Artykuły

Wszystko to z bogów dopustu?

Odprawa Posłów Greckich Michał Zadary jest przedstawieniem przewrotnym. Bawimy się w teatr i teatrem. Widzowie siedzą w półokręgu na scenie, przyglądając się pustej widowni Starego Teatru. Tam pojawiają się posłowie greccy. Pusta widownia teatru staje się morzem, z którego wyłoni się nagi, skrwawiony jeniec. Na scenie świetlisty napis: ODPRAWA POSŁÓW GRECKICH. W finale Kasandra krwią jeńca - czerwoną farbą napisze: KONIEC. Koniec spektaklu, koniec nierządnego królestwa. Nikt się specjalnie nie przejmuje, widownia popiskuje z uciechy, kiedy nagi, oblany krwawą cieczą jeniec wymyka się pospiesznie i niezgrabnie z sali. Publiczność chichocze też, gdy Antenor w przesadnym uniesieniu atakuje bawidamka Aleksandra, celebrującego obrządek palenia cygaretek. Święte oburzenie Antenora jest równie podejrzane, jak brudne insynuacje Aleksandra. Obaj kłamią, obaj bawią publiczność. Reakcja publiczności włączona zostaje do sensu przedstawienia. W świecie Troi nie ma nikogo, kto reprezentowałby prawdę i jej bronił. To, co mówią Aleksander i Antenor, to tylko retoryka, frazes, popis. Ten - czujący się szlachetniejszym - Antenor, trzeźwieje dopiero, kiedy przychodzi wieść o rychłej wojnie. Wyraźnie uspakaja się, ma przecież rację, katastrofa nadchodzi. Staje się bardziej przekonujący, ludzki - może dlatego, że król wreszcie go słucha. Bałwan, idiota, ale król - i słucha. Warto więc być szlachetnym, by ucho władcy nas usłyszało.

Pierwsza ofiara wojny, ów nagi jeniec, dryfujący wśród fal teatralnych krzeseł, polewany czerwoną farbą i smarowany nią wałkiem do malowania na długiej rączce, to ten sam, który w finale będzie komicznie uciekał, zasłaniając nagość. Ten jeniec kiepsko nadawał się na przedmiot kpin, nawet jeśli tylko był znakiem. To bowiem, co znaczył, było okrutne, a zabawa w okrucieństwo nie zawsze bywa zabawna. To scena jednocześnie świetna, groźna i śmieszna. Mieści w sobie wiele sensów; nawet - za dużo. Zwłaszcza wtedy, gdy zdominuje ją zabawa w teatr, w którym wszystko jest na niby i z wszystkiego można się śmiać.

Nie ma w świecie tej "Odprawy" nic poza teatrem politycznych błaznów. Wyjący z emfazą: "O nierządne królestwo!" Ulisses (Jan Peszek) wzbudza również uzasadnioną wesołość. Dziesięć lat, oblegając Troję, studiował tę frazę, której nikt z mieszkańców królestwa nie rozumie i nie ma potrzeby jej zrozumienia. Dlaczegóżby Grek, cudzoziemiec, miał biadać nad obcą sobie ziemią? A dlatego, że patos buduje ego moralisty.

Występ Ulissesa niczym jest jednak w porównaniu z popisem bezczelności i głupoty posła relacjonującego obrady sejmu. Juliusz Chrząstowski wyposaża posła w duszę kiepskiego kabareciarza, przemądrzalca, przedrzeźniającego wszystkich. Dostaje się i Antenorowi, i królowi, i królewiczowi, i Iketaonowi, i wszystkim po równo. Poseł puszy się, ukazując głupotę innych. Chełpi się zdolnością przedrzeźniania czegoś, co samo w sobie jest już przedrzeźnianiem prawdy, dobra. Poseł Parysów po prostu inscenizuje show. Nakłada sztuczne wąsy. Pali papierosy. Wciska na nos okulary, aby wykpić uczestników sejmowej debaty i same obrady. Istota rzeczy, katastrofa, upadek państwa, to tylko pretekst. Najważniejszy jest sprawozdawca.

Helena, najpierw zdenerwowana, niezdolna do skupienia się ani na relacji, ani na grze w kamyki, usypia wreszcie, śniąc w czasie opowieści posła jakiś przyjemny, erotyczny sen. Przebudzona, jest już pozbawiona lęku, poczucia winy, wątpliwości, gotowa do podbojów. Nie stało się przecież nic dla niej groźnego.

Świadoma zbliżającej się katastrofy jest tylko nieustannie obecna na scenie dziewczyna z chóru i Kasandra w jednej osobie (Barbara Wysocka). Jest trochę tak, jakby Wysocka Kasandra się stawała. Na początku to tylko dziewczyna z Troi, niemal dziecko, poważne i wrażliwe, modlące się o to, by młodość nauczyła się rozumieć świat. Prosi o mądrość żarliwie. Wie, że w tym kraju jest ona potrzebna jak żadna inna wartość. Potem, tak mi się zdaje, obserwacja zdarzeń każe Kasan-drze przedrzeźniać i kpić z tokujących polityków. Jeśli dla nich nic nie jest ważne, dlaczegóżby ona nie miała się bawić ich kosztem. Przekonuje się, że oto na nic jej starania, obawy, pragnienia. Nie władnie sobą. Nie z powodu gwałtu Apollina. To rzeczywistość zadaje jej gwałt. A jej przeczucia są lekceważone, traktowane przez ojca jak dziecięce strachy. Dziewczyna ma do wyboru szaleństwo lub kpinę. Jej wizja końca tego świata to bezradna, bezładna opowieść dziecka chorego i przeraźliwie samotnego. Kasandra słyszy strzały, naśladuje strzały jak w dziecięcej zabawie. Bawi się wizją katastrofy tak, jak ci mądrzejsi, którym poruczono wielkie zadania, bawili się swoimi rolami. Aż przyszedł koniec i nikt już nie będzie sobą. Doświadczenie głupoty politycznej niszczy, ogłupia, upupia.

Oba antyczne spektakle łączy wspólny temat: obrzydzenie do świata polityki, przeświadczenie, że jednostka w jej trybach nieuchronnie obdzierana jest z godności. Wokół "Odprawy" już wybuchła awantura. Krytycy-puryści biadają, że Narodowy Teatr szarga świętości, jest jarmarczny, bez gustu i amatorski. Wolę szarganie świętości estetycznych niż zasypianie na nobliwych spektaklach. Wolę smarkającą w spodnie Antenora Ka-sandrę, niż estetycznie i technicznie poprawne, nudne monologi w spektaklach, które co prawda nikogo nie drażnią, ale też nikogo nie obchodzą. Nie ma dobrego teatru bez ryzyka. Nie będzie nowych młodych reżyserów, jeśli nie pozwoli się im mówić własnym głosem. Ten Ajas wściekły i rozdrażniony, ta drwiąca z posłów Kasandra są niewątpliwie z ich pokolenia. Nie dlatego, że noszą współczesne kostiumy - a dlatego, że przynoszą na scenę swój brzydki, nieporadny bunt, swoją niechęć do frazesu, sarkazm, pragnienie autentyczności. Eklektyczni, niesmaczni, niewyniośli - wstydzą się świata i siebie w świecie.

Niewątpliwie bliższa jest mi asceza i ironia "Ajasa" niż wieloznaczna teatralność "Odprawy". Reżyserska galopada pomysłów, oscylująca w jednej scenie między wieloma jakościami estetycznymi, wywołuje chaos znaczeń, męczy. Ale - proszę mi wybaczyć banalność retoryki - czy na taką Odprawę nie zasłużyliśmy i czyż w głębi duszy nie mamy ochoty po prostu drwić z polskiej wieczystej skłonności do kabaretu politycznego? To musiało przedostać się na scenę. Jakże o tej wstydliwej skłonności opowiadać wzniosie? Wtedy dopiero umarlibyśmy ze wstydu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji