Artykuły

Zbudowaliśmy nowy świat! - "Edyp" w Łaźni Nowej

Chór mieszkańców Nowej Huty szybko się zaprzyjaźnił. Godzinami siedział w Łaźni. Nie tylko dlatego, że były próby. Ludzie z Chóru pili kawę. Pili herbatę. Jedli ciastka. Plotkowali. Żartowali. Opowiadali swoje historie. Nie chcieli wracać do domów. Stało się tak, że ten teatr to dom. Chociaż nie wszyscy na to wpadli, nie wszyscy do tego doszli - pisze Renata Radcowska w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Co mają wspólnego mityczne Teby z Nową Hutą? Podobno obie to ziemie przeklęte, sponiewierane. Teby, wiadomo: historia Edypa, który nieświadomie wypełnił słowa wyroczni. Zabił ojca, ożenił się z własną matką; zaraza padła na miasto. A Nowa Huta? Najpierw była krainą nadziei, potem stała się miejscem wstydu. Jeszcze później: krainą, w której musi się zawalić to, co stare, żeby mogło powstać to, co nowe.

Taki był pomysł na "Edypa" - tragedia antyczna, która rozgrywa się we współczesnej przestrzeni. "Edypa" chciał wystawić teatr Łaźnia Nowa. Wersję nowohucką, a więc taką, w której wystąpią mieszkańcy dzielnicy. Projekt artystyczny, bo to jednak sztuka, klasyka dramatu; i projekt społeczny, bo Łaźnia Nowa od początku zakładała - ten teatr to miejsce, któremu bliżej jest do zwyczajnego nowohuckiego domu niż do estrady.

Ludzie mieli przyjść do teatru sami, bez szczególnego kuszenia. Chodziło o to, żeby poczuli: teatr jest bez nich niczym. Ale też: oni bez teatru są ubożsi. Potężne i trudne zadanie. We wrześniu Bartosz Szydłowski, szef Łaźni Nowej, zaprosił mieszkańców Huty na casting do "Edypa". Przyjmował ich w pustej sali, przy stoliku (były jeszcze trzy krzesła i popielniczka pełna petów). Przyszło kilkadziesiąt osób: teletypistka, inżynier, urzędnicy, emerytowany bokser, posadzkarz, gospodyni domowa, malarz pokojowy, emerytowany hutnik, kucharka, bezrobotni, agent ubezpieczeniowy... Każdemu Szydłowski zrobił zdjęcie, a potem żegnał się: "Dziękuję. Odezwiemy się w ciągu tygodnia".

Kilka dni później nowohucianie, których wybrał, dostali telefon: niech przyjdą wtedy i wtedy na pierwsze spotkanie; i czy się cieszą. Dostali konkretną rolę: Chóru, który opowiada historię, przygląda się; niby go nie ma, ale jest obecny. Tworzy nowohucki klimat w sztuce.

Próby trwały parę tygodni.

Chór mieszkańców Nowej Huty szybko się zaprzyjaźnił. Godzinami siedział w Łaźni. Nie tylko dlatego, że były próby. Ludzie z Chóru pili kawę. Pili herbatę. Jedli ciastka. Plotkowali. Żartowali. Opowiadali swoje historie. Nie chcieli wracać do domów. Stało się tak, że ten teatr to dom. Chociaż nie wszyscy na to wpadli, nie wszyscy do tego doszli.

Chór

Edyp, Jokasta, Kreon - to profesjonalni aktorzy.

Chór - amatorzy.

Maria, Włodek, Kasia: rodzina, w której najmniej odważna była Kasia (córka). Uciekała ze sceny, rodzice jej szukali. Tłumaczyli: "Więcej śmiałości. Nie możesz tak chować się w sobie".

Cecylia, Łukasz: matka i syn. Ona rozgadana, on milczący i nieśmiały. Ona z ambicjami aktorskimi. On z ambicjami zawodowymi, a właściwie jedną: znaleźć pracę. Jakąkolwiek.

Bogumiła, Janusz: małżeństwo, w którym on jest za spokojny, a ona za mało spokojna. Statyści w kilku filmach ("Karol, człowiek, który został papieżem", "Lista Schindlera").

Ryszard: były bokser, potem sędzia bokserki, teraz sędzia lekkiej atletyki. Na którejś z prób zaproponował Szydłowskiemu: "Dyrektorze, wystawmy kiedyś Matysiaków. Jak ja lubię Matysiaków...".

Czy Szydłowski dobrze wybrał?

- Szukałem ludzi z jakąś tajemnicą, z kawałkiem własnego świata. Żeby wnieśli na scenę swoje historie, dołożyli je do spektaklu. Udało się.

Był jeszcze Kamil. Dostał rolę Koryfeusza. Ważną.

Kamil

Piętnastolatek. Z twarzą dziesięciolatka. Ze wzrostem dwunastolatka. Z agresją kogoś, kto wychowuje się w poprawczaku. Z wrażliwością kogoś, kto do poprawczaka nie chce wracać, bo ma teraz teatr.

Kamil chce, żeby jego historia była prosta: że w życiu mu się nie udało (mówi tak, bo myśli o sobie: dorosły). Wychowywał się bez ojca, opiekowała się nim tylko matka, i jeszcze bratem, bo ma brata Tomka; starszego. Nie chciało mu się chodzić do szkoły, uciekał z niej. Poznał chłopaków z osiedla, razem z nim "robił głupie rzeczy". Zainteresował się nim kurator, posłał do poprawczaka (woli mówić: ośrodka szkolno-wychowawczego, bo brzmi lepiej - nie straszy tak). Jest tam od czterech lat. Niedawno matka wyjechała do USA. Niedawno poznał ojca.

Tak chciałby Kamil. Ale jest trochę inaczej. Za "głupie rzeczy z kolegami" nie idzie się do poprawczaka. Starszy brat nie jest autorytetem, nauczył go tego, przez co w końcu wylądował w poprawczaku. Brat siedział w więzieniu, teraz wyszedł, ale się ukrywa; przed kolegami. Kamil mówi o ojcu, którego właśnie poznał: że silny, dobry, nie pali, nie pije, nie klnie. Ojciec też siedział, daleko od Polski. Na innym kontynencie. Matka ma wrócić na święta. On wierzy, że wróci.

Skąd Kamil w Łaźni?

- Któregoś dnia przyszła pani z teatru i zapytała dyrektora, czy jest w ośrodku jakiś chłopak, który coś kuma. No, że inteligentny, uzdolniony. Mnie wybrali, bo ja już kiedyś grałem w teatrze, i w filmie też. Do Łaźni przyszedłem i wystąpiłem w sztuce "Cukier w normie". Strasznie mi się spodobało. I sztuka, i to miejsce. W normalnym teatrze to scena musi być na swoim miejscu, normalny teatr to robi dwa spektakle w tygodniu i się go zamyka na inne dni. Łaźnia zawsze jest otwarta. Tu zawsze są ludzie.

Kamil rozkochał w sobie zespół. Bo wrażliwy, bo mądry, bo zdolny, bo czuje scenę, bo scena go czuje, bo umie wydobywać z siebie niezwykłe emocje. Rozkochał, ale nie omamił. Szydłowski wiedział, że na Kamila trzeba uważać, ponieważ potrafi świetnie kłamać, chociaż wcale tego nie chce (przyzwyczajenie). Wiedział też, że chłopakowi nie będzie łatwo zostawić tamto życie, zapomnieć o nim. I wiedział, że teatr może być tylko na chwilę; raczej po to, żeby poczuć się kimś lepszym i schować się w nim przed poprawczakiem. Do którego musi przecież wracać, bo to kara. A z odbywania kary zwalniać go nie chciał.

W "Edypie" chłopak miał zagrać Koryfeusza. Dziecko, które śni całą tragedię; z którego głowy wychodzą postacie. Szydłowski ubrał Kamila w bluzę z kapturem, adidasy, dał mu piłkę do kosza (spektakl zaczyna się od sceny, w której wali piłką o podłogę; agresywnie, z zaciśniętymi ustami). Dookoła niego stworzył nowohuckie podwórko. Kamil miał mówić niewiele; na koniec tylko chłopak wygłasza monolog - staje na środku pustej sceny, przyćmione światło pada na niego. Mówi: "Jeżeli są w was jeszcze jakieś uczucia, dowiecie się o zdarzeniach, które będą dla was przeraźliwe. Ujrzycie cierpienia, które zwalą was z nóg".

O jakich zdarzeniach Kamil mówi?

Cecylia, Łukasz, Bogumiła, Janusz

Cecylia była kiedyś teletypistką, pracowała w wojewódzkiej radzie narodowej. A jeszcze wcześniej tańczyła w balecie. Była lekka w tańcu, była krucha. Mogła tańczyć w Śląsku, życie poukładało jej się jednak inaczej. Ma troje dzieci, jest wdową; emerytką.

Cecylia: - Ogłoszenie o castingu było w gazecie. Pomyślałam: czemu nie iść, można sobie stare czasy poprzypominać. Przyszłam z synem, chociaż on nie chciał grać. Wchodzę do sali i mówię: "Dzień dobry. Przyda wam się emerytka?".

Bogumiła i Janusz są urzędnikami, pracowali w administracji w kombinacie; teraz oboje na emeryturze.

Janusz: - Żona umie ładnie mówić, ze mną to tak nie bardzo... Przyszliśmy tu, żeby sobie dorobić do emerytury. No nie mówię, że nie chodziło o przygodę. My już mieliśmy za sobą jakieś tam doświadczenia aktorskie, no to pomyśleliśmy, że będziemy pasować. Tylko że to był inny teatr. Jakieś takie metafory, jakiś taki sen.

Jak Chór, to znaczy, że ma do wypowiedzenia ważne słowa. Szydłowski zamknął go w pomieszczeniu (oczywiście nie wszystkich naraz). Rozdał tekst, powiedział: "Czytać głośno, wyraźnie, ale nie tak, jakbyście Biblię recytowali".

Czytali, a ekipa nagrywała to na taśmę. Potem Chór się zdziwił, bo kiedy stanął na scenie, z głośników popłynęły ich głosy. Ponakładane na siebie, ale wyraźne. Mocne.

Szydłowski tłumaczył, o co chodzi w spektaklu. Przesłanie. Rolę, jaką mają odegrać. Czym jest ta scena. Zrozumieli: to trochę Nowa Huta. Bo podwórko, bo ludzie są zmęczeni, przywaleni przeznaczeniem.

Cecylia: - Na scenie zrozumiałam, że ten spektakl jest o historii Nowej Huty. Są takie fragmenty... No na przykład, jak układamy znicze wokół leżącego Koryfeusza. Układamy je w krzyż. Dla mnie to jest nawiązanie do tego, jak czterdzieści lat temu Nowa Huta walczyła o Krzyż.

Janusz: - Albo scena, jak pranie rozwieszamy. Przecież to jak na nowohuckich podwórkach. Ale kiedy idziemy po wodę z wiaderkami...

Po próbach rozmawiali ze sobą: o zupie (jak kto gotuje, co dodaje, czego nie wrzuca do garnka), o sąsiadach, o mieszkaniach. Zwierzali się: mąż taki, a taki; żona taka, a taka.

W "Edypie" występują też dzieci. Ośmiolatki. Są Hermeskami. Niektóre z nich chodzą do świetlic środowiskowych w dzielnicy.

Na próby przyprowadzały je mamy. Raz przyszedł też tata - chwiał się, szeroko uśmiechał i oczy mu błyszczały. Trochę od alkoholu, trochę z dumy, że syna ma takiego zdolnego.

Ryszard

Ryszard ma taki mechanizm, który uruchamia się guzikiem. Wtedy Ryszard zaczyna opowiadać o sobie. Niestety, nie ma drugiego guzika, który znosi guzik pierwszy. Czyli wyłączy mechanizm.

- Jestem bokserem. Już na emeryturze. Stoczyłem sto walk, a sędziowałem ponad sześć tysięcy walk. Dużo, co? Mam sporo czasu, to albo z psem na spacer chodzę (no, chodziłem, bo dałem go dzieciom), albo na rowerze jeżdżę. Żona na casting iść nie chciała, ona jest taka bardziej religijna, co innego ją interesuje. Czasem pytała, co ja tam gram. No to ja jej na to, że mieszkańca Nowej Huty. Chciała wiedzieć więcej, ale jak wytłumaczyć, co się robi na scenie, żeby od razu widzowie wiedzieli, że gram tego mieszkańca? Nie da się. Polubiłem ludzi z Chóru. Młode dziewczyny mówią do mnie "panie Ryśku". Nie, żona nie powinna być zazdrosna. Tak myślę, bo swoje lata już mam, że gdybym nie był sportowcem (od sportu wyczynowego, jednak), to bym miał na scenie kłopoty z kondycją. Przydały się doświadczenia z boksu: praca nóg, refleks, poruszanie się na palcach... Ja scenę szybko zrozumiałem; że liczy się bardzo improwizacja. No na przykład jak idziemy po tę wodę; to ja pierwszy wtedy podkasałem rękawy (a reżyser tego wcale nie sugerował). Co jeszcze chce pani wiedzieć?

(Rozmowa podsłuchana. Kobieta pyta: "Naprawdę ma pan taką dobrą kondycję?". Ryszard odpowiada: "Pewnie". Kobieta pyta: "To pan jeszcze może?". Ryszard odpowiada: "Oj pewnie. Zawdzięczam to sportowi. Ale wie pani, ja żonę uwielbiam. Szalenie").

Przed premierą

Do Łaźni przyjeżdża telewizja. Są też dziennikarze z radia i gazet. Chór udziela wywiadów. Cecylia mówi, że nie wie, co to będzie, jak skończy się granie. To osiem spektakli, a nie jeden, więc w sumie może się czuć tak, jakby miała stały angaż, jakby cały sezon grała w teatrze. Tylko co będzie później? Cecylia mówi, że nie chce o tym myśleć. I jeszcze, że teatr ją zaczarował, ich wszystkich. I jak tu wrócić do normalnego życia?

Ryszard poprawia muchę (bo na uroczystości rodzinne i do teatru zawsze zakłada muchę; zostało mu tak z czasów, kiedy był sędzią) i też mówi, że co to będzie za miesiąc, że jak sobie poradzi bez teatru.

Kamil mówi, że będzie jeszcze grał. Ktoś go na pewno już zauważył, ktoś na pewno go zatrudni. Będzie się dobrze uczył, żeby szybko szkołę skończyć. Nie będzie rozrabiał, bo ma umowę z dyrektorem poprawczaka: jeżeli narozrabia, zabiorą mu teatr. Mówi, że na studia aktorskie pójdzie. Mówi, że na premierę zaprosi brata (po spektaklu da mu pieniądze, które zarobił, żeby sobie kupił fajne ciuchy). A po premierze wróci do poprawczaka i będzie miał znowu dyżury. Nie będzie się od nich migał: umyje schody, umyje korytarz, umyje klozety.

Antoni Mirga

Dzień przed premierą (poniedziałek, 7 listopada), Szydłowski odbiera telefon. Mężczyzna, który miał zagrać rolę Pasterza - Antoni Mirga, właśnie jest na intensywnej terapii (zawał serca). Chór, aktorzy, cała ekipa Łaźni, wszyscy są załamani. Bo Mirga był "kluczowy". Bo Mirga to Mirga.

O Mirdze: jest nowohuckim Romem, ma po siedemdziesiątce, sporą nadwagę, nie ma zębów (to mówi Kamil). Gra na gitarze. W spektaklu miał też śpiewać.

Ryszard przypomina sobie, że znał jednego Mirgę, który był bokserem.

Dyrektor Szydłowski podejmuje decyzję: Pasterza zagra on. Cały następny dzień przypomina sobie, jak się gra na gitarze.

Mirgą to on nigdy nie będzie.

Premiera

Wtorek, 8 listopada, dzień premiery. Wszystko gotowe, schodzą się ludzie. Trzeba dostawiać krzesła na widownię.

Cecylii drżą lekko nogi. Ryszard czuje się jak przed walką bokserską.

Zaczyna Kamil.

Chór wchodzi i wychodzi.

Cecylia zawadza o reflektor.

Chór zastanawia się, jakie będą brawa. I czy w ogóle będą.

Brawa są. Długie.

Potem Bartosz Szydłowski idzie do garderoby Chóru. Dziękuje mu. Mówi.

- Proszę państwa, zbudowaliśmy nowy świat!

Ktoś się dziwi, że jak to tak, że jak nowy? To niby przedtem go nie było?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji