Artykuły

Witajcie w Rosji

"Merylin Mongoł" w reż. Bogusława Lindy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Maciej Woźniak w Teatrze.

W przededniu rozpoczęcia zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi świat obiegły zdjęcia rosyjskich hoteli i kompleksów, w których przyszło mieszkać dziennikarzom i sportowcom z całego, a ściślej mówiąc zachodniego, świata. To właśnie sfrustrowani żurnaliści i zawodnicy z Zachodu po przybyciu do kaukaskiego kurortu doznali poznawczego szoku, któremu dali ujście, publikując w Internecie materiały przedstawiające a to zdjęcie prezydenta Putina jako nieodłączny atrybut hotelowego pokoju, a to wymyślne toalety z dwoma sedesami w jednej kabinie, a to robotników dopiero kładących kostkę chodnikową w okolicach olimpijskich zabudowań, a to wodę o bursztynowym kolorze lejącą się z kranów. Wiele tego typu nowin spotykało się z humorystycznym komentarzem, że oto świat zachodni ze zgrozą spostrzegł, że w Soczi jest zupełnie jak w Rosji. To, co dla przybysza z odległego świata jawi się jako niezrozumiały groteskowy absurd, dla rosyjskiego obywatela jest bowiem codziennością.

Trudno wyobrazić sobie lepszy i bardziej aktualny kontekst dla omówienia "Merylin Mongoł", inscenizacji dramatu Nikołaja Kolady w reżyserii Bogusława Lindy na scenie Ateneum. Podobnie jak podobizna Władimira Putina i brudna woda cieknąca z kranów, tak i bohaterowie zanurzeni w mrocznym świecie bezimiennego rosyjskiego miasta z utworu Kolady, mówią do nas "Witajcie w Rosji", zapraszając do podróży tyleż intrygującej i wartościowej poznawczo, co groteskowej i niepokojącej.

Olga (w tej roli Olga Sarzyńska) to dwudziestokilkuletnia dziewczyna mieszkająca w jednym z wielu rosyjskich miast wraz z matką (nieobecną w dramacie). Bohaterka ma również starszą siostrę - niewylewającą za kołnierz, zawiedzioną życiem rozwódkę, nazywaną Inna (Agata Kulesza). Olgę wszyscy przezywają "Merylin Mongoł", podkreślając jej rolę specyficznej miejscowej piękności. Kochankiem dziewczyny jest gruboskórny i prostacki Misza (Marcin Dorociński), zresztą mieszkający za ścianą w tym samym bloku wraz z oczekującą dziecka żoną. Żywot Olgi jest wypełniony codzienną szarością, marzy albo o końcu świata (który zresztą przepowiedziała miejscowa wieszczka), albo o odmianie losu. Pewnego dnia do domu bohaterki przyjeżdża młody literat Aleksy (Dariusz Wnuk) i wydaje się, że inteligentny, oczytany i kulturalny mężczyzna taką odmianę przyniesie.

Motorniczym pociągu wprawionego w ruch przez Koladę, a wiozącego nas w bezkres rosyjskiej rzeczywistości, został debiutujący w roli reżysera teatralnego Bogusław Linda. Jego spektakl to wierne przedstawienie dramatu, z drobnymi inscenizacyjnymi przekształceniami, które wyszły "Merylin Mongoł" na dobre, przede wszystkim jednak trafione decyzje obsadowe.

Na pochwały zasługuje cały aktorski kwartet ożywiający postaci Kolady. W tytułowej roli Olgi "Merylin Mongoł" - młodej, naiwnej, leniwej i niewykształconej miejscowej piękności - wystąpiła Olga Sarzyńska, znakomicie dopasowana do postaci nieco dziwnej, nieco głupkowatej i nieco kokieteryjnej dziewczyny. W prawdziwość dalekowschodniej "Merylin" pozwala uwierzyć nie tylko gracja, z jaką Sarzyńska wygrywa kolejne elementy charakteru bohaterki, ale też jej unikatowa fizjonomia, w tym przyciągające uwagę ognistorude włosy. Dariusz Wnuk jest wiarygodny w ukazaniu skrajnych cech charakteru literata Aleksego, który w miarę rozwoju akcji dramatycznej przechodzi od zagubionego inteligenta, przez pijackiego proroka nowej ery, po zgorzkniałego mężczyznę pozbawionego złudzeń.

Spektakl kradnie jednak Agata Kulesza jako żywiołowa, uzależniona od alkoholu siostra Olgi. Wkraczająca na scenę w połowie pierwszego aktu Inna to kobieta rozczarowana życiem, nie widząca dla siebie perspektyw w otaczającym ją małomiasteczkowym świecie. Poczucie pustki i bezsensu to główny powód, dla którego zagląda do kieliszka. Postać zniszczonej komunistyczną rzeczywistością alkoholiczki można było potraktować albo z pełną powagą, albo w duchu komicznym. Kulesza zdecydowała się na trzeci wariant. Inna w jej interpretacji to postać jednocześnie groteskowa i realistyczna. Jej obecność na scenie to hałas, zgiełk, a także wygłaszane z nutą czarnego humoru egzystencjalne refleksje. Energia, z jaką Kulesza przedstawia nerwowy charakter bohaterki, wypełnia całą sceniczną przestrzeń. Jest żywiołowa w ukazywaniu komicznych zachowań frywolnej i przepitej Rosjanki, a jednocześnie w stonowany i przejmujący sposób wygłasza te partie tekstu, w których pozorna pogoda ducha Innej ustępuje dramatowi samotności i beznadziei. Te dwie rzeczywistości - powaga i komizm - mieszają się w roli Kuleszy, co rodzi groteskę, a śmiech i łzy Innej odwzorowują sytuację wszystkich postaci dramatu.

Nie tak rozbudowaną, ale równie wyrazistą rolę tworzy Marcin Dorociński jako Misza. O ile Kulesza w swojej roli miesza komizm z tragizmem, to postać Miszy w interpretacji Dorocińskiego jest komediową szarżą bez zahamowań. Jego bohater to typowy "mięśniak". Jest przeciwwagą dla delikatnego inteligenta Aleksego. Jego spojrzenie na świat jest prostackie, obchodzi go materialna i fizjologiczna strona egzystencji, on jako jedyny nie przeżywa żadnej tragedii, lecz pędzi swoje życie dzień po dniu, z wesołkowatą miną. Mocnym głosem wypowiada kolejne chamskie odzywki. Agresywnym zachowaniem stara się dominować nad przestrzenią. Charakter Miszy wyraża też sposób poruszania się, charakterystyczny dla postaci z ciemnych miejskich zaułków.

W przypadku tego spektaklu nie sposób nie pisać o aktorach, bo to właśnie oni ożywiają szarą rzeczywistość scenicznego świata. Wlewają sobie w gardło kolejne kieliszki wódki, próbując zapomnieć o jałowości życia i braku perspektyw, a ich egzystencja jest błagalnym wołaniem o przemianę lub katastrofę. Choć wódka staje na stole w jednej tylko scenie, jest symbolem beznadziei ogarniającej bohaterów i moralnej próżni typowej dla ludzi wyrosłych z komunizmu. Bohaterowie Kolady są nam bliżsi, niż może się wydawać. Czy to już czas miniony i obraz stał się nieaktualny? Obrazki z Soczi, ale nie tylko one, wskazują jednak, że u naszych sąsiadów wiele zostało z tej spuścizny.

Choć "Merylin Mongoł" - jeden z najbardziej znanych u nas dramatów Kolady (obok "Martwej Królewny") - powstały w odległym, zdawałoby się, 1989 roku, nie stracił nic z siły przekazu i aktualności. Nie jest to bowiem jedynie obraz dawnego sowieckiego świata, ale, jak się okazuje, także i postsowieckiego. A zarazem opowieść o duchowej pustce prowadzącej do zepsucia, na którą spaść już może tylko przeczuwana przez bohaterów katastrofa kierowana Boską ręką. Metaforyczną apokalipsę obecną w "Merylin Mongoł" przyrównać można do filmowej "Melancholii" Larsa von Triera, choć charakter obu dzieł jest inny. No i, mimo że ostateczny wydźwięk jest gorzki, sceniczna opowieść przesiąknięta jest czarnym humorem najwyższej próby, brawurowo odegranym przez aktorów.

Linda odczytując intencje Kolady, pokazuje apokaliptyczny klimat i jałowość świata wewnętrznego postaci, nie ingerując przesadnie w tekst dramatu. Wraz z aktorami z wolna wprowadza nas w świat pełen mroku, przemocy i gwałtu. Ten z początku jawi się jedynie jako brudny i prowizoryczny, co wyraża oszczędna scenografia przedstawiająca mieszkanie bohaterek. Linda postawił na minimalizm, podkreślając pustkę. Ważną rolę w uwydatnieniu specyfiki scenicznego świata odgrywa też znakomita, pełna mocnych taktów muzyka wykonywana na żywo przez Bartłomieja Krauza, Fabiana Włodarka i Roberta Siwaka.

Mocny dramat, mocna pozycja w repertuarze Ateneum. Choć podróż do świata bohaterów Kolady, do której zaprasza spektakl, nie jest lekką wycieczką, jest spotkaniem ze światem rzeczywistej tragedii naszych wschodnich sąsiadów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji