Artykuły

One i on, czyli Ritter, Dene, Woss

- Jedni haftują, a drudzy filozofują, żeby uporać się z życiem - stwierdza w pewnym momencie Woss, bohater "Rodzeństwa" Thomasa Bernharda, sztuki, którą na Scenie Kameralnej Starego Teatru w Krakowie wy­stawił Krystian Lupa. I w tym zdaniu zawiera się przestanie sztuki austriackiego pisarza.

Bernhard - poeta, prozaik i dramaturg uwielbiający prowokacje i mówienie nieprzy­jemnej prawdy bez ogródek - akcję dramatu zredukował do minimum. Pacjent szpitala psy­chiatrycznego przyjeżdża do zamożnego ro­dzinnego domu zamieszkanego przez dwie sio­stry, którym fakt posiadania udziałów w teatrze pozwala od czasu do czasu bawić się w ak­torstwo. Jego wizyta ujawnia rozpaczliwą nie­możność nawiązania kontaktu i beznadziejną jałowość pozbawionej celu egzystencji. W przeciwieństwie do sióstr, Woss posiada cel - jest nim tworzony z chorobliwą pasją traktat logiczno-filozoficzny. Choć nikt nie zweryfi­kował jego wartości, sam akt twórczy uwznio­śla autora, wypełnia duchową esencją jego obłąkaną osobowość. Bohater, grany przez Piotra Skibę, to egocentryk ulegający nie­ustannym zmianom nastrojów, który z nie­uświadamianym okrucieństwem burzy domo­wą sielankę. Postać skoncentrowana wyłącznie na sobie, wydaje się nieobliczalna jedynie do czasu, zanim nie odkryjemy zasad jej gry. Zu­pełnym przeciwieństwem jest poczciwa, skrzętna i zapobiegliwa starsza siostra, Dene. Agnieszka Mandat doskonale wciela się w ro­lę nieco nieudolnej i pełnej dobrych chęci kobiety, która receptę na równowagę psychiczną znajduje w codziennej krzątaninie. W rodzin­nym kółku jest też trze­cia postać - zblazowa­na, wiecznie nieszczę­śliwa i chętnie sięgająca po używki, Ritter. Mał­gorzata Hajewska­-Krzysztofik, jako młod­sza siostra nerwowo pa­ląca papierosy i stop­niowo się upijająca, przykuwa uwagę.

Przez trzy akty, podczas których nie na­stępują żadne zadziwia­jące zwroty akcji, boha­terowie, niczym więź­niowie w klatce, krążą po mrocznym, obwieszonym portretami pokoju. Wrażenie klatki po­tęgują także zamykające przód sceny słupy spię­te stalową liną i znajdujący się w suficie ogrom­ny świetlik. Ustawiając na środku czarny, przy­pominający katafalk kredens, reżyser i autor scenografii jeszcze dobitniej przywołał klimat marazmu, śmierci za życia.

W sztuce opartej niemal wyłącznie na sło­wie, prawie wszystko zależy od wykonawców, intensywności wyrażanych przez nich emocji. Krakowskim aktorom w przeważającej mierze udało się sprawić, że bohaterowie, ich życiowe porażki, wątpliwe zwycięstwa i walkowery sta­ją się nam bliskie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji