Artykuły

Katecheza w teatrze

"Wąż" w reż. Janusza Ryl-Krystianowskiego w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Ewelina Szczepanik w serwisie Teatr dla Was.

Poznański Teatr Animacji istnieje już ponad 50 lat. Pierwsze dwie dekady, gdy jeszcze nazywał się on Marcinkiem, szefowała mu Leokadia Serafinowicz - jej postać, jak i spektakle w środowisku twórców teatru dla dzieci mają status nieomal legendarny. Serafinowicz doprowadziła ten maleńki teatr do rozkwitu, promując w nim współczesną dramaturgię dla dzieci, a także dając początek działaniom edukacyjnym towarzyszącym produkcjom. W dekadę po Serafinowicz w salach teatru pojawił się Janusz Ryl-Krystianowski, dyrektor artystyczny placówki i pracuje tam do dziś. Z okazji ćwierćwiecza pracy w teatrze na Al. Niepodległośi, Ryl-Krystianowski pokusił się o reżyserię wybranego przez siebie dramatu - "Węża" Marty Guśniowskiej.

Bardzo prosta, ale funkcjonalna scenografia (platformy układające się na koniec w litery) i bardzo proste kostiumy w odcieniach zieleni, fioletu i brązu pomagają w zilustrowaniu bardzo prostej historii - wąż nie ma rąk ani nóg, przez co rożni się od innych stworzeń; rodzi to w nim złość, ale także pragnienie posiadania kończyn. Pragnienie to jest tak silne, że tytułowy bohater decyduje się na wędrówkę w nieznane w dość nietuzinkowym towarzystwie - chomika Chrupusia, którego wcześniej chciał pożreć oraz bardzo kreatywnego Gekona.

W poszukiwaniu tym docierają do Wróżki Zębuszki, Magika, wreszcie Pająk radzi im, by poradzić się Boga. Morał ze sceny płynie jasny - jesteśmy tacy, a nie inni, a nasze piękno wypływa nie z fizyczności, a z wnętrza, czyli duchowości, osobowości. To bardzo piękne podsumowanie, mam jednak spore zastrzeżenia do samego tekstu dramatycznego i jego fabuły. Gdy królik w magazynie Magika śpiewa właśnie o pięknie wewnętrznym, mamy uniwersalną wymowę, mamy dowód na to, że brzydota czy ułomność w żaden sposób nie są przeszkodą w byciu szczęśliwym. Ale ostateczny głos należy do Boga, który powtarza mniej więcej to samo, ale wprowadzając pierwiastek religijny. Mówi więc, że jest Stworzycielem, Jego dzieło jest niezmienne i doskonałe, skoro pochodzi od Boga. Domyślam się intencji autorki, natomiast nurtuje mnie kilka kwestii: 1) Dlaczego wątek religijny pojawia się w teatrze dla dzieci? Owszem, wartości chrześcijańskie są w większości po prostu uniwersalne i mają głęboko humanistyczną wymowę, ale prowadzi to do innego niebezpieczeństwa, o którym za moment. Pomijam kwestie światopoglądowe, bo to nie jest na nie miejsce (tak samo jak scena teatru dla dzieci powinna być wolna od religii, polityki i ideologii), aczkolwiek jestem zdecydowanie przeciwna takiej oryginalnej formie katechetyzacji w państwowym teatrze; 2) Raz wypowiedziany morał jest dosyć czytelny - nie ma potrzeby powtarzać go ponownie. A Guśniowska to czyni i zarazem dokonuje pewnej modyfikacji - słowa Boga można podsumować po prostu: "Takim, jakim mnie, Panie Boże, stworzyłeś, takim mnie miej". Bóg mówi, że wszyscy jesteśmy doskonali. Nie dodaje jednak, że dotyczy to wyglądu...

Rozumiem, oczywiście, że dzieci myślą w zupełnie inny sposób i przeżywają teatr na nieco innym poziomie niż dorośli, ale to dorośli tworzą ów teatr i to oni kształtują w ten sposób najmłodszych. Guśniowska odwołuje się do Absolutu i to w sposób, który budzi zastrzeżenia, zniechęca bowiem do ciągłej pracy nad sobą, samodoskonalenia się, przede wszystkim duchowego. Paradoksalnym jest, że przecież orędownikiem postawy aktywnej, nastawionej na nieustanny rozwój duchowy był święty Jan Paweł II...

Tekst więc, pomimo tego, że dość wartki (ale większość dowcipów, także słownych, jest oczywiście w ogóle nieczytelna dla dzieci), niweczy całkiem zgrabną puentę niepotrzebnym wątkiem religijnym wyartykułowanym dość ogłupiająco i jak sądzę, także wbrew naukom księży i katechetów.

Tę dramaturgiczną przeciętność (słabość jest jednak za mocnym określeniem) ratuje reżyser oraz aktorzy. Janusz Ryl-Krystianowski skonstruował zgrabne przedstawienie, radząc sobie nawet z dość trudnymi motywami metateatralnymi, mogącymi nudzić małych widzów. Pojawiają się nawet elementy dosyć widowiskowe, wzbudzające potężny entuzjazm publiczności - wystrzał z rewolweru (?) albo różnobarwne konfetti. Aktorzy tworzą ciekawe postaci, umiejętnie operujące gestem, wzorowo animujące lalki i rekwizyty. Na uwagę zasługuje też muzyka - prosta, ale za to rytmiczna, skupiająca uwagę dzieci w kluczowych momentach.

Ale cóż, że rzecz dobrze zrobiona, skoro najeżona ideologicznie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji