Artykuły

Tandetny dramat w brzydkich dekoracjach

"Tosca" w reż. Franka-Bernda Gottschalka w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Dyrekcja łódzkiego teatru zapewne chciała skusić widzów do obejrzenia tego, co lubią. Kuszenie wypadło jednak wyjątkowo nieudolnie.

"Tosca" Pucciniego to dzieło, które wszyscy chętnie oglądają, jedna z pięciu najczęściej wystawianych oper na świecie (obok "Cyganerii", "Traviaty", "Carmen" i "Czarodziejskiego fletu"). Wymaga kilku prostych składników, by odnieść sukces: efektownych dekoracji imitujących zabytkowe rzymskie wnętrza, w których rozgrywa się akcja, ładnych kostiumów i bardzo dobrych wykonawców trzech głównych ról. W Łodzi nie spełniono żadnego z tych warunków. "Toscę" wystawiono jak najtańszym kosztem, całość sklecono w pośpiechu, z nadzieją, że widz i tak się wzruszy tragicznymi losami Florii Toski. Ta premiera jest powrotem do czasów, które wydawało się, że polski teatr już ma za sobą, gdy ambicje dyrektorów i śpiewaków były ważniejsze od troski o dobro operowej sztuki.

Dekoracje są ponure i odrapane - z małymi zmianami te same w każdym akcie, niezależnie, czy akcja dzieje się w barokowym kościele Sant'Andrea della Valle czy w Palazzo Farnese. Kostiumy - brzydkie, jakby naczelnym pomysłem projektanta było pozbawienie tytułowej bohaterki kobiecego wdzięku. Na całość zdarzeń reżyser miał zaledwie jeden pomysł - zgodnie z obowiązującymi w teatrze trendami przeniósł akcję z epoki napoleońskiej w wiek XX. Z faktu jednak, że oprawcy barona Scarpii noszą czarne faszystowskie koszule nic nie wynika, bo dramat o miłości, wolności i sprzeciwie wobec tyranii utonął w konwencjonalnych gestach papierowych postaci.

Do tego poziomu dostosowali się soliści. Ireneusz Jakubowski w roli Mario Cavaradossiego, pracującego nad portretem Marii Magdaleny, wygląda jak niedzielny malarz, a śpiewa jak emerytowany tenor po zbyt wielu artystycznych przejściach. Zenon Kowalski usiłuje być groźny jako baron Scarpia, ale rola nie pasuje do możliwości wokalnych tego skądinąd dobrego barytona. Z czterech łódzkich śpiewaczek zapisanych do partii Toski premierę zaśpiewała ta piąta - Barbara Kubiak pozyskana w ostatnich dniach z Poznania. Uratowała ona niejedną premierę na polskich scenach, bo potrafi zaśpiewać właściwie wszystko. Ale obok wybitnych kreacji ma też role kreślone niestarannie w pośpiechu i taka jest jej Tosca. Całą stroną muzyczną zajął się zaś Tadeusz Kozłowski, który choć orkiestrę doprowadził w niezłej formie do finału, to dostrzec można było, że zupełnie nie wierzy w powodzenie tego przedsięwzięcia.

Spektakl zamówiono na tournée po zachodnioeuropejskiej prowincji. Ale nawet teatr objazdowy, a taką funkcję przyjęła na siebie od kilku sezonów łódzka opera, może dać przedstawienie skromne, ale inteligentne i z pomysłem. Pod warunkiem, że zrobią go ludzie choć z odrobiną talentu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji