Artykuły

Samotność

"Samotność" - Słomczyńskiego miota wi­dzem jak młodą brzózką; jedno przedsta­wienie teatralne, a tyle różnych uczuć. Od intensywnego przeżycia, zapatrzenia w sce­nę poprzez głęboką niechęć znów do apro­baty - ale wybaczcie, widz raz poczęsto­wany jednym niedobrym momentem już z takim samym poddaniem nie zaaprobuje następnej, choćby dobrej sceny. Takie jest prawo. Kiedy robiłem rachunek "za i prze­ciw" po wyjściu z teatru, postanowiłem zaatakować "Samotność" choćby z najbardziej samotnej pozycji.

Na marginesie tej sztuki można sobie dowcipkować, ile wlezie. Materiału do zło­śliwości dostarczają szczególnie jej tzw. "wartości literackie". Wydęty, niewspółczesny język, secesyjne metafory, takie na przykład "rzeki czarnych wdów", płyną ze sceny w nadmiernej ilości. Eklektyzm stylów naprawdę gwałci dobry smak. Cze­go tam nie ma - romantyczne monologi trochę pod pana Adama, duchy zjawiają się w takiej liczbie, że sam Wyspiański byłby zdziwiony, Brecht uczczony został szeregiem odezw do widowni (nie najgorzej), i jeszcze songiem żołnierza w III akcie. Długo za­stanawiałem się nad tym, po co Słomczyń­ski kazał zaśpiewać ten dziwny utwór właśnie w tym momencie, właśnie taki i po co w ogóle? Nie wiem.

Zostawmy te kawały i weźmy się do po­lityki. Czas najwyższy, jeśli wspomnieć okres, w jakim żyjemy. Otóż to miłe, że pisząc o sztuce polskie­go współczesnego autora można się kłócić o koncepcję ideową, o postawę w walce, o program. Słomczyński pali w sam środek dyskusji o błędach, o partii, o władzy, o idei. Dogonił publicystykę faktem literackim - spełnił żądanie ideowości w sztuce, wychylił się z własnym programem. Na ten program moje weto. Statek "Czerwona Róża" został schwyta­ny przez czangkajszekowskich piratów i uprowadzony na Taiwan. Komisarz Jang-Czao usiłuje skłonić marynarzy do zdrady. Jeden z pierwszych podpisuje prośbę o azyl sekretarz organizacji partyjnej na stat­ku, zasłużony działacz partyjny, Majewski. Nie podpisuje Adamczak, prawa ręka Ma­jewskiego, jego wychowanek i pomocnik.

Nie podpisuje Piotr Leśniak (świetnie gra go Świderski), syn zawodowego oficera, były AK-owiec i wróg komunizmu, więzio­ny przez Polskę Ludową, przez nią nie do­puszczony na studia wyższe. Dlaczego chce wrócić do kraju? Słomczyński świetnie ar­gumentuje przeciw powrotowi. Te argumenty sztuki są ciężkim (i słusznym) oskarżeniem naszej władzy.

Jeden sekretarz podpisał prośbę o azyl, ale są w kraju inni sekretarze, a wśród nich pewnie i gorsi. Jesteś człowiekiem po­dejrzanym, podejrzane będzie nawet i to żeś wrócił - boś może agent? W Polsce jest bałagan, nędza, kolejki przed sklepami. W Polsce jest 25 milionów katarynek, które na jedną nutę śpiewają: ilość przechodzi w jakość, ilość przechodzi w jakość, ilość...

Piotr Leśniak w czasie strajku głodowe­go na statku wstępuje do partii. To naj­ważniejszy moment sztuki. Nietypowe? Nie w tym sęk. Widzowie klaszczą, bo uj­muje ich to emocjonalnie. To jest dobrze zrobione, na ogół. Ale dlaczego tak postą­pił? Co go przekonało do "czerwonej Pol­ski"? Co ma przekonać widza? I tu Słomczyński wypuszcza z rąk mo­żliwość przeprowadzenia partyjnej dysku­sji z widzem. To było miejsce na jedynie prawdziwą, polityczną intelektualność sztu­ki. Zamiast tego spłyca. Zabiera się do emocjonowania widza.

I zaczyna się patriotyczna "chała". Wy­chodzi Halina Mikołajska jako dziewczy­na - Polka i śpiewa "Hej przeleciał pta­szek w kalinowy lasek". Szczerze jej współ­czuję. Łzy wzruszenia na scenie i na wi­downi. Znów wychodzi Mikołajska i uda­je, że zbiera grzyby w lesie pod Milanów­kiem. Potem opowiada o Wiśle. Potem o polskich odrzutowcach. Na imię ma Kata­rzyna. Sukienkę ma czerwoną, w białe groszki i słomkowy kapelusz. Robi się biało-czerwono, ale mimo wykrzykników o czerwonej Polsce jest tylko bladoróżowo. Ja rozumiem, że to mógł być też pazur sztuki. Bo sprawa naszej jednak polskości i naszego patriotyzmu była u nas i jest niepopularna. Bo frazesem o interna­cjonalizmie zastąpiono u nas prawdziwy in­ternacjonalizm, a frazesem o patriotyzmie - patriotyzm.

Ale jaka jest idea sztuki? Wybieram czerwoną Polskę mimo sekretarzy, bo tam jest Wisła, choć nieuregulowana dzięki na­szej gospodarności.

To wyczytałem w sztuce. A teraz będę pisał o tym, co sobie napisałem wyżej, że szansę na rozważenie najważniejszej sprawy w głębokiej dyskusji ideowej. Dlaczego należy wybrać czerwoną Polskę mimo złych sekretarzy partii? Wy­daje mi się, że trzeba było wyeksploatować postać Adamczaka. A tej postaci tkwi praw­dziwy i najgłębszy dramat naszych cza­sów. Dramat człowieka oszukanego, ślepo posłusznego, który wierzył w rewolucję i nagle spostrzegł, że źle jej służył. Gdyby Adamczak więcej mówił w sztuce Słomczyńskiego! Gdyby on stał się centrum akcji! Leśniak powinien wybrać dlatego, że w partii są tacy ludzie jak Adamczak. A Słomczyński argumentuje: jest taka par­tia, która chce, żeby kobiety były coraz piękniejsze. To jest ucieczka od pryncy­piów politycznych rewolucji. A przecież te pryncypia się nie zdezaktualizowały. Zdezaktualizowała się pseudopolityczność fraze­sów i dogmatów.

Sztuka w ogóle jest bardzo do grania i do patrzenia. Podoba się i aktorom i wi­dzom. Jest dobrze zagrana, świetnie wyre­żyserowana przez Lidię Zamkow i bardzo pięknie oprawiona scenograficznie przez Andrzeja Sadowskiego. Pozwala wiele prze­myśleć, agituje (tak, agituje) za wielu słusznymi postulatami z dziedziny "Naprawy Rzeczypospolitej". Jak słyszałem, li­nia generalna niektórych czynników decy­dujących w stosunku do sztuki Słomczyń­skiego streszcza się w jednym słowie: "Odmaszerować". Nie chciałbym, żeby mój głos zabrzmiał po tej stronie. Jeśli idzie o mnie, proponuję, żeby właśnie tym czyn­nikom wydać nareszcie taką komendę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji