Artykuły

Bańki mydlane

W ostatnim czasie przy­zwyczajono nas do "głę­bokich" i "mrocznych" in­terpretacji praktycznie wszystkich komedii Szekspira. "Sen nocy let­niej" traktowano pod tym względem szczególnie.

Do klasyki przeszedł głośny esej Jana Kotta "Tytania i głowa osła", eksponujący właśnie "czar­ną" sferę znaczeniową "Snu". Kott nie zawahał się wówczas, by demoniczny erotyzm dramatu przyrównać do infernalnych wi­zji znanych z "Kaprysów" Goi.

W ostatnim czasie - choćby za sprawą kontrowersyjnych in­scenizacji Krzysztofa Warlikowskiego - można zaobserwować powrót mody na tego rodzaju ponuractwa. Nowa realizacja "Snu" dokonana w Teatrze Pol­skim przez Adama i Jarosława Kilianów miała chyba w zamie­rzeniach jej autorów radykalnie zerwać z panującymi tendencja­mi. Niestety (lub, jak kto woli, na szczęście) - skończyło się na za­miarach.

Decyzja Kilianów, by wystawić właśnie tę komedię Szekspira, nie powinna nikogo dziwić. Przed kilku laty ten sam artystyczny tan­dem zrealizował w Teatrze Po­wszechnym ciekawą i trochę nie­docenioną inscenizacje "Balladyny" Słowackiego; "Sen" należy - jak wiadomo - do trzech (obok "Makbeta" i "Króla Leara") naj­ważniejszych źródeł romantycz­nego arcydzieła, zdawało się więc, że nowe przedstawienie bę­dzie konsekwencją i rozwinię­ciem nabytych wcześniej do­świadczeń. Jeśli tamtej "Balladynie" zarzucić było można przerost formy nad treścią, to w "Śnie" mamy do czynienia z osłabieniem inwencji i całkowitym niedowła­dem interpretacyjnym. Niezwy­kła wyobraźnia plastyczna sceno­grafa - Adama Kiliana - rozkochanego w świecie jarmarcznej i odpustowej tandety, wprowa­dzała zawsze do jego prac szla­chetnie naiwny, baśniowy klimat. Taka jest też Kilianowska recepta na Szekspira; "Sen nocy letniej" ma być jedynie liryczną, bezpre­tensjonalną baśnią, a jej potencjał intelektualny nie wykracza poza problematykę "Pastorałki" Leona Schillera.

Spektakl odgrywany jest na niemal pustej scenie, dekoracje zastępuje gra świateł wspomaga­na przez kolorystyczną rozma­itość kostiumów. Adam Kilian lubi jaskrawe barwy i tanie mate­riały - mnóstwo tu wikliny, ga­zy i tiulów, fioletów, czerwieni, złotek, sreberek i mydlanych ba­niek, które przy byle okazji wy­dmuchuje Puk. Jednak ta świa­doma gra z tandetą i stereotypem nie jest dostatecznie kontrolowa­na i staje się przez to celem sa­mym w sobie. Z czasem odnosi się wrażenie, że autorzy przed­stawienia, niczym iluzjoniści, utkali swe dzieło z hektolitrów różnokolorowej piany... wystar­czy lekko dmuchnąć - a całość przestanie istnieć. Szekspir zmienia się w ten sposób w sce­nicznego bajkopisarza, autora ckliwych i sentymentalnych sztuczydeł dla niedorozwiniętej młodzieży.

Te przygnębiające wrażenia potęguje anemiczna postawa ze­społu aktorskiego. Nie ma tu ani jednej roli zasługującej na uwagę. Najwięcej hałasu robią Spodek (Damian Damięcki) i Puk (Da­riusz Kwaśnik). Spodek Damięckiego wychodzi naprzeciw naj­bardziej obiegowym opiniom na temat tej postaci - jest jowialny, gburowaty i fajtłapowaty, mówi głośno i chrapliwie; kiedy Puk zmienia go w osła, zaczyna biegać po scenie i parskać, co przypomi­na dziecięcą "zabawę w konia", choć równie zasadne mogą być skojarzenia z "robieniem w ko­nia". Puk Dariusza Kwaśnika nie­mal każdą linijkę wypowiadane­go tekstu przetyka wymuszonym i wysilonym rechotem - nic więc dziwnego, że sam tekst mó­wi bardzo niewyraźnie. Postaci Oberona i Tytanii oraz Tezeusza i Hipolity w swych ciężkich, ko­lorowych kostiumach są niemal bezosobowe - pojawiają się i znikają jak figurki na wiejskiej strzelnicy. To samo dotyczy oby­dwu par młodych kochanków - cała czwórka została po prostu źle obsadzona.

Infantylizm spektaklu podkre­śla dodatkowo muzyka Krzesimira Dębskiego; poczynaniom bohaterów akompaniują nieprze­rwanie jednostajne dźwięki har­fy, gdzieniegdzie przewijają się też proste sentymentalne piosen­ki (nie zapominajmy, że "Sen no­cy letniej" jest bajką dla dzieci). Kilianowe dążenie do bezpretensjonalności osiąga granicę perwersji, kiedy w scenie zaślubin pojawia się - a jakże! - cytat z nieśmiertelnego (choć wciąż na nowo katowanego) "Marsza we­selnego" Mendelssohna.

Jedynym pozytywem nowej produkcji Teatru Polskiego jest fakt, iż spektakl wzbudza - jak dotąd - zainteresowanie i aplauz na widowni. Trudno się temu dziwić. Perwersja zawsze może liczyć na przychylność pu­bliczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji