"GENERAŁ BARCZ" czyli gigantyczna szopka polityczna
Specjalna wysłanniczka "DZ" relacjonuje
Przestrzeń sceny wypełnia gigantyczny cyrkowy namiot. Na jego arenie - w skojarzeniu z areną polityczną - będą się dziać rzeczy mrożące krew w żyłach: walka o władzę, przekupstwa, zdrada, wygrywanie realizacje wielkich ambicji. Szantaż, wyrachowanie, kradzież, sprzedajna miłość wciągnięte w tryby wielkiej polityki.
Polska w kilka miesięcy po odzyskaniu niepodległości widziana oczyma Juliusza Kadena-Bandrowskiego to nic więcej jak "odzyskany śmietnik", na którym zgłodniałe psy walczą o kawałek kości dla siebie. A wszystko pokazane w poetyce bez mała surrealizmu, poprzez działania kukieł z upiornej szopki.
Inscenizację "Generała Barcza" przywiózł na VIII Opolskie Konfrontacje Teatralne Teatr Polski z Bydgoszczy. Tę znaną (czy jeszcze?) powieść adaptował dla potrzeb sceny i reżyserował Roman Kordziński. Przyznajmy od razu, że jest to propozycja interesująca. Bydgoskim realizatorom udało się oddać całe szyderstwo Bandrowskiego, jego, jeszcze dziś dyskusyjny, stosunek do możliwości organizatorskich młodego państwa i bezlitosne rozliczanie się z narodowymi mitami polskiego romantyzmu.
Przedstawienie toczy się wartko, choć w sumie, przy nagromadzeniu wielu pomysłów inscenizacyjnych, w swoich końcowych sekwencjach bywa meczące. Kordziński zrealizował je trochę w duchu dramatów Witkacego (w ogóle patronującego jakby opolskiemu przeglądowi, do czego wrócę w podsumowaniu Konfrontacji), co szczególnie widoczne jest w scenografii Józefa Napiórkowskiego. Postacie są tu karykaturalnie wyolbrzymione, odczłowieczone poprzez wyeksponowanie cech negatywnych, nienaturalne w swojej przebiegłej głupocie.
Cała ta gigantyczna szopka polityczna, poruszana grubymi powrozami ślepego dążenia do władzy, w takt bardzo dobrej muzyki Tadeusza Woźniaka (który wyrósł ostatnio na znakomitego twórcę teatralnego, by przypomnieć opracowanie muzyczne do spektaklu "Mistrza i Małgorzaty" zrealizowanego w Płocku), robi nieodparcie przygnębiające wrażenie i pobudza do smutnych refleksji. Szczególnie w scenie otwarcia "muzeum niewoli", balu Rzeczypospolitej (tu dla odmiany przypomina się Wyspiański) i w epizodzie końcowym, gdy w jednym z bardziej parszywych bohaterów rodzą się symptomy ludzkiego odczuwania i gdy pada pytanie o sens tej całej szamotaniny.
Logicznej, nośnej teatralnie i przyciągającej uwagę widza adaptacji Romana Kordzińskiego nie zawsze mogli sprostać - niestety - aktorzy. Jakby mnogość pomysłów inscenizacyjnych i wieloraka zawartość treściowa powierzonego im zadania przerastała momentami ich możliwości. Z bogatej obsady warto jednak wymienić Zbigniewa Pudzianowskiego (Rasiński - pisarz wciągnięty w wir politycznej propagandy Barcza), Kazimierza Miranowicza (generał Barcz), bardzo dobrego w swej roli Mariusza Puchalskiego (major Pyć), Teresę Leśniak (Drwęska).
Zastrzeżenia te nie zmieniają jednak faktu, że przedstawienie zasługuje na uwagę wyróżniając się bogactwem inscenizacyjnym i jednorodnością stylistyczną, zbliżoną do klasycznie pojętego teatru absurdu.