Artykuły

Konrad, który wymknął się po angielsku

"Geniusz w golfie" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Ciąg dalszy sezonu Swinarskiego w Krakowie. Skandalu tym razem nie będzie, jest za to oryginalny i błyskotliwy spektakl o pułapce tęsknoty za przeszłością.

W foyer Starego Teatru Konradów Swinarskich jest dwóch. Swinarski z portretu patrzy na rzeźbę Swinarskiego. W "Geniuszu w golfie" Weroniki Szczawińskiej Konradów też jest co najmniej dwóch. Pierwszy to Swinarski historyczny, niedostępny jak przestrzeń sceny, której nie zobaczymy w trakcie tego spektaklu - granego wszędzie, tylko nie na niej. Drugi to Konrad, echo z Mickiewicza, postać z mitu - narodowego i teatralnego.

Strzępy anegdot z historii teatru

Przed posągiem mistrza staje dziwny aktorski chór, złożony z ekscentrycznych solistów. Chór jak modlitewną inkantację powtarza refren: "Konradzie! Nastrój mnie, nastrój!". Ale głosy nie chcą zabrzmieć harmonijnie. Spektakl Szczawińskiej jest organicznie zrośnięty z przestrzenią teatru, a zarazem ustawiony względem niej ironicznie.

Mijając nobliwe wyposażenie Starego, wchodzimy w sytuację osobliwego balu, na którym ewidentnie coś miało się wydarzyć, ale się wydarzyć nie może. Mimo lekkości ruchów tańczących aktorów, prób zaklinania czasu i wspomnień, które zdają się wypełniać jaskrawokolorowe kostiumy o przepastnych - choć pustych - kieszeniach. Aktorzy przemierzają przestrzenie wokół foyer, czasem znikając z pola widzenia. W tekście wracają strzępy anegdot i wydarzeń z historii teatru - nie tylko Starego - jak premiera "Dziadów" Dejmka, wstęp do wydarzeń Marca '68. Muzyka Krzysztofa Kaliskiego, multiinstrumentalisty również występującego w spektaklu, tworzy gęstą, intensywną atmosferę.

Konrad jednak "dawno zniknął, zmył się i uciekł, przepadł, wyprosił się i wyszedł w golfie po angielsku". Nie dlatego, że zginął w katastrofie lotniczej w 1975 r. - raczej dlatego, że mało kto rozpoznaje się w swoim pomniku.

Szczawińska pamięci nie szarga

Tytuł "Geniusza w golfie" odwołuje się do emblematycznego ubioru obrosłego w legendę artysty. Szczawińska rozpoczęła pracę w Starym Teatrze po głośnej aferze. Część zespołu aktorskiego zarzucała dyrektorowi Janowi Klacie i angażowanym przez niego twórcom szarganie pamięci Konrada Swinarskiego. Szczawińska pamięci nie szarga - a pokazuje, jak banalne i zamazane stają się po latach kontury pomników, jak niewyraźne są echa przeszłości.

O Swinarskim i jego mitologii opowiada reżyserka będąca osobnym i ważnym zjawiskiem na mapie polskiego teatru. Jej twórczość jest poetycko abstrakcyjna i dowcipnie błyskotliwa, lapidarna - i oparta na muzycznej strukturze, powracających krótkich frazach, rytmie choreograficznych układów. Autorką tekstu jest Agnieszka Jakimiak, stała współpracowniczka Szczawińskiej. W ich "Jak być kochaną" wystawionym w Koszalinie fabuła utworu Kazimierza Brandysa i filmu Hasa stała się pretekstem do mówienia o naszym uwikłaniu w opowieści z przeszłości; angażujemy się w niedoświadczoną historię, jak ukrywany przez bohaterkę przez całą wojnę mężczyzna, który potem po knajpach opowiadał o heroicznych czynach.

Z kolei w "Lidii Zamkow. 2 lub 3 rzeczach, które o niej wiem" powstałej w teatrze Komuna Warszawa Jakimiak i Szczawińska zajęły się postacią wziętej reżyserki z czasów PRL-u, dziś praktycznie zapomnianej. Choć Zamkow tworzyła teatr zaangażowany i była jedną z nielicznych kobiet w zawodzie, spektakl przestrzegał przed robieniem z niej feministycznej ikony. Mówił o tym, jak ograniczony mamy dostęp do przeszłości i jak różne znaczenia mogą mieć czytane przez nas pozostałości - zdjęcia, recenzje, wywiady. "Geniusz w golfie" rozwija właśnie ten wątek - sceptycyzmu wobec patronów i ich politycznego wykorzystywania dzisiaj.

Wolałbym nie

"Podobno była tam Historia i podobno była dla wszystkich wspólna; podobno była tam Wspólnota i była dla wszystkich wspólna". W scenicznym eseju Szczawińskiej powraca nieufność do zbyt gładkich i spójnych opowieści. Snując je, łatwo zapomnieć o kontrowersjach, które nadawały sens pracy Swinarskiego, zanim stał się legendą.

Wracają też echa legendarnych relacji Swinarskiego z aktorami, jego talentu do rozgrywania relacji wewnątrz zespołu. W jednej z sekwencji Beata Paluch powtarza w nieskończoność jedno zdanie, zmieniając całkowicie intonację, intencję i jego znaczenie - jak na próbie. Zdanie poprzedzają instrukcje, jakby uwagi reżyserskie, a może recenzenckie szlagworty: "Z subtelnością i liryzmem", "Jako pociągająca pani". Powtarzane zdanie brzmi: "Wolałabym nie", i pochodzi z opowiadania "Kopista Bartleby" Hermana Melville'a, które wiele razy było pretekstem do filozoficznych rozważań o buncie.

"Wolałabym nie" - to tutaj nie tyle gwałtowny sprzeciw, ile raczej warunkowa odmowa. Teatr nie może uciec od relacji władzy między reżyserem i aktorem, wielki artysta nie uniknie obrócenia się w pomnik. Ale w teatrze Szczawińskiej jest wiara w to, że praca intelektu i wyobraźni może uświadomić nam te procesy i w ten sposób zabezpieczyć nas przed nimi.

Samotna śmierć artysty

Dlatego też w finale czeka nas historia alternatywna. Swinarski nie zginął, wyemigrował. Przesyła pocztówki z Berlina - poznaje Fassbindera, koresponduje z Godardem, robi filmy. I uwalnia się od przymusu bycia kolejnym Konradem Polaków. W każdej z kartek pocztowych wraca zdanie z Kantora: "Nigdy już tu nie powrócę". Fantazja o wolności od kontekstu i historii.

Wreszcie obraz jak z prozy Michela Houellebecqa - samotna śmierć artysty w odciętej od świata posiadłości, otoczonego ekranami wyświetlającymi najważniejsze dzieła ostatnich lat: spektakle Grotowskiego i Piny Bausch, filmy Godarda. Ci, którzy znajdują jego zwłoki, żadnego z tych obrazów nie rozpoznają. Kultura, która potrzebuje wyobrażonych totemów, niekoniecznie chce dyskutować z dziełami.

Oglądanie "Geniusza w golfie" jest jak lektura dobrego eseju. Wnikliwość idzie tu w parze z lekkością stylu i wyrafinowaniem formy. Fakty ironicznie mieszają się z fantazją i anegdotą, tryb przypuszczający pozostawia wolność myślenia. Ktoś nazwał ten spektakl "antybiografią" - może dlatego, że więcej niż o bohaterze mówi o tych, którzy go potrzebują.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji