Artykuły

CV bezrobotnej aktorki vol 6. Poszukiwania pracy

Od godziny siedzę na korytarzu. Casting na Chełmskiej. Reklama Mamby. Rola nauczycielki. Reżyserka castingu wychodzi na korytarz i tyka mnie palicem "Ty nie pasujesz", "ty, ty i ty" do dziewczyn wyczekujących w korytarzu. Tak, potrzebuję forsy - pisze Maria Czykwin w szóstej części "CV bezrobotnej aktorki".

Kiedy zaczynałam studia za reklamę banku z prawami do emisji na rok zarobić można było ponad 50 tys. Teraz bywa, że proponują to samo za 7. Na castingach tłumy, najgorsze są te z dziećmi. Patrzę na rodziców, którzy chcą zarobić na pociechach. Przyglądam się tym dobrze zarabiającym, którzy chcą pokazać potomka w telewizji. Krzeseł na korytarzu jest 6. Rodzice z dziećmi, aktorki, modelki, statyści razem jakieś 60 osób. Stoją, siedzą w szpilkach i pełnym make-upie na posadzce. W powietrzu zarazki wszystkich odmian grypy. Uśmiecham się i jem sucharka (reklama pizzy), uśmiecham się i macham głową (szampon), uśmiecham się i przeglądam pismo (reklama gazety kobiecej). Chyba nie uśmiecham się szczerze. Schizofrenia jakaś, za każdym razem spada mi z serca kamień, że wybrano nie mnie. Wychodzę z wytwórni i widzę obrazek jak ze spektaklu Szajny, korytarz zawalony starymi butami. Kolejny film o Powstaniu?

Przemysł gier komputerowych jest już wart więcej niż filmowy. Przedstawiam się reżyserom dubbingu. "Wspaniała barwa", "świetny głos" słyszę. Świetny tylko, że czarny. Podkładam głos pod Murzynki w serialach komediowych dla dzieci. W grach użyczam głosu prostytutkom. W domu słucham czarnego bluesa.

Zaczynam sama reżyserować. "Zginiesz!", "Wyrwę ci flaki!", "Do ataku!", "Cierp!" to chyba najczęściej pojawiające się kwestie. Plejada polskich aktorów i aktorek charczy, rzęzi i umiera w spazmach za mikrofonem. Właściciel studia pyta mnie czy poważnie myślę o tej pracy. "Potrzebuje kogoś., kto łączy z tym swoją przyszłość. Nie umiem skłamać. Sytuacja się pogarsza. Wyciągam rękę po pieniądze na czynsz. Rodzice mnie wspierają i potwornie się martwią.

Zaczynam pracę w drink barze na Chmielnej. Kelnerzy w ekstazie obserwują, jak zmagam się z otwarciem butelki wina, przy jednoczesnym zakazie odstawienia tacy z kieliszkami. Podaje alkohol tworzącej się klasie średniej. Nażelowani panowie w kraciastych koszulach i ich głośne dziewczyny, już nie wożą słoików z bigosem z Sokółki i z Chełma. Teraz lunch jedzą w sushi barze i wiedzą jak ma smakować margharita i mochito. Do drinka wkładają dwie słomki. Od przybytku głowa nie boli. "Przecież ty tu nie popracujesz długo, zwiejesz jak tylko dostaniesz jakąś propozycję w zawodzie. Ja potrzebuję studentki jakiejś"- mówi manager na rozmowie po trzydniowym okresie próbnym.

Opieka nad zagranicznymi gośćmi przy targach mody. Wymagana znajomość angielskiego. 28 zł za godzinę. Biuro urządzone jest w eleganckim mieszkaniu w Śródmieściu. Za biurkiem przepiękna kobieta: "Chyba rozumie Pani, że tu nie chodzi o żadne oprowadzanie po mieście" Chodzi o live-chat. "Tylko niech się Pani nie rozbiera! Poważnie, wciąż to powtarzam dziewczynom! Musisz zainteresować sobą mężczyzn, którzy będą czekali na następną rozmowę z tobą, uzależnić ich od siebie. Jesteś zarejestrowana na amerykańskim serwerze, więc nie martw się z pewnością ich nie spotkasz". Po krótkim szkoleniu rozumiem, jak działa program. Po prawej stronie ekranu widzę użytkowników, którzy mnie obserwują, szare pseudonimy to użytkownicy bez wirtualnych pieniędzy, biała czcionka oznacza posiadacza tokenów (ang. żeton), żółty zarezerwowany jest dla vipów. Płaci się za chat prywatny i można dawać napiwki. W pomieszczeniu gdzie siedzę za komputerem jest jeszcze pięć biurek, przy których siedzą performerki (tak nazywa je program). Zapoznajemy się na papierosie. Piękne Białorusinki, Ukrainki jedna mówiąca po polsku Mulatka, przeważnie studentki. Mam status "nowa", więc mnóstwo panów jest mną zainteresowanych. Przy ich pseudonimach, wyświetla się kraj pochodzenia To dziwne widzę obraz swojej twarzy z kamery skype i uświadamiam sobie, że ogląda go także 100 Chińczyków, 150 obywateli Bangladeszu i 30 USA. "Mogłabym stworzyć internetowy teatr" śmieję się w myślach. Próbuję rozmawiać z nimi czego tam szukają. "Dam ci x tokenów jak zdejmiesz bluzkę" zagaja Jimmi41. Internetowa rewolucja zmieniła ich potrzeby. Nie muszą iść do burdelu. Dotykać, wyglądać, pachnieć. Wolą ze swoich sof i foteli oglądać kobiety znajdujące się na innym kontynencie. Jedyne co się nie zmienia, to że chcą mieć nad nimi władzę. Dostaje po równo banalnych komplementów i wulgarnych propozycji. Dziewczyna z biurka naprzeciwko wstaje i tańczy patrząc w kamerę, inna dotyka się przez bluzkę. Kiedy kątem oka zauważam, że jedna z nich zaczyna się masturbować wylogowuje się z systemu i wyłączam komputer. Palimy na balkonie. "Ja nie robię tego zawsze, on po prostu wchodzi do programu specjalnie dla mnie i dobrze płaci". W nocy nie śpię. Wyobrażam sobie te wszystkie kobiety i mężczyzn, że są w powietrzu, wokół mnie, w tzw. chmurze i są ich tysiące, setki tysięcy. Sms-owo zwalniam się z posady performerki.

Dostaję dofinansowanie na mój projekt rejestracji performance'u "Ukraińskie sprzątaczki". 30 procent wnioskowanego budżetu. Na produkcję starczy. Na życie, nie.

Poznaję A. który pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Promuje polską kulturę. Umawiamy się na spotkanie. Chce, żebym zajęła się organizacją festiwalu polskiego teatru i kina w Gruzji i Armenii. Wręcza mi prezent - wieczne pióro. Gram naiwniaczkę, że wierzę że chce mi bezinteresownie pomóc, a w myślach słyszę powiedzenie znajomego producenta "Wszystko się kręci wokół członka, jak Ziemia wokół Słonka". A. odprowadza mnie pod dom i zrezygnowany odchodzi. Na maila już nie odpisuje.

Rozmowa w sprawie pracy w 2 Programie Polskiego Radia. Zainteresował ich projekt cyklu spotkań z artystami pod wdzięcznie brzmiącym tytule "Realny wpływ sztuki na rzeczywistość". Opowiadam o X Berlin Biennale, mojej fascynacji politycznymi aktami w sztuce, Ruchu Oburzonych i Kongresie Rysowników Pawła Althamera. Znudzeni redaktorzy pytają czym jeszcze oprócz literatury, teatru i kina się pasjonuję. -Badmintonem, odpowiadam. Nie dostaję pracy.

Dorywczo opiekuję się dziećmi znajomych. Przygotowuję dwie studentki anglistyki do egzaminów wstępnych na wydział aktorstwo - bezrobocie. Grałam epizodyczną rolę kochanki księdza w serialu prawniczym. Rodzina z Podlasia dzwoni z gratulacjami.

Czasy etatu wspominam rzewnie. Uregulowany styl życia. Próby, spektakle. Głodowa pensja, ploteczki bufetowe, ubezpieczenie zdrowotne. W 2010 roku dostałam nagrodę Marszałka woj. dolnośląskiego za najlepszą rolę (Błazen w "Królu Learze"). Pamiętam dyskretny gest asystentki Marszałka, która pokazywała mu kto jest kto przy wręczaniu dyplomów i czeków. Trzeba się było wtedy domyśleć, że czasy się zmieniły. Władza nie chce już Błaznów. Niepotrzebne jest krzywe zwierciadło, politycy mniej lub bardziej prawicowi boją się obśmiania, krytyki jak ognia.

Zostaję wybrana do prezydium Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza Komisja Artystów. Komunikat z konferencji:

"Wywodzimy się z różnych dziedzin sztuki: m.in. sztuk wizualnych, teatru, filmu, literatury, muzyki. W ich ramach uprawiamy odmienne zawody: jesteśmy artystami, kuratorkami, aktorami, krytyczkami, reżyserkami, wykładowcami itd. Łączy nas brak zabezpieczeń socjalnych oraz perspektyw bytowych. Uważamy, że kultura nie może realizować się poprzez wyzysk twórców. Solidaryzujemy się z pracownikami i pracownicami innych sektorów, będącymi w podobnie złej sytuacji życiowej. Solidaryzujemy się także ze wszystkimi, którzy walkę o prawa pracownicze wpisują w działania na rzecz równości i swobód obywatelskich."

Naszymi celami są: (1) dążenie do wprowadzenia korzystnych rozwiązań w kwestiach wynagrodzeń, ubezpieczeń i emerytur dla pracowników i pracownic sektora kultury i sztuki oraz (2) działanie na rzecz kultury wolnej od wyzysku, respektującej zasady solidarności międzyludzkiej i demokracji.

(3) Będziemy dążyć do tego, by Komisja stała się podmiotem realnie wpływającym na kształt branży kulturalnej oraz (4) poprawę jakości życia wszystkich obywateli i obywatelek."

Wierzę, że uda nam się porozumieć z Ministerstwem Pracy (Minister Kultury nas tam odesłał), a jeśli nie to, co? Może strajk okupacyjny?!

Jeśli chcecie Państwo dowiedzieć się więcej i przyłączyć się do OZZIP serdecznie proszę o kontakt: mariaczykwin@gmail.com

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji