Artykuły

Proch i scena

Za kilka dni w teatrze Wybrzeże zobaczymy "Beczkę prochu" macedońskiego dramaturga Dejana Dukovskiego. Po "Mieszczanach" Marcina Groty jest to kolejny spektakl wyreżyserowany przez młodego 30-letniego reżysera. Tym razem będzie to kobieta, Grażyna Kania. Młoda, odważna i wie, czego chce. Aktorka po łódzkiej szkole filmowej absolwentka wydziału Reżyserii Teatralnej Hochschule für Schauspielkunst Ernst Busch w Berlinie (ukończonego w ubiegłym roku z wyróżnieniem). W Berlinie studiowała na jednym roku z Mołdawianinem, Francuzką pochodzącą z Syrii, Żydówką ze Szwajcarii, Austriaczką i trójką Niemców z różnych zakątków Niemiec. W niemieckich teatrach wyreżyserowała m.in. "Geretter" (Ocaleni) Edwarda Bonda (Teatr Maksima Gorkiego w Berlinie), "Pułkownik Ptak" Christo Bojczewa (Niemiecki Teatr Narodowy w Weimarze), "Don Juan powraca z wojny" Odona von Horvatha (Niemiecki Teatr Narodowy w Weimarze). Spektakl "Beczka prochu" w Gdańsku jest jej polskim debiutem.

Sztuka "Beczka prochu" macedoń­skiego dramatopisarza Dejana Dukowskiego otworzy 7 kwietnia trzydniowie sympozjum poświęcone Bałkanom, które odbędzie się w Gdańsku. Tę polską prapremie­rę przygotowuje dla teatru Wybrze­że 30-letnia Grażyna Kania.

Od kilku lat pracuje Pani w Niemczech. Spektakl "Beczka prochu" jest polskim debiutem. Dlaczego zdecydowała się Pa­ni na dramat macedońskiego pisarza?

Grażyna Kania: To była obopólna de­cyzja - moja propozycja dla teatru Wy­brzeże, przyjęta przez Maćka Nowaka. Od dawna byłam zainteresowana tą sztuką. "Beczka..." składa się z jedenastu epizo­dów opowiadających o przemocy fizycz­nej, psychicznej i niemożności wyjścia z systemu, który dławi i dusi. Opowiada o ekstremalnych zachowaniach między­ludzkich w groteskowy sposób. Widziała Pani przedstawienia "Beczki prochu" w Niemczech?

- Na szczęście nie, bo byłabym na pew­no "skażona" tamtymi przedstawieniami. Jeśli jakaś sztuka mnie interesuje, to sta­ram się najpierw rozwinąć swoją wyobra­źnię, wypracować własną koncepcję, do­piero potem ewentualnie porównać. Wi­działam za to film zrobiony na podstawie dramatu, ale zupełnie inaczej rozłożyłam akcenty w moim spektaklu.

W jaki sposób?

- Badam mechanizm powstawania prze­mocy. Nie chodzi o ilustrację tego proce­su, wskazywanie paluchem i dawanie od­powiedzi. Zależy mi na postawieniu pyta­nia, co powoduje, że ludzie wyciągają nóż, pięści, popełniają samobójstwo czy doko­nują gwałtu. Odnalezienie odpowiedzi zo­stawiam widzowi.

Dramat Dejana Dukovskiego był reak­cją na pierwsze czystki etniczne na Bał­kanach. Czy wydarzenia w byłej Jugo­sławii będą obecne w przedstawieniu?

- Nie ma w nim ani słowa o wojnie, cho­ciaż wiadomo, że napięcie pomiędzy ludź­mi jest spowodowane wojną, która była lub będzie. Chodzi o uniwersalne spojrzenie na ten temat. Ta sztuka może dotyczyć Po­laka, Niemca, Serba, Chorwata czy Pale­styńczyka, a nawet najspokojniejszego Szwajcara w jego czyściutkim domku.

Kostiumy i scenografię przedstawie­nia przygotowuje Vinzenz Gertler...

- Vinzenz jest doświadczonym sceno­grafem: pracował w Teatrze Maksyma Gorkiego w Berlinie, Berliner Ensemble i na niemieckiej prowincji. W Weimarze współpracowaliśmy przy projekcie "Don Juan powraca z wojny". Teraz zdecydowa­liśmy się na wspólną przygodę w Polsce.

Czy we współpracy z gdańskimi akto­rami pomaga doświadczenie ze szkoły w Łodzi?

- Mam nadzieję, że tak. Każdy kraj ma swoją kulturę teatralną, więc ta współpra­ca wygląda nieco inaczej niż w Niem­czech. Fakt, że skończyłam polską szkołę aktorską, sprawia, że nie mam z tym wię­kszych problemów.

Dlaczego zdecydowała się Pani studio­wać reżyserię w Berlinie?

- Dobrze znałam język niemiecki [śmiech]. A poważnie, Berlin zawsze wy­dawał mi się centralnym punktem w Eu­ropie, jeśli chodzi o teatr. I to się spraw­dziło. Większość ciekawych europejskich i światowych przedstawień prędzej czy później dociera do Berlina. Poza tym, jest to bardzo otwarte miasto. Jako obcokrajo­wiec świetnie się tam czuję. Pociągała mnie również szkoła reżyserska, która ma dobrą opinię wśród ludzi teatru.

Po zakończeniu studiów może Pani po­twierdź tę opinię?

- Tak. To bardzo dobra i otwarta szko­ła. Przyjmuje o wiele więcej kobiet niż polskie, na moim roku było pięć kobiet i trzech mężczyzn. Nie ma żadnych szo­winistycznych "za" i "przeciw". Jest otwar­ta na obcokrajowców - studiowałam z Mołdawianinem, Francuzką z Syrii, Ży­dówką ze Szwajcarii, Austriaczką i trójką Niemców z różnych zakątków Niemiec. Dlaczego zamieniła Pani aktorstwo na reżyserię?

- W czasie studiów w Łodzi zastanawia­łam się, czy spełnię się w zawodzie akto­ra i czy to jest to, co mnie naprawdę inte­resuje. Ostatecznie zdecydowałam się na studia reżyserskie.

Czy rezygnacja z zawodu aktora jest nie­odwołalna?

- Zdarza mi się od czasu do czasu za­grać w filmie, jeśli jest jakaś ciekawa propozycja i mam czas, chętnie ją przyj­muję. Ale jeśli chodzi o teatr, pozostaję przy reżyserii. Z mojej perspektywy za­wód aktora jest nudny. Aktor jest skon­centrowany na sobie, tworzeniu roli, roz­woju swojej osobowości i kunsztu aktor­skiego. Jest to bardzo egocentrycznie ukierunkowana praca, a reżyser musi się zająć wszystkim. Ma wgląd w sprawy ar­tystyczne i techniczne, musi mieć dobre słowo dla sprzątaczki i dla portiera. Ma ogląd całości spektaklu i tego, jak po­wstaje - od czytania tekstu i pierwszych pomysłów koncepcyjnych do premiery. Jako aktorka bardziej interesowałam się próbami niż przedstawieniami. Do pre­miery była to dla mnie fascynująca spra­wa, a po premierze moja fascynacja się kończyła.

Chciałaby Pani wyreżyserować w Pol­sce kolejny spektakl?

- Zdecydowałam się zostać w Niem­czech i przede wszystkim tam koncentru­ję się na pracy w teatrze. Ale naturalnie in­teresuje mnie również praca w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji