Fortynbras się zbuntował
Aktualizacje Szekspira w teatrze, z grubsza rzecz biorąc, manifestują się dwojako. Po pierwsze metodą najoczywistszą, określonych interpretacyjnych zabiegów inscenizacyjno-reżyserskich i - po drugie - za pośrednictwem wprowadzania na scenę sztuk współczesnych przenoszących w teraźniejszość problematykę dramaturgii Szekspira za pośrednictwem jawnej trawestacji konfliktów i całych - wraz z postaciami, realiami, symboliką - motywów fabularnych dramatów Szekspira. Ów drugi sposób aktualizowania Szekspira jest oczywiście mniej znany, mniej popularny, lecz w Polsce ujawniał się przecież w inscenizacjach "Macbetta" Ionesco, "Lira" Bonda, sztuki Stopparda - "Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją", czy "Po Hamlecie" Żurka. Ostatnio przedstawieniem sztuki Janusza Głowackiego "Fortynbras się upił" kultywuje go Teatr Polski w Bydgoszczy.
Sztuki Bonda, Stopparda, Ionesco próbowały interpretacji dramatów Szekspira w formach współczesnej tragikomedii, w konwencjach teatru absurdu, groteski i okrucieństwa. Świat, kreowany w nich według szekspirowskiego scenariusza, bywał też równocześnie światem widzianym bardziej z pozycji Rosenkrantza i Guildensterna, niż Hamleta, Makbeta, czy Leara. I dodać tu jeszcze trzeba, że - z kolei - Rosenkrantz i Guildenstern w utworze Stopparda bardzo przypominali bohaterów Becketta - pozbawionych możliwości wyboru, egzystujących ze świadomością stałego zagrożenia śmiercią, zniewolonych, upadłych i ciemiężonych funkcjonowaniem reguł wobec indywidualnego bytu nadrzędnych. Powiedzmy też jednak od razu, że nadrzędność tych reguł, realizując się w sferze biologii i fizjologii bohaterów szekspiryzującej dramaturgii Bonda, Stopparda, Ionesco, wyrażała się również w społecznej sferze ich egzystencji przybierając tam wymiar mechanizmów współczesnych totalitarnych systemów. Upadlających jednostkę z tym większą perfidią, że zmuszających ją do świadomego współuczestnictwa w antyhumanitarnej, nierzadko ludobójczej mechanice totalitarnej polityki, do uczestniczenia w grze zasypującej pole działania władzy stosami trupów, przekształcającej stosunki międzyludzkie w spływającą rzeźnię.
Kontynuująca tradycję dramaturgicznej interpretacji Szekspira - tradycję wyrosłą z doświadczeń teatru absurdu - sztuka Janusza Głowackiego, kontynuuje przede wszystkim właśnie ową grę w zabijanego. A ukazując ją w roli regulatora stosunków wewnątrz ogarniętego totalizmem społeczeństwa, w równej mierze rozciąga na stosunki międzypaństwowe. Z "Hamleta" Szekspira dowiadujemy się, że w państwie duńskim coś się rozprzęga, "coś psuć się zaczyna", w utworze Głowackiego Dania to już państwo od dawna pozbawione własnej podmiotowości i całkowicie zwasalizowane, satelitarne wobec norweskiego mocarstwa. Wszystko, co zdarza się w Danii jest w "Fortynbrasie" sterowane z Norwegii. Norwegia ma w Danii swoich agentów, agenturalnej działalności Norwegów Dania zawdzięcza skrytobójczy mord uprzedniego władcy, objęcie tronu przez Klaudiusza itd. itp. Z drugiej atoli strony, wiele z tego, co wydarza się na dworze norweskim, okazuje się w sztuce Głowackiego groteskową kalką wydarzeniowego scenariusza dramatu Szekspira. Hamlet Szekspira udaje obłęd, Fortynbras Głowackiego maskuje się obłędnym pijaństwem, Hamlet spotyka się z duchem ojca, to samo zdarza się Fortynbrasowi, Hamlet ma nieudany, z powodu dworskich intryg zakończony tragicznie, romans z Ofelią, u Głowackiego równie tragicznie, z tożsamych powodów, kończy się związek Fortynbrasa z Dagny Borg. Przykłady analogii można by mnożyć. Spotykamy się z sytuacją, w której stosunki na dworze norweskim, jak w krzywym zwierciadle, odbijają stosunki na dworze duńskim, i odwrotnie.
"Fortynbras się upił" aktualizuje Szekspira, lecz aktualizując bynajmniej nie upraszcza. Jako utwór przeznaczony do grania na scenie, dla teatru, reżysera, aktorów pozostaje utworem interpretacyjnie otwartym. Może najłatwiej wyobrazić go sobie na scenie jako pełną absurdalnego humoru groteskę, czy jako widowisko nasycone licznymi aluzjami do stosunków między Moskwą a satelickimi krajami tak zwanej demokracji ludowej. W Teatrze Polskim w Bydgoszczy, z możliwości tych skorzystano również, lecz z powściągliwym umiarem. Przedstawieniu trzeba by nawet zarzucić, że właśnie wskutek owej nadmiernej już chyba powściągliwości, pewne sceny tracą w nim dialogową dynamikę i błyskotliwość. Reżyserowi spektaklu -Andrzejowi Marii Marczewskiemu - na czym innym jednak zależy. Na eksponowaniu czerni obrazu. W bydgoskim "Fortynbrasie" ośrodek władzy imperium zamiast, jak dawniej bywało, mamić wspaniałościami dworskiego rytuału, barwnością strojów, dostojeństwem architektury - wywołuje wrażenie dokładnie przeciwne. Sprawia wrażenie miejsca błotnego, śliskiego zarówno od krwawych intryg, jak i od pijackich rzygowin. Triumfalne dworskie fanfary zastępuje w nim skowyt dźwięków. To aura współczesnej apokalipsy. Spektakl dowodzi, że właściwie nie ma z czego się śmiać, że sytuacja głównego bohatera utworu jest głęboko tragiczna, l dzieje się tak również za sprawą Romana Gramzińskiego, który w roli Fortynbrasa ukazując, ze znajomością rzeczy, wszelkie zewnętrzne znamiona upadku tytułowej postaci, nie ukazał jej jednak jako figury o całkowicie zdeptanym człowieczeństwie. Stworzył postać pełną psychologicznie i - co najważniejsze - dowodzącą jak nienawiść, strach i cierpienie, stopniowo, w każdych warunkach, mają szansę przekształcać się w zarzewie suwerennego buntu.