. Mam na myśli mój udział w polskim finale "Eurowizji". Nie można lekceważyć dziewięciomilionowej publiczności. Jaj jej nigdy nie lekceważę. Czy ogląda mnie 9 milionów, czy 200 czy 300 osób, muszę zawsze utrzymać najwyższy poziom.

- Czym chce pan ludzi przekonać do siebie?

- Tym, co robię na scenie. Każda piosenka temu służy. Ostatnio śpiewałem "Niech żyje bal", jeden z największych hitów estrady polskiej. Ja go zaśpiewałem na nowo. Uwielbiam się spotykać z pomnikami polskiej piosenki, bo odnajduję w tym duże wyzwanie, a z drugiej strony uzupełnienie opowieści. Każdą piosenką można opowiedzieć coś innego.

- Gdzie się pan uczył śpiewu?

- Jestem najbardziej profesjonalnym amatorem i nie ma się co tego wstydzić. Z zawodu jestem historykiem, żartuję, że najlepiej śpiewającym historykiem w Polsce.

- Córka zdradza talent artystyczny po tacie?

- Zdradza. Ma bardzo dobry słuch, poczucie rytmu, bardzo ładnie śpiewa. Ale ona ma dopiero 5 lat. Nie wiem, czy byłoby mi miło, gdyby poszła w moje ślady. Lepiej niech podąża za mamą, która jest prawnikiem. To o wiele bezpieczniejszy zawód.

Janusz RADEK (1968), historyk obdarzony jednym z najpiękniejszych głosów w Polsce (kontratenor). Był wokalistą zespołów rockowych Moonwalker i Obcy, z piosenkarzem i autorem tekstów Robertem Kasprzyckim tworzył zespół Radek Kasprzycki. Próbował swoich sił w piosence poetyckiej i rockowej, a od 5 lat zajmuje się teatrem muzycznym, z którym wiąże swoją przyszłość. Laureat ubiegłorocznego przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu - zwycięstwo przyniosła mu piosenka Ja jestem wamp" Mischy Spoliansk/ego. Szerszej publiczności dał się poznać podczas ubiegłorocznego festiwalu w Opolu, w znakomitym, nagrodzonym wykonaniu piosenki "Dziwny jest ten świat". Występuje w teatrach muzycznych we Wrocławiu, Gdyni, w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, w krakowskim Teatrze Ludowym. Kes

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji