Goście z Olsztyna
Witold Wandurski zajmuje poczesne miejsce w rzędzie tych działaczy komunistycznych, którzy w Polsce międzywojennej parali się także pisarstwem i z jego pomocą walczyli o zwycięstwo wielkiej idei. Podzielił też tragiczny los wielu polskich komunistów, tropiony i więziony w kraju zginął na emigracji w Związku Radzieckim w okresie terroru lat trzydziestych. Nie był to wielki talent ale w polskiej literaturze rewolucyjnej stanowi - jako poeta i dramaturg - ważną i piękną pozycję wartą przypomnienia i upamiętnienia. Wandurski zajmował się gorąco teatrem. Prowadzona przez niego "scena robotnicza" w Łodzi miała interesujące osiągnięcia. Obecnie historycy próbują je podsumować. Służyła ona awangardzie, która wtedy, w latach dwudziestych, ściśle związana była z rewolucją.
"Śmiertka na gruszy", z którą olsztyński Teatr im. Stefana Jaracza przyjechał do Warszawy jest teatralizacją klechdy ludowej o uwięzionej śmierci i o zabawnych konsekwencjach zawieszenia jej działalności. Awangardowość tej sztuki dawno już zwietrzała. Pozostała prościutka bajka pokazana jako zabawa w ludowy teatr. Wandurski dodał do tego aktualne aluzje satyryczne o nędzy, o tromtadracji narodowej, o policji, o strajkach. Aluzje te wydają nam się dziś bardzo niewinne, ale widocznie innego zdania była ówczesna policja, skoro sztukę zdjęto z afisza po jej prapremierze w Krakowie w roku 1925.
Teatr Olsztyński ujął "Śmiertkę na gruszy" jako naiwne widowisko ludowe i w tej formie sztuka podoba się publiczności Największym walorem przedstawienia jest scenografia Adama Kiliana, śliczna, zabawna, skomponowana w stylu wycinanek ludowych, z bajecznie kolorowymi kostiumami. Przyjemnie się robiło, kiedy się na to patrzyło. Przedstawienie reżyserował Tadeusz Żuchniewski zachowując chwalebny umiar i dobry smak w tej zabawie. Duży zespół aktorski poprawnie wywiązał się ze swych zadań, nie było tu żadnych ról prowadzących, ale wszystko toczyło się sprawnie i wesoło.