Artykuły

Lubisz ponarzekać? Idź do teatru na "Tango FM"

"Tango FM" w reż. Jacka Bończyka w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Joanna Skiba w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.

Nowy spektakl teatru im. Mickiewicza ma nietypową formułę audycji radiowej. Jest studio, mikrofony, kable na ścianach, redaktor prowadzący audycję siedzi i mówi do słuchaczy, a w przerwach puszcza tanga. Ogłasza też, żeby do niego pisać. No to piszę.

Chciałam być recenzentem sprawiedliwie dzielącym brawa i gwizdy, ale nie mogę, nie wychodzi mi. A wszystko przez Was, panowie autorzy "Tanga FM". Dokładnie zaś, panowie odpowiedzialni za to, co się tam mówi, nie to, co się gra i śpiewa. Pozwolę sobie zebrać Was - scenarzystę i reżysera Jacka Bończyka oraz aktora Piotra Machalicę - w jedną postać Szanownego Redaktora.

Założenie było zachęcające: elitarny program, bo z niszową dzisiaj muzyką i z tekstami "o czymś", a do muzyki pogaduchy o tym, co także stanowi o istocie tanga - uczuciach (pokręconych) i życiu (niełatwym). Tyle że, Szanowny Redaktorze, choć muzykę puszcza Pan dobrą, to sam strasznie Pan marudzi.

No bo tak: nie podobają się Panu inne radia, ich słuchacze, gazety, telewizja, wiadomości w nich, teleturnieje, młodzież, mówienie o polityce, to, jak korzystamy z telefonów komórkowych... Nie tylko Panu, mnóstwo ludzi tego nie cierpi. Ja też. Ale żeby truć o tym w kółko, męcząc wszystkich wokół? Z początku myślałam: oho, kolejny sfrustrowany, niespełniony facet. Zamiast się upić na smutno i płakać w klapę innemu facetowi w pubie, robi to publicznie. I przez całe przedstawienie mnie Pan irytował, cóż poradzę. Przyznaję, na koniec mi przeszło. Niech będzie, że jest Pan usprawiedliwiony, ma prawo do rozgoryczenia (nie napiszę, dlaczego, by nie zdradzać puenty spektaklu).

Ale w jednym irytować mnie Pan nie przestał - jako mizogin. Owszem, tango to taki gatunek, który ma przekonać świat, że mężczyzna, mocarne zwierzę (dowodem muzyka), jest tak naprawdę istotą kruchą, wrażliwą i wdeptaną przez kobietę w bagno życia (dowodem tekst). To w starych - na ogół - piosenkach ma wdzięk niedzisiejszości, w Pańskich ustach - już nie. Zbyt wieloma szparami ten mizogin z Pana wychodzi, żeby to nie zaczęło drażnić. Pojawia się w Pańskiej audycji kobieta, słowa nie mówi, robi tylko za tło. Tańczy, niewiele zresztą, trochę podpiera ścianę, pozuje na zdjęciach melancholijnie, gryząc oprawkę szminki... Cały czas sama, a przecież do tanga trzeba dwojga. Co z tego, że apeluje Pan od mikrofonu: komunikujmy się ze sobą, proszę, mówmy do siebie! Pan to mówi tonem trochę zbyt protekcjonalnym, by zakładać, że oczekuje Pan komunikacji na warunkach innych niż Pańskie.

Ale, jak już wspomniałam, muzykę daje Pan dobrą. I to na żywo. Ona ma siłę, by wybronić to przedstawienie. "Nie kochać w taką noc to grzech" zaśpiewane przez Adama Hutyrę tonem przejętego proboszcza w trakcie kazania - rewelacja. "Tango triste" Macieja Półtoraka - aż ciarki przechodzą. "Słodkie tango retro" na finał, cukrujące gorzki nastrój spektaklu - rzeczywiście słodkie. Cały mój rząd delikatnie podrygiwał do taktu, a przez podłogę przebiegały fale miarowych tupnięć.

Mimo wszystko poszukam sobie innej stacji. Myślę jednak, że inni świadkowie Pańskiej audycji wrócą. Może zadziałała magia tanga, może poczucie wspólnoty facetów potrzebujących sobie pomarudzić. Podkręcił ich Pan: na ścianie studia jest zegar (jak to w radiu), pokazuje on również temperaturę powietrza; ta na początku przedstawienia wynosiła 24 st. C, przy oklaskach na finał - 25,8. Nieźle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji