Artykuły

Poeta, który nie bał się pisać o sobie i relacjach z najbliższymi

Historia jego życia wiąże się także z Krakowem. Do historii przeszło słynne kazanie kardynała Stefana Wyszyńskiego wygłoszone na krakowskiej Skałce w 1976 roku. Duchowny potępił wtedy działalność twórczą wybitnego literata, zestawiając go w jednym rzędzie z Jerzym Grotowskim - autorem teatru eksperymentalnego, wymykającego się konwencjonalnemu pojmowaniu sztuki - piszą Urszula Wolak, Jolanta Ciosek w Dzienniku Polskim.

W swoim "Przygotowaniu do wieczoru autorskiego" pisał: Dopóki nie poczujesz się nieszczęśliwy, nie narodzi się w tobie poezja! Tadeusz Różewicz doskonale znał to uczucie, tworząc tak znakomite tomy poetyckie jak "Formy", gdzie znalazł się słynny "List do ludożerców", czy dramaty takie jak "Kartoteka", "Świadkowie albo nasza mała stabilizacja" i "Pułapka". Kolejnych nie będzie. Jeden z największych polskich literatów XX wieku zmarł w wieku 93 lat. Odszedł człowiek, który stronił od mediów, nie udzielał wywiadów, nie komentował swoich dzieł.

Urodził się w Radomsku w 1921 roku. Od 1968 roku mieszkał we Wrocławiu wraz z najbliższą rodziną. Historia jego życia wiąże się jednak także z Krakowem. Do miasta ściągnął go zaraz po wojnie poeta - Julian Przyboś, zaintrygowany jego talentem literackim. Teksty Różewicza ukazywały się wówczas na łamach "Odrodzenia". Młody pisarz zdał w Krakowie maturę i rozpoczął studia na wydziale historii sztuki UJ. Nawiązał w tym czasie bliską znajomość ze znanym profesorem - Mieczysławem Porębskim. Przyjaźnił się także z malarzem Jerzym Nowosielskim i jego żoną. Kulisy ich relacji mogliśmy poznać z książki "Korespondencja", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. Z listów, które wymieniali między sobą

Różewicz oraz Zofia i Jerzy Nowosielscy, wynika, że przyjaciele dzielili się nie tylko uwagami na temat codziennego życia, ale także tym, co ich trapi. Nowosielski pisał o kłopotach z realizacją projektów sakralnych, a Różewicz nieraz dzielił się z malarzem wątpliwościami odnośnie powstających właśnie utworów poetyckich.

Różewicz znalazł także rozmówcę w pupilu Nowosielskich. Tak pisał do ich jamniczki: "Drogi psie! Jeśli nauczyłaś się, Magda, pisać, to weź pióro do łapki i napisz mi parę słów po piesku". - To wspaniała lektura, zabawna, ale i refleksyjna zarazem - mówi Marcin Baniak z Wydawnictwa Literackiego, który sprawował opiekę nad "Korespondencją". Wspomina, że wydawnictwo proponowało pisarzowi zorganizowanie wieczoru autorskiego, ale się nie zgodził. - Szanowaliśmy jego decyzją. Nie lubił tego typu spotkań. Odmawiał jednak z wielką klasą - wspomina Baniak. Wywiadów też udzielał niezwykle rzadko. Nie lubił bowiem wymuszonych rozmów i zamieszania wokół jego osoby.

Udaną współpracę z pisarzem wspomina też Artur Burszta z wrocławskiego Biura Literackiego, wydającego dzieła Różewicza.: - Pamiętam, jak autor odwiedził nas w redakcji, aby osobiście odebrać książkę "Kup kota w worku (workinprogress)". Zamiast kawy, herbaty czy wody, poprosił o piwo. To była konkretna marka, na dodatek musiało być w butelce i to odpowiednio schłodzonej.

Bardzo mi się to spodobało - przyznaje Burszta. - Wraz z jego śmiercią coś się dla nas wszystkich bezpowrotnie kończy.

Do najbardziej osobistych utworów Różewicza należą te zawarte w tomie "Matka odchodzi". To przejmująca opowieść o umieraniu matki pisarza - Stefanii. Ukazuje łączącą ją z synem relację. Literaturoznawca dr Wojciech Browarny zwraca uwagę, że Różewicz właściwie nie napisał prozy, która nie byłaby chociaż trochę autobiograficzna. - W tekstach rozsiane są sygnatury: ,ja, Tadeusz R., urodzony w 1921 roku w Radomsku "- to fragment życiorysu wpisany w tekst - mówi.

Doświadczenie, które zdobył, podróżując po całym świecie, przyczyniło się do opisu na kartach jego utworów mitycznego Zachodu - świata wyidealizowanego, do którego wzdychali Polacy w dobie PRL-u. Różewicz nie powielił tej perspektywy. Ostatnie lata PRL-u były dla niego trudne. Zdaniem Browarnego był wtedy pisarzem niechcianym, a nawet nielubianym w niektórych środowiskach.

- To, co napisał było zbyt wieloznaczne, kłopotliwe politycznie i obyczajowo "Do piachu", "Białe małżeństwo" nie podobało się ani publicystom partyjnym, ani kombatantom, ani władzom kościelnym - mówi Browarny.

Do historii przeszło słynne kazanie kardynała Stefana Wyszyńskiego wygłoszone na krakowskiej Skałce w 1976 roku. Duchowny potępił wtedy działalność twórczą wybitnego literata, zestawiając go w jednym rzędzie z Jerzym Grotowskim - autorem teatru eksperymentalnego, wymykającego się konwencjonalnemu pojmowaniu sztuki.

Nową drogę w teatrze wytyczał także Różewicz dramaturg. - Kiedy w roku 1957 zacząłem myśleć o "Kartotece", nie myślałem o teatrze, o publiczności, o reżyserach, o aktorach. Koncepcja tej sztuki zrodziła się z bezkompromisowej postawy wobec współczesnego teatru - wyznał Tadeusz Różewicz.

Był już wtedy dojrzałym poetą i pokazał się jako zaskakująco dojrzały dramaturg. Dramaturg o bardzo wyrazistym obliczu należący do pokolenia "porażonego wojną". Tak mówił o sobie.

Pisał językiem prostym, unikał metafor, zbędnych słów i zdarzeń. Liryczny bohater Różewicza z powikłaną biografią wszedł także do jego teatru. "Kartoteką" chciał zburzyć stare teatralne kanony. Wprowadził do polskiego dramatu nowy typ bohatera, często bez wyraźnie określonej tożsamości, biernego, nieuporządkowanego wewnętrznie, zbliżonego trochę do postaci średniowiecznych moralitetów przez to, że jest każdym, a zarazem nikim konkretnym. Dążył do tego, by dotrzeć do najbardziej intymnych i najważniejszych pokładów psychiki indywidualnej i zbiorowej.

Jego dramaty grane były w teatrach całej Polski, z kreacjami znakomitych aktorów. W Krakowie wystawił nie tylko "Kartotekę", ale także "Spaghetti i miecz" z Anną Dymną, "Na czworakach" [na zdjęciu] w reżyserii Jerzego Jarockiego i "Starą kobietę..." z Anną Polony. - Miałem okazję rozmawiać z Tadeuszem Różewiczem wielokrotnie, także podczas realizacji "Pułapki" w Krakowie, w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Rozmowa z nim była niesamowitym przeżyciem, intelektualną przygodą, a praca nad jego dramatami była spotkaniem z tajemnicą jego teatru. Był przemiłym, zwyczajnym, a przecież wielkim człowiekiem - mówi Krzysztof Babicki, reżyser.

Człowiekiem, który z zasady nie chodził na premiery. Specjalnie dla niego organizowano więc próby generalne lub wznowieniowe. - W "Białym małżeństwie" jest taka scena między Bianką a Paulina, w której Bianka opowiada, jak to odwiedził ją w nocy św. Mikołaj, odkrył kołdrę, a ona znieruchomiała z przerażenia. A że scena ta brzmi dwuznacznie, to przyjaciel Różewicza, Jerzy Nowosielski, potwornie obraził się na pisarza. Dlaczego? Dlatego że uznał, iż Mikołaj, bardzo ważny święty w prawosławiu, którego Nowosielski był wy znawcą, został obrażony. Panowie przez kilka lat nie rozmawiali ze sobą - opowiada Andrzej Witkowski, krakowski scenograf.

Bliskie kontakty utrzymywał także ze swoim osobistym fotografem Adamem Hawałejem, który miał zaszczyt portretować pisarza przez 26 lat. Zauważa on, że Różewicz miał ponadprzeciętną umiejętność wyłaniania interesujących szczegółów z otoczenia. - Których ja na przykład nie widziałem. Zawsze mówiłem:, Panie Tadeuszu, gdyby nie był pan pisarzem, byłby pan świetnym fotoreporterem ". Kiedy razem spacerowaliśmy, w ułamku sekundy zwracał uwagę na szczególny błysk światła. Robiłem zdjęcie i kiedy patrzyłem na efekt, widziałem - to był strzał w dziesiątkę.

Tadeusz Różewicz miał na swoim koncie m.in. prestiżową Nagrodę Literacką im. Władysława Reymonta za całokształt twórczości oraz Nike za tom "Matka odchodzi". W dorobku brakowało mu tylko Nobla. Literat był często wymieniany jako kandydat do tej najważniejszej pisarskiej nagrody na świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji