Artykuły

Teresica w cieniu zaślepienia

Wystarczy jedna wspaniała rola, jedna aktorka, wrażliwością i talentem sprawiająca, że jej się wierzy, a urodą, w tym przypadku - co jakże istotne - także urodą głosu, przyciągająca uwagę, i już wieczór teatralny jest udany - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Tą aktorką jest Iwona Socha, wcielająca się w tytułową rolę w spektaklu "Teresica - una pasión" [na zdjęciu], wystawionym na scenie kameralnej Opery Krakowskiej. Sopran tej solistki urzeka, a jej naturalność scenicznego bycia sprawia, że tragedia żydowskiej dziewczyny, okrutnie doświadczanej przez życie, naprawdę nas obchodzi i porusza. I nieważne stają się irytujące dokonania reżysera Freda Apke, zwłaszcza tempo, w jakim wlecze się ta opera serenada, zwłaszcza maniera podawania tekstu przez Martę Klubowicz (Donna Anna).

Ale nic to; hiszpańskie, katalońskie i se­fardyjskie pieśni Złotego Wieku śpiewane głównie przez Iwonę Sochę rekompensują wszystko. Naprawdę dla tej roli, dla muzyki - a na pochwały zasługują i Agnieszka Cząstka, Krzysztof Kozarek, Marek Gerwatowski, Stanisław Knapik, i zespoły muzyczny oraz wokalny - warto wybrać się na ten spektakl. W ogóle Opera Krakowska poczyna sobie coraz wspanialej, nie bojąc się odchodzenia od repertuarowego kanonu, czego nieco wcześniej dowiodła, dając polską prapremierę "Miłości do trzech pomarańczy" Prokofiewa, bardzo atrakcyjnie zainscenizowanej przez Michała Znanieckiego. Cieszy ta forma, niebanalny kierunek i aktywność Opery w roku jej 60-lecia, potwierdza to zasadność jej ubiegłorocznego awansu o 51 miejsc w prestiżowym rankingu portalu Operabase i tym samym znalezienie się w pierwszej pięćdziesiątce scen muzycznych świata. A i publiczność dopisuje! Ale na nic światowe awanse, gdy w grę wchodzą lokalne zaślepienia. Albo kompleksy.

Opisujący w majowej "Polityce" krakowską kulturę Rafał Romanowski z "GW" Opery nie dostrzegł w ogóle (poza faktem po­wstania jej siedziby). Podobnie zignorował krakowski jazz i poświęcone tej muzyce dwa poważne festiwale, przyciągające gwiazdy światowego formatu, czy choćby nasze eksportowe formacje muzyczne - Mo­tion Trio i Kroke. Zbyt subiektywny, by nie rzec - bałamutny, był ów tekst jak na poważny tygodnik opinii. Tak, można być przeświadczonym o wyjątkowości Starego Teatru czy Teatru Nowego - zwłaszcza jeśli w teatrze poszukuje się prowokacji i skandalu - ale czy to jest powód, by deprecjonować dokonania innych scen?

Można wykpiwać "saloniki poetyckie Anny Dymnej", ale godzi się napisać, że ich idea znalazła kilkudziesięciu naśladowców, nie tylko w Polsce. Niekonsekwencji u Romanowskiego jest więcej. Najpierw za­uważa, że "prezydent - jak mówią - za kulturą nie przepada", później entuzjazmuje się dokonaniami niegdysiejszego pełnomocnika ds. kultury Filipa Berkowicza i obecnej wiceprezydent ds. kultury Magdaleny Sroki. A to nie prezydent Maj­chrowski ich powołał? Wybrał, jak widać, o wiele szczęśliwiej niż "Polityka" Romanowskiego. O nim też mówią. I to akurat jest prawda.

Zastanawiam się też, dlaczego opisując Kraków literacki, pominął autor tak ważne w skali kraju oficyny jak Wydawnictwo Literackie, Znak i PWM, albo dlaczego nie pamiętał o Nagrodzie Literackiej im. K. Wyki, która od lat honoruje najważniejszych polskich krytyków i znawców literatury. W tym kontekście głupstwem jest przypisanie mieszkającego od dawna w Warszawie Jerzego Pilcha do grona autorów krakowskich. Generalnie tekst Romanowskiego "Różne stany różnych muz" zdaje się, w przeciwieństwie do kultury Krakowa, poniżej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji