Artykuły

Teatr musi walczyć z kłamstwem

- Moja koncepcja teatru wykracza poza schemat mieszczańskiego teatru, który tylko udaje krytyczny, a zarazem służy i powiela interesy politycznej oligarchii - rozmowa z Oliverem Frljiciem, kontrowersyjnym chorwackim reżyserem, gościem toruńskiego Festiwalu Teatralnego Kontakt.

Grzegorz Giedrys: Kiedy przeczytałem, o czym jest spektakl "25.671", zrozumiałem, że Polacy niewiele wiedzą na temat sytuacji na Bałkanach. Postrzegamy Słowenię jako część byłej Jugosławii, która w latach 90. nie zaznała przemocy i nietolerancji. Myliliśmy się.

Oliver Frljić: Słowenia za pomocą środków administracyjnych przeprowadziła czystki w latach 90. Nikt tam nie zabijał ludzi z pobudek etnicznych, tak jak to było w innych częściach byłej Jugosławii. Tam po prostu pozostawiano ludzi bez żadnego statusu prawnego. 25 tysięcy 671 - tyle wynosiła liczba "wykasowanych".

Ci ludzie nie mieli żadnych dokumentów, paszportów, możliwości znalezienia legalnej pracy i wynajęcia mieszkania, a ich dzieci nie mogły iść do szkoły. To wyda nam się jeszcze bardziej schizofreniczne, kiedy zrozumiemy, że Słowenia nie deportowała tych ludzi z kraju, bo oni urodzili się w Słowenii albo żyli tutaj przez lata przed wojną w byłej Jugosławii. Na początku media i rządowa propaganda starały się opisać "wykasowanych" jako wrogów państwa.

Nie sądzi pan, że to w jakimś stopniu przypomina sytuację na Krymie, kiedy decyzja o przynależności narodowej okazała się decyzją administracyjną?

- Nie. To, co się dzieje na Krymie, przypomina mi bardziej sytuację, w jakiej znalazły się republiki jugosłowiańskie, kiedy wybuchła wojna. Mam nadzieję, że rezultat tego kryzysu nie będzie podobny. Ale obawiam się jednocześnie, że rzeczy potoczą się w gorszym kierunku. Kiedy stan nadzwyczajny stał się modus operandi amerykańskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej, jesteśmy świadkami powrotu zimnej wojny.

Polacy nie wiedzą, jak się zmierzyć z rozpadem Jugosławii. Uciekamy w dwa stereotypy: pierwszy z nich reprezentuje bardzo egzotyczną i radosną stronę Bałkanów, wziętą jakby z filmów Emira Kusturicy. Drugi zaś to wizja tragicznej i krwawej historii waszego całego regionu.

- Jest wiele stereotypowych przedstawień Bałkanów, które nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. One jednak się bardzo dobrze sprzedają w Europie i na całym świecie. Mówiąc o filmie, możemy znaleźć bardziej krytyczną i artystycznie odpowiednią wizję tej części naszego kontynentu w pracach najważniejszych przedstawicieli jugosłowiańskiej "czarnej fali", takich jak np. Želimir Žilnik, Dušan Makavejev, Živojin Pavlović, Aleksandar Petrović i Lordan Zafranović.

Bałkany zawsze opisujemy jako beczkę prochu, którą może rozpalić najmniejsza iskra. Podejrzewam, że robienie teatru, który przełamuje tabu, jest tam nie lada wyzwaniem.

- Na Bałkanach muszę walczyć na dwóch frontach. Po pierwsze, muszę zmierzać się z narodowymi mitami, które służą do wzmocnienia etnicznej jedności i wszystkich towarzyszącej jej wykluczeń. Później walczę z konserwatywnym językiem teatru, którego celem również jest wykluczenie. Pole rozwiązań estetycznych jest zarazem polem ideologicznej bitwy. Raymond Williams mówi o wybiórczej tradycji. Piękno i inne związane z nim kategorie nie istnieje w politycznej próżni - one są produktem konfliktu ideologicznego i nierównowagi sił.

Jak wyglądała praca nad tym przedstawieniem?

- Są trzy główne linie dramaturgiczne, poprzez które starałem się połączyć ze sobą dokument i fikcję. Jedna linia prezentuje opowieść o "wykasowanej" rodzinie, w której syn popełnił samobójstwo, nie mogąc znieść presji środowiska społecznego. Druga linia zawiera trzy mowy nienawiści, które krzyżują się z historią "wykasowanej" rodziny. Te mowy są skierowane do ludności niesłoweńskiej, którą nazywają złośliwą tkanką na zdrowym ciele narodu. A trzecia linia przełamuje fikcję i stara się poznać, na ile widownia - poza zwykłym teatralnym współczuciem - jest w stanie czuć się solidarna z tą wykluczoną populacją.

Jakich reakcji spodziewał się pan po premierze tego spektaklu? Jaki cel sobie pan postawił?

- Moje cele związane z takimi projektami są zawsze te same - zniszczyć umowę społeczną, która służy temu, aby ukryć różnego rodzaju dyskryminacje. Słowenia nie chce dać żadnego materialnego i moralnego zadośćuczynienia ofiarom tego procederu. A mówimy przecież o kraju będącym członkiem Unii Europejskiej, który powinien mieć jak najwyższe standardy praw człowieka. Jak "wykasowani" byli nadzorowani, kiedy Słowenia zaakceptowała członkostwo w europejskich strukturach.

Co wyniesie z tego spektaklu polska publiczność? Czego się nauczymy z niego o sobie?

- Polska widownia zobaczy podobne mechanizmy wykluczenia, które działały z pełną siłą, kiedy moją "Nie-Boską Komedię" w Narodowym Starym Teatrze odwołał Jan Klata. Moja praca w teatrze zawsze opiera się na dialogu z trzema publicznościami. Pierwsza z nich to stali widzowie, drudzy to ludzie, którzy mają władzę nad teatrem - dyrektorzy teatrów i innych instytucji, którzy są władni kontrolować i dyscyplinować wszystkich uciekających od nieproblematycznych sposobów produkcji i teatralnej reprezentacji. Ostatnia grupa to centra politycznej władzy, które czasami też mają potrzebę interwencji. Jak pan widzi, moja koncepcja teatru wykracza poza schemat mieszczańskiego teatru, który tylko udaje krytyczny, a zarazem służy i powiela interesy politycznej oligarchii. Tak to było w Starym Teatrze w Krakowie.

Krakowską premierę "Nie-Boskiej Komedii" odwołano w atmosferze skandalu. Wydaje mi się, że Polacy nie są gotowi, aby zmierzyć się z potworami własnej przeszłości. Nadal traktujemy dramat Krasińskiego jako tekst święty, który uformował nasz narodowy mit.

- Słyszałem, że Monika Strzępka i Paweł Demirski zgodzili się pracować nad "Nie-Boską Komedią" po tym, kiedy Jan Klata ocenzurował naszą produkcję. Nie chcę dyskutować nad moralnym profilem kogoś, kto zaakceptował taką propozycję teatralną, ale za to powiem, że to doskonała legitymizacja zarówno aktu cenzury, którego dopuścił się Klata, jak i jego autokratycznego sposobu prowadzenia Starego Teatru. To śle w świat wiadomość, że tylko Polacy są w stanie wystawić tekst Krasińskiego, a nie ktoś z barbarzyńskich Bałkanów. Co więcej, poprzez wybór Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego Klata znów będzie starał się zdobyć szacunek bardziej progresywnej i krytycznej części polskiego środowiska teatralnego, które krytykowało jego decyzję o zakazie prac nad "Nie-Boską Komedią".

Klata zwolnił z pracy Gorana Injaca po zakończeniu prac nad dziełem Krasińskiego.

- To była zemsta na nim jako dramaturgu tego przedstawienia, chociaż jako powód podał inne przyczyny. A wtedy "Dziennik Polski" kontynuował medialną egzekucję Injaca, podając za główny argument przeciwko niemu jego pochodzenie etniczne, używając tym samym najgorszych strategii ksenofobicznego wykluczenia. A właśnie w to nasza produkcja chciała uderzyć - w typowo konserwatywny, nacjonalistyczny model niszczenia wszelkich inności, aby zjednoczyć społeczeństwo w monolit jednej opcji. Nie widzę żadnych różnic między zachowaniem Klaty i "Dziennika Polskiego" - to wszystko ma tę samą podstawę ideologiczną.

Teraz przez Polskę przechodzi wielka dyskusja o systemie pańszczyźnianym, którego obrońcą był kiedyś Krasiński. Niektórzy badacze doszli do wniosku, że cała nasza historia opiera się na konfliktach klasowych i feudalnym niewolnictwie. Jednocześnie w "Nie-Boskiej komedii" słyszymy echa antysemityzmu i nacjonalizmu. Czy podkreślenie tych znaczeń nie było głównym powodem, że doszło do tarć między panem a Starym Teatrem?

- Kierownictwo Starego Teatru zleciło mi wystawienie "Nie-Boskiej komedii" w sezonie poświęconym Konradowi Swinarskiemu. My, czyli moi dramaturdzy: Joanna Wichowska, Goran Injac, Agnieszka Jakimiak i ja, przeprowadziliśmy bliskie czytanie sztuki i dogłębne badania wszystkich materiałów na jej temat. Od lat 60. większość badaczy polskiego romantyzmu pisze o antysemityzmie w tekście Krasińskiego. Zrozumieliśmy, że sezon poświęcony Swinarskiemu oznacza ideologiczne i teatralne porównania, artystyczne badanie teatru Swinarskiego i tego, jak dzisiaj mogą być rozumiane jego twórcze strategie.

Dlaczego to przedsięwzięcie się nie udało?

- Niestety, Jan Klata nie był wystarczająco odważny, aby stanąć w obronie tej produkcji, kiedy stała się celem prawicowych ataków. Bał się, że straci swoją pozycję. To udowadnia, że jego idea współczesnego i krytycznego teatru jest tylko deklaratywnym gestem pozbawionym jakiegokolwiek rzeczywistego znaczenia. W gruncie rzeczy on nie chce zmienić mechanizmów i ideologii starych totalitarnych instytucji, gdzie cała władza koncentruje się w rękach jednego człowieka. Jak pewnie pan pamięta, oficjalne oświadczenie Starego Teatru mówi o tym, że moja produkcja została przesunięta w przyszłość. Co o uczciwości tego teatru mówi fakt, że zlecił Monice Strzępce pracę nad tym projektem? To jedynie tłumaczy, że dla tych ludzi publiczne kłamstwo jest zwyczajnym sposobem komunikacji.

Co zobaczymy na Kontakcie?

Do Torunia przyjedzie 14 teatrów z 11 krajów: z Litwy, Irlandii, Niemiec, Rumunii, Słowenii, Węgier, Serbii, Łotwy, Holandii, Włoch i Polski. Zobaczymy 12 spektakli konkursowych. Festiwal otworzy w sobotę teatr Meno Fortas z Wilna, który pokaże "Boską komedię" w reżyserii słynnego Eimuntasa Nekrošiusa. Litwę reprezentuje jeszcze Wileński Teatr Miejski, w którym Oskaras Koršunovas przygotował własną wersję "Mewy" Czechowa. Nasz kraj na festiwalu reprezentują trzy przedstawienia. Teatr Polski z Bydgoszczy i Teatr Powszechny z Łodzi pokażą "Podróż zimową" w reżyserii Mai Kleczewskiej. Teatr Polski z Wrocławia przyjedzie do nas z "Courtney Love" Moniki Strzępki, a gospodarze przeglądu zaprezentują poza konkursem "Witaj, Dora" w inscenizacji Krzysztofa Rekowskiego.

Scenę irlandzką poznamy za sprawą zespołu Brokentalkers - dublińczycy pokażą spektakl "The Blue Boy". Narodowy Teatr Radu Stanca z Sibiu w Rumunii przyjedzie do nas z "Osamotnieniem" w reżyserii Gianiny Carbunariu. Prešeren z Kranj w Słowenii zaprezentuje zaś "25.671" - kontrowersyjny projekt Olivera Frijicia. Przedsiębiorstwo Żeglugowe Sputnik z Budapesztu przedstawi "Refleks". Teatr Liepaja z Lipawy na Łotwie na Kontakcie wystawi "Miasto Stavanger i okolice", a Hartefakt Fond i Teatr Bitef z Belgradu pokażą "Hiperamnezję". Z Groningen w Holandii przyjedzie zespół Noord Nederlands Toneel i spektakl "Fellini". Emma Dante przygotowała zaś widowisko "W stronę Medei" w teatrze Sud Costa Occidentale w Palermo. W sobotę na Starówce wystąpi teatr Titanick z Münster i Lipska. Plenerowe "Ogniste ptaki" opowiadają o przygotowaniach do wielkiego wyścigu maszyn latających.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji