Artykuły

Do Redaktora Teatru i Filmu

W interesujących i, moim zdaniem, na ogół słusznych uwagach Józefa Grudy o "Imionach władzy" Jerzego Broszkiewicza ("Teatr i film", nr 21) spotkałem parokrotnie moje nazwisko w kontekście wątpliwości, które pragnąłbym rozproszyć, i zapytań, na które pragnąłbym odpowiedzieć.

1. Nieporozumieniem jest, gdy Gru­da twierdzi, że szczególnie jakoby po­dobała mi się pierwsza jednoaktówka z tryptyku Broszkiewicza, "Klaudiusz". W recenzji mojej - opublikowanej w "Trybunie Ludu" z dnia 20 września ub.r., a zatem będącej chronologicz­nie pierwszą wypowiedzią krytyki prasowej o "Imionach władzy" - zają­łem stanowisko inne niż następni re­cenzenci. To znaczy: podkreślając sceniczną brawurę autora (akt-monolog), nie zamknąłem jednak oczu na braki "Klaudiusza".

2. Grudzie wydaje się, że to nie autor lecz reżyserka Zamkow ode­brała sens postaci księcia Juana w jednoaktówce "Filip", zmieniając Jua­na w ulizaną kukłę. No cóż - wi­działem również "Imiona władzy" w reżyserii Skuszanki, i patrzcie, książę Juan nadal był politycznym naiwnia­kiem. Czyżby zmowa kobiet przeciw Broszkiewiczowi i księciu o tak obo­wiązującym imieniu?

3. Gruda pisze z entuzjazmem o Mikołajskiej w roli Margit - jego dobre prawo - ale przy okazji wy­raża zdziwienie, czemu mnie się ta rola nie podobała, i zapytuje gorzko "dlaczego nie szanujemy wybitnych aktorów, gdy grają role epizodycz­ne?" Na pierwsze pytanie zaraz od­powiem, drugiego nie mogę przyjąć na swoje konto, ponieważ, przeciw­nie, uwielbiam wybitnych aktorów, gdy grają role epizodyczne, i dawa­łem temu wielokrotnie wyraz, chwa­ląc szczególnie te zespoły, w których czołowi aktorzy, gdy zajdzie potrze­ba, nawet postatystują troszeczkę. Jakże rozsądny krytyk - za jakiego jednak chciałbym się uważać - mógł­by być innego zdania?

O Mikołajskiej w roli Margit napi­sałem natomiast tylko tyle, że "czu­je się nieswojo i źle w lśniącej skó­rze i czarnych trykotach" tej osóbki. Jeśli czuje się swojo i dobrze - to niedobrze, ponieważ rola panny Mar­git jest napisana bardzo młodzień­czym piórem i jeszcze mniej udana niż rola księcia - królewskiego rywala. Mnie osobiście odezwania się (na szczęście skąpe) i zachowanie Margit odrobinę żenowały, jest to bowiem królewska kurtyzana trochę podle znanej recepty "jak sobie ma­ły Jaś wyobraża". Nic dziwnego, że nawet aktorka miary Mikołajskiej nie mogła tu nic poradzić, nadomiar tak komicznie odziana jak na scenie Teatru Dramatycznego. Co zaś do me­go reagowania na pokusy (artystycz­ne) - pst, nie zdradźcie mnie przed żoną, zaklinam...

4. Uwaga bardziej zasadnicza, ogól­na. Główną, moim zdaniem, sła­bością sztuki Broszkiewicza - której artystyczną rangę w pełni doceniam i podkreślam - jest owa demonizacja, idealizacja historii, o której rozpisa­łem się w mej recenzji. Broszkiewicz zawiesza bowiem rozpatrywane przez siebie moralne problemy władzy jak­by w próżni społecznej, odrywa je od podłoża społecznego i walki klas (która, jak wiadomo, nie jest wy­mysłem marksistów, choć wielu by­łoby skłonnych tak mniemać). Kim jest ów lud, w którego imię walczą i Klaudiusz i Kwintus, na który po­wołuje się ociekający szlachetnością książę Juan, ów lud, który szturmu­je mury więzienia Mureny? Jakie interesy klasowe wyraża walka tych ludzi? Kto i co jest motorem, poru­szającym i rzymskiego i współczes­nego Murenę? W Teatrze Ludowym w Nowej Hucie odizolowano proble­my "Imion władzy" jeszcze silniej od jakiegokolwiek tła realnego - idee w czystym ekstrakcie miała wyrażać symboliczna nagość postaci (bez na­ruszenia obyczajności), abstrakcyjne kostiumy dygnitarzy dworu Filipa, cylindry na głowach więźniów współ­czesnego reżimu. (Nawiasem mówiąc, gdy pokornie prosiłem wtajemniczo­nych o wytłumaczenie mi sensu tych cylindrów, usłyszałem, że jestem cham, prostak i w ogóle - skoro nie rozumiem tak łatwej metafory - ale wyjaśnienia nikt mi nadal nie udzie­lił). Idealizacja procesów historycz­nych jest zresztą cechą również po­wieści Andrzejewskiego "Ciemności kryją ziemię", tak znakomicie i w skondensowanej formie uscenicznionej przez Dejmka. O ileż ostrzej konflikt praw moralnych i państwo­wych ukazuje Anouilh w "Antygonie", w pewnym sensie nawet Genet w "Balkonie". Wracając do "Imion władzy": czy nie zastanowiło was skąd się bierze słabość intelektualna Juana, ba, nie tylko jego lecz również kon­sula Kwintusa i ludowego świątka, Mureny? Toż to jeszcze ciągle po­głos żeromszczyzny, doszukiwanie się immanentnego konfliktu jednostki i zbiorowości, obywatela i władzy, hu­manizmu i władzy, słowem: morali­styka szklanych domów, ustawio­nych w przestrzeni społecznej. Stąd sztuka Broszkiewicza jest tak opóźnio­na w pewnym sensie w ocenie praw społecznych - i oddalona od marksi­stowskiego rozumienia historii - choć zarazem tak polska-arcypolska w stosunku do imion władzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji