Artykuły

Dramaturg, który przekroczył swój czas

To przygnębiające, że twórczość najważniejszego obok Mrożka i Gombrowicza polskiego dramaturga II połowy XX w. zeszła na daleki plan. A przecież Różewicz pod wieloma względami w teatrze wyprzedził swój czas - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Dramaty Różewicza stały się punktem odniesienia dla nowego pokolenia dramatopisarzy, które debiutowało na początku XXI w. Zbyt pochopnie został wrzucony do szufladki z napisem "teatr absurdu" razem z Beckettem czy Ionesco.

Na mojej półce stoją dwa tomy jego dramatów w edycji Wydawnictwa Literackiego. Niebieska obwoluta wyblakła od słońca. Nie pamiętam, kiedy je ostatnio otwierałem. Czy to było przy okazji premiery "Na czworakach" w reż. Kazimierza Kutza w Narodowym w 2001 r.? Czy raczej dwa lata później, kiedy lubelska Kompania Teatr / Provisorium wystawiła "Do piachu"? [na zdjęciu] W każdym razie okazji do ponownej lektury tekstów dramatycznych Różewicza w ostatnich latach nie było zbyt wiele.

Wyprzedził swój czas

To przygnębiające, że twórczość najważniejszego obok Mrożka i Gombrowicza polskiego dramaturga II połowy XX w. zeszła na daleki plan. A przecież Różewicz pod wieloma względami w teatrze wyprzedził swój czas.

Jego koncepcja nielinearnej, pozbawionej akcji sztuki zrealizowana w debiutanckiej "Kartotece" z 1959 r. - prowokacyjnej i wywrotowej - pojawiła się na długo, zanim niemiecki teatrolog Hans Thies Lehmann sformułował podstawy teatru postdramatycznego, w którym tradycyjna fabuła ustępuje miejsca fragmentaryczności, a tekst jest jednym z wielu środków budowania dramaturgii, obok ruchu, muzyki, obrazu.

To Różewicz wprowadził do teatru modne dzisiaj pojęcie kulturowego recyklingu - czyli powtórnego użycia motywów literackich, słów, postaci. W 1997 r. podczas serii prób we wrocławskim Teatrze Polskim zrecyklingował własną "Kartotekę", tworząc nową, "rozrzuconą wersję". Weszły do niej nowe sceny, inspirowane doświadczeniem transformacji i dzikiego kapitalizmu lat 90., a nawet ówczesne ogłoszenia prasowe.

Był też zapewne pierwszym w Polsce dramatopisarzem "genderowym" - jego sztuka "Białe małżeństwo" czytana dzisiaj zaskakuje odwagą w analizowaniu kobiecej seksualności i kulturowych ról, przypisanym kobietom ze względu na płeć. Gdyby ją dzisiaj wystawić, wywołałaby szaleńczy sprzeciw kościelnej prawicy.

Prowokuje obrazem antyheroizmu

Co się stało, że ten awangardowy twórca wyznaczający nowe szlaki w teatrze na początku nowego stulecia znalazł się w ariergardzie? Być może zbyt pochopnie został wrzucony do szufladki z napisem "teatr absurdu" razem z innymi dramatopisarzami lat 50. i 60.: Beckettem, Ionesco, Arrabalem, Pinterem. Owszem, dzielił z nimi doświadczenie wojny i zagłady kultury, ale jego odpowiedź była przecież inna.

Zamiast pisać o absurdzie egzystencji, w której kobiety "rodzą okrakiem na grobie", badał nowe zagrożenia, które przynosiła cywilizacja. "Stara kobieta wysiaduje" (1968) była apokaliptyczną wizją katastrofy cywilizacyjnej, rozgrywającej się na śmietniku, "Przyrost naturalny" (1968) dotykał problemu eksplozji demograficznej, dramat "Świadkowie albo nasza mała stabilizacja" (1962) pokazywał kryzys ideałów wypieranych kilkanaście lat po wojnie przez konsumpcjonizm.

Zachowywał przy tym ironiczny dystans i operował zjadliwym, czarnym humorem: jak w jednoaktówce "Rajski ogródek", w której rodzice z zimną krwią mordują starą kobietę, która przypadkiem zabłąkała się na teren ich prywatnego raju i wystraszyła córeczkę. I był w tym profetyczny: takim rajskim ogródkiem jest dzisiaj każde strzeżone osiedle.

Działaniu czasu oparła się całkowicie sztuka "Do piachu", dramat osnuty wokół wojennych przeżyć pisarza, który podczas wojny walczył w oddziale partyzanckim w lasach kieleckich. Ten tekst, ukończony w 1972 r., to prawdziwa bomba: do dzisiaj świetnie opisuje rozłam w polskim społeczeństwie na panów i chamów - wykształcone elity, które w sztuce reprezentują oficerowie, i klasę ludową, zmarginalizowaną i pogardzaną. Jej symbolem w sztuce jest Waluś, nierozgarnięty wiejski chłopak, który za rabunek i gwałt zostaje skazany na śmierć i rozstrzelany przez kolegów z oddziału. Tuż przed egzekucją nie może się powstrzymać i robi w portki.

"Do piachu" prowokuje obrazem antyheroizmu. Różewicz zamiast bohaterskiej walki z okupantem pokazał leśną wegetację partyzantów: smród, wszy, prymitywny język. Dlatego zresztą tekst wywoływał przy każdej premierze protesty środowisk kombatanckich. Tak było, kiedy w 1979 r. wystawił go w Teatrze na Woli Tadeusz Łomnicki, tak było w 1990 r., kiedy sztukę zrealizował w Teatrze TV Kazimierz Kutz i kiedy w 2003 r. wznowiła go lubelska Kompania Teatr/Provisorium. Jestem pewien, że dzisiaj wywołałby nie mniejsze emocje.

Dla niego traumą była wojna. Dla nowego pokolenia jest nią brak perspektyw

Dramaty Różewicza stały się punktem odniesienia dla nowego pokolenia dramatopisarzy, które debiutowało na początku XXI w. Nowi autorzy przejęli od poety postawę czujnego obserwatora rzeczywistości w jej najdrobniejszych przejawach.

Podobnie jak autor "Starej kobiety wysiaduje" uważają oni, że świat niekoniecznie zmierza we właściwą stronę, podzielają jego nieufność do martyrologii, ideologicznego zadęcia i kłamstwa. I podobnie jak Różewicz są wrażliwi na konkret i realistyczny szczegół.

Wprost do twórczości Różewicza nawiązał Michał Walczak - jego sztuka "Podróż do wnętrza pokoju" była "Kartoteką" pokolenia kapitalizmu, które nie przeżyło wojny, biedy i komunizmu, a jednak czuje się równie wyobcowane jak generacja Różewicza w latach 60. - czasach małej stabilizacji, kiedy Polacy po raz pierwszy zasmakowali konsumpcji. Bohater Walczaka, trzydziestoletni student Skóra, podobnie jak bohater Różewicza odmawia uczestnictwa w chaosie świata i manifestacyjnie kładzie się do łóżka. Różnica polega na tym, że kartoteka Skóry jest jeszcze czysta: jego generacja cierpi na brak autentycznych doświadczeń, których pokolenie Różewicza miało w nadmiarze.

Bezpośrednie odwołanie do Różewicza pojawia się także u Pawła Demirskiego w sztuce "From Poland with Love" o problemie emigracji zarobkowej. Jeden z bohaterów cytuje wiersz Różewicza "Ocalony", manifest pokolenia ocalałych z II wojny światowej: "Mam dwadzieścia cztery lata / ocalałem / prowadzony na rzeź". Dla pokolenia Różewicza traumą była wojna. Dla nowego pokolenia jest nią brak perspektyw, dewaluacja wartości wywołana podziałami ekonomicznymi i bezrobociem. Może więc nie wszystko stracone? Może Różewicz jeszcze wróci do teatru?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji