Artykuły

Po co poszłam do "Idola"? By wygrać

- Roma to nie jest teatr repertuarowy, przez trzy lata gra się jeden tytuł. Więc po dziewięciu latach wpadłam w pewną rutynę i miałam wrażenie, że idę do fabryki gwoździ. W Romie nie ma rodzinnej atmosfery jak w Gdyni, gdzie wszyscy są zżyci, zespół raz potrafi wyłonić solistów, a potem wrzucić ich do ostatnich rzędów i nikt nie widzi w tym problemu - mówi MARTA SMUK, aktorka Teatru Muzycznego w Gdyni.

Katarzyna Fryc: Co było najpierw: talent show czy teatr?

Marta Smuk: Na początku była "Szansa na sukces". To był 1995 r., gościem programu był Czesław Niemen. Zaśpiewałam "Dziwny jest ten świat".

Ale się pani trafiło!

- Trafił mi się hymn i nogi mi się ugięły. Choć wtedy chyba nie miałam pełnej świadomości, co to za utwór, bo miałam 15 lat. Bawiło mnie, że mogę sobie pośpiewać, że mam przygodę w telewizji.

I poznała pani Niemena.

- O zmarłych nie powinno się źle mówić, ale jego zachowanie mocno mnie rozczarowało. Zazdrościliśmy kolegom, którzy brali udział w innych edycjach "Szansy na sukces", z innymi gośćmi, bo mieli kontakt z gwiazdami, mogli z nimi pracować nad piosenkami, potem były wspólne warsztaty i przygotowania do występów w Sali Kongresowej. Natomiast Niemen nie dopuścił do siebie nikogo. Elżbieta Skrętkowska [twórczyni programu-red.] poprosiła go na koniec, by chociaż wstał i nam pogratulował. Po czym wyszedł i tak się skończyło nasze spotkanie z Niemenem.

Zdobyłam wyróżnienie, dzięki czemu wystąpiłam na koncercie finałowym w Sali Kongresowej i zajęłam drugie miejsce. To wiązało się z warsztatami, w czasie których uczyłam się śpiewu u Eli Zapendowskiej, która potem była jurorem w kilku innych programach. Ostatni raz w "Szansie na sukces" wystąpiłam podczas koncertu z okazji jej pięciolecia.

W tym czasie występowała już pani na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni.

- Mój debiut to był rok 1999 i dzięki Wojtkowi Kościelniakowi, Leszkowi Możdżerowi i Jarkowi Stańkowi zaczęła się moja przygoda z musicalem. Nie miałam przygotowania aktorskiego, tylko wokalne, bo uczyłam się śpiewu klasycznego w liceum muzycznym w Legnicy. Wtedy nie sądziłam, że musical to coś, co mnie tak zakręci W tym czasie w studium wokalno-aktorskim w Gdyni studiowała moja siostra, Magda Smuk. I namówiła mnie, żebym przyjechała i wzięła udział w castingu do "Hair". Udało się, zagrałam czarnoskórą Dione, na głowie miałam dwieście doczepionych warkoczyków i cała byłam wysmarowana pastą: od stóp do czubka głowy, bo była scena, w której zrzucaliśmy szaty i staliśmy nago. Dla dziewiętnastolatki, która nagle wyrwała się z liceum, to była wielka sprawa. Ale przez to zahamowały się plany studiów. Chciałam być wokalistką i nagrywać płyty. Mój zawód dostałam w prezencie od losu, wiele osób poświęca wiele lat, by się kształcić. Mi nie było dane studiować aktorstwa.

Jak trafiła pani do warszawskiej Romy?

- W "Hair" zobaczył mnie Wojciech Kępczyński, dyrektor Teatru Roma, i zaprosił na casting do "Miss Saigon". Pojechałam i zostałam na dziewięć lat. Grałam w "Miss Saigon", "Greace", "Kotach", "Akademii Pana Kleksa".

W tym czasie wzięła pani udział w drugiej edycji "Idola"?

- To był 2003 r. Kiedy dowiedziałam się o castingu, zostały mi trzy godziny, żeby wysłać zgłoszenie. Ale zdążyłam i bardzo dobrze, bo to był czas, kiedy te programy miały wysoki poziom i nie każdy mógł się dostać.

Dlaczego się pani zgłosiła?

- By wygrać. Chciałam spełnić swoje marzenie, czyli nagrać płytę. Doszłam do finału, ale płyty nie nagrałam. Przekleństwem tego programu było podpisanie już na etapie castingu siedmioletniego kontraktu z firmą BMG, który co prawda otwiera drogę do płyty, ale ona ma powstać na ich warunkach: konkretne utwory i teksty. A to mnie nie interesowało. Przez siedem lat miałam związane ręce, nawet w reklamie nie mogłam wystąpić.

W takich programach wcale nie chodzi o to, by wypromować artystów, lecz by zarabiać na SMS-ach podczas kolejnych edycji. Tylko w Polsce mamy po siedem, osiem edycji jednego talent show. W innych krajach poprzestaje się na drugiej edycji, a potem dba o wyłowione talenty. U nas jeśli artysta sam się nie dobije o swoje, to pomocy nie ma żadnej.

Udział w "Idolu" przyniósł pani popularność?

- Pierwsze edycje miały ogromną oglądalność. Przeżyłam zrywanie szalików przez fanów, miałam problem z wyjściem z garderoby, ktoś wybił szybę, żeby zdobyć mój autograf. W końcu musiałam zatrudnić ochroniarza, który jeździł ze mną na koncerty. Dziś to brzmi może śmiesznie, ale pokazuje skalę zjawiska. W maleńkim stopniu udało mi się poczuć smak popularności.

W "Idolu" poznała pani pierwszego męża, Mariusza Totoszko?

- Oprócz przygody muzycznej przeżyliśmy wielką miłość. Kiedy byliśmy już małżeństwem, jego kuzyn ze Szwecji zapytał, czy jest już gwiazdą, bo tam finaliści "Idola" mają duże pieniądze i popularność. Mariusz odparł, że u niego niewiele się zmieniło.

Nie ma pani wrażenia, że bardziej promowani są jurorzy niż uczestnicy?

- Zawsze tak było. Kuba Wojewódzki mówił nam, że on tu jest we własnym interesie. Zaprasza się gwiazdy, które mogą się wizerunkowo podbudować.

Dlaczego odeszła pani z Romy? Większość aktorów marzy, by tam się dostać.

- Roma to nie jest teatr repertuarowy, przez trzy lata gra się jeden tytuł. Więc po dziewięciu latach wpadłam w pewną rutynę i miałam wrażenie, że idę do fabryki gwoździ. W Romie nie ma rodzinnej atmosfery jak w Gdyni, gdzie wszyscy są zżyci, zespół raz potrafi wyłonić solistów, a potem wrzucić ich do ostatnich rzędów i nikt nie widzi w tym problemu. Więc w 2008 r. wybrałam się na rozmowę do dyrektora Macieja Korwina [ówczesnego dyrektora gdyńskiej sceny - red.] i powiedziałam, że bardzo chciałabym pracować w Gdyni. Jerzy Gruza kompletował wtedy obsadę do nowej wersji "Skrzypka na dachu", więc Korwin stwierdził, że jeśli Gruza mnie obsadzi, to mam pracę. Dostałam rolę Szpryncy, córki Tewjego, i zostałam w Gdyni.

W "Skrzypku" gra pani siostrę swojej prawdziwej siostry.

- W dodatku nasze dzieci też tam grają. Jestem bardzo wdzięczna Magdzie, dzięki niej tutaj jestem. Mogę uczyć się od zawodowych aktorów, bo wciąż czuję, że brakuje mi warsztatu aktorskiego. Zarabiam mniej niż w Romie, ale się rozwijam. To bardziej moja pasja niż praca.

Śledzi pani któryś z talent show?

- Oglądam i czuję oddech na plecach. Jestem zafascynowana programem "Twoja twarz brzmi znajomo", w którym występują znane twarze, m.in. mój były mąż. Świetny program, sporo w nim elementów aktorskich, ale nie ma wysyłania SMS-ów i wyciągania kasy.

Muszę też powiedzieć, że otrzymałam dwie propozycje występu w takich programach. Chcieli, żebym wróciła i zaśpiewała.

W których?

- W "X Factor" i poprzedniej edycji "The Voice of Poland", w której wystąpili artyści już z jakimś dorobkiem. Ale uznałam, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. W programach, w których ktoś ściga się wokalnie, nie widzę już miejsca dla siebie. Wolę zrobić choćby małą rólkę na małej scenie, bo to mnie fascynuje i rozwija. Etap talent show mam już chyba za sobą.

A co przed sobą?

- Przed sobą mam córkę [8-letnią Julię Totoszko, która występuje w Muzycznym m.in. jako mała Fiona w "Shreku" - red.], która pali się do takich programów.

I co jej pani odpowiada?

- Że to nie jest dobry pomysł, wcale tego nie potrzebujesz i że to jest program dla dorosłych. Po czym na ekranie pojawia się mała dziewczynka z mikrofonem...

***

MARTA SMUK

W Teatrze Muzycznym od 2008 r. możemy Ją oglądać m.in. w spektaklach "Shrek" w roli Smoczycy, "Spamalot" (Pani Jeziora), "Skrzypku na dachu" w roli Szpryncy i "Klubie kawalerów" (pani Dziudziulińska). Występuje w "Balu w operze", "Fame" i "Lalce".

Wcześniej współpracowała z Teatrem Muzycznym Roma w Warszawie, gdzie zagrała m.in. Mimi w "Miss Saigon", Jan w "Grease", Królową Śniegu w .Akademii Pana Kleksa" oraz Plameczkę Pac, Galaretkę i Angelikę w "Kotach". W Teatrze Caprtol we Wrocławiu wystąpiła w "Operze za trzy grosze" w roli Lucy, w gdyńskim "Hair" można było oglądać ją w roli czarnoskórej Dione. Nagrała piosenkę do filmu "It's all about love" z muzyką Zbigniewa Preisnera, a także partie wokalne do filmów: "Mój brat niedźwiedź" (2003), "Shrek 2" i "Król lew 3" (2004) oraz "Zaczarowana" (2007). Była finalistką drugiej edycji programu "Idol" w Polsacie (2003). Wyróżniona w programie "Szansa na sukces" w TVP 2 z udziałem Czesława Niemena, a w finale programu zajęła drugie miejsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji