Artykuły

Mikołaja Grabowskiego teatr w rodzinie

Na tym przedstawieniu publiczność zawsze dzieli się według "z góry" określonych proporcji. Zdecydowana większość reaguje spontanicznie i wychodzi z teatru prawdziwie usatysfakcjonowano, ale jest i taka grupa, która uważa spektakl za niesmaczny, przeszarżowany, przede wszystkim zaś szargający uczucia jej własne i narodowe.

Mikołaj Grabowski - adaptator i reżyser scenicznej wersji "Opisu obyczajów" wg prozy Jędrzeja Kitowicza - powiada, iż spodziewał się takich reakcji z tą może tylko różnicą, że niechęci przewidywał więcej. Pochylony nad talerzem fasolki po bretońsku, w bufecie chorzowskiego Teatru Rozrywki, posila się szybko pomiędzy dwoma spektaklami "Opisu" (na które publiczność przybyła wyjątkowo tłumnie) i opowiada o swoich literacko-teatralnych satysfakcjach. W zapewnienia o zainteresowaniu tym właśnie przedstawieniem wierzą bez zastrzeżeń, widziałam spektakl trzy razy, w różnych miastach i rzeczywiście odbiór był wszędzie niemal identyczny.

Do inscenizacji prozy Kitowicza, pisarza znanego dziś właściwie tylko historykom literatury staropolskiej i studentom polonistyki, przymierzał się Mikołaj Grabowski od kilkunastu lat, świadom ponadczasowości utworu, w którym Polacy odnajdują swój konterfekt bez względu na epokę i sytuacją polityczną. Abstrahując bowiem od dyskusji: socjologów, historyków i psychologów, spierających się o istnienie tzw. charakteru narodowego Polaków, właśnie niezwyczajna wprost aktualność starego dzieła udowodniła, że przez wieki nie wygasły w nas: zamiłowania do politycznych i religijnych sporów, uwielbienie dla życia ponad stan, pijaństwo przy wszelkich okazjach i dziwaczna huśtawka nastrojów miotających nami od bezkrytycznego entuzjaz mu po czas pokuty i darcia szat. Długi i ozdobny tytuł Kitowicza skrócił Grabowski do lapidarnego "Opisu obyczajów". Wyrzucając owo "za panowania Augusta...", ubierając swój zespół we współczesne, brzydkie ale znaczące kostiumy, zniwelował też dystans czasowy, pozostawiając tylko jądro problemu. Dołączył do tego brawurowe aktorstwo i rzadko go szczącą na polskich scenach spontaniczność kontaktu wykonawców z publicznością. Osiągnął rzecz niebywałą: posiłkując się wyłącznie tekstem sprzed kilkuset lat stworzył iluzję; oto ulica wtargnęła do teatru, a widz zgubił orientację, co do czasu i miejsca wydarzeń. "Opis obyczajów" jest przedstawieniem, którego można się było w twórczości Mikołaja Grabowskiego spodziewać. Od lat interesuje bowiem artystę teatr polityczny, a dokładniej teatr politycznych zachowań Polaków. Inscenizował już przecież Rzewuskiego, czyniąc z literackich, zakurzonych tomów, lekturę zaskakująco współczesną. W narodowej historii naszego narodu doszukuje się ten reżyser i aktor wątków i zachowań skażonych wiecznym, polskim sporem o pryncypia. Poprzez opowieści o konkretnych wydarzeniach dokonuje Grabowski syntezy cech wspólnych pokoleniom i - niestety nie zawsze są cechy budujące. Nie poucza, nie stosuje w żadnym, ze znanych mi przedstawień, nachalnej dydaktyki, zawierzając rozsądkowi i zdolności do refleksji odbiorców. Jednocześnie prowadzi ten swój artystyczno-historiozoficzny wywód klarownie i prowokująco. Na ogół trafia blisko środka tarczy.

* * *

Drugą, bardzo istotną, cechą zjawiska, zwanego już w Polsce nieoficjalnie "teatrem Grabowskiego", jest forma jego przedstawień. Najwyraźniej widać ją właśnie w "Opisie", ale również w innych już niekoniecznie politykujących spektaklach, choćby w "Kto się boi Wirginii Woolf". To sposób pracy z aktorami, których dobiera sobie - jego przedstawienia firmują różne teatry - głównie... wśród rodziny, bliskich przyjaciół, bądź artystów, których ceni i szanuje. Żartobliwie mówi, że to robota wyspekulowana, bo rodzime trzeba dać zarobić.

To oczywiście prawda, ale tylko w połowie. Ta druga połowa legitymuje się wyjątkowymi osiągnięciami teatralnymi, większość bowiem rodzących się w tym zespole propozycji zaskakuje wręcz intensywnością wysiłku i skalą wiarygodności. Grabowski zna swoich współpracowników tak, jak nie może ich znać najwspanialszy nawet, ale "obcy", reżyser. Wyciąga z nich maksimum możliwości, bazuje na cechach prywatnych, wtapia w spektakl odruchy i reakcje podpatrzone w życiowej codzienności. Ma wdzięczne pole do popisu, bo oni się chętnie na taki zabieg godzą.

To z porozumienia pomiędzy reżyserem, a jego żoną, bratem, szwagierką i serdecznymi kolegami powstaje bezpieczny margines improwizacji, sprawiający, że nawet dwa następujące po sobie spektakle są od siebie tak bardzo różne. To właśnie taka robota procentuje choćby w "Scenariuszu dla trzech aktorów", który wielbiciele teatru mogą oglądać wielokrotnie, gdyż fragment obejmujący czytanie recenzji, nigdy chyba nie powtarza sio dosłownie.

Zadziwiająca jest praca tego zespołu; próba na ogół mało przypomina przedstawienie. Próba - ta końcowa, obłaskawiająca na przykład nową, gościnną scenę - ma charakter czysto techniczny. "Wiadro tu, stół tam, Iwona wchodzisz z lewej, więcej światła na Andrzeja" itp. Nie ma potrzeby grania "na całość", to kwestia zaufania. Prawdziwy spektakl może się odbyć tylko z publicznością, której reakcje stymulują temperaturę gry. Dlatego spektakle z udziałem Mikołaja i Andrzeja Grabowskich, Iwony Bielskiej, Anny Tomaszewskiej a także: Urszuli Popiel, Jana Peszka, Andrzeja Frycza, Jerzego Golińskiego warto oglądać przynajmniej dwa razy. Wtedy można dostrzec wszystkie niuanse wykonania, owo wspaniałe porozumienie twórców, głębię rysunku psychologicznego postaci.

Ten specyficzny teatr zdumiewa, a czasem i gorszy widzów sięganiem do podszewki ludzkich uczuć i emocji, wiwisekcją psychiki, odkrywaniem ciemnych cech natury ludzkiej. Kogoś natomiast, kto przygląda się tej grupie poza sceną, zaskakuje jej radość grania, prywatna pogoda ducha i wielka doza odporności psychicznej i fizycznej. Można się uczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji