O sztuce Kuśmierka (Nie-recenzja)
Jaki jest Kuśmierek? Pełen pasji. Określenie enigmatyczne, lecz wygodne. Wiem z praktyki. Gdy trzeba było w sprawozdawczej kolubrynie napisać w jednym zdaniu o dramaturgii Kuśmierka, to "pasja" się przydała. Określenie skrótowe, a przecież pojemne. Za "pełnią pasji" czają się jakieś drapieżności, wrzenia, zwichrzony włos, coś niepokojącego, wzniosłego.
Wygodne formuły obiegowe mało jednak zwykle pomagają. Używa się ich na odczepne. Czytałem kilka dni temu sztukę bardzo młodego debiutanta. Tam była pasja! Kuśmierek przy nim to strzyżony baranek z wielkanocną kokardą. Utwór nie wyjdzie na szczęście ze stanu nieporządnego rękopisu. Brak mu prymitywnej nawet odpowiedzialności za słowo, za hałaśliwą fasadą kryje się absolutna pustka. W kilku słowach o "Roku 1944" będę uważał, by nie używać słowa pasja.
"Rok 1944" zaczyna się od ciemności, strzelaniny, krzyków po niemiecku. Pamiętamy z autopsji takie sceny? Od razu powiedzmy, że wszystko, co się dzieje w sztuce, poza niejasnościami chronologii, jest prawdopodobne, możliwe, sprawdzalne we wspomnieniach sprzed 10 lat.
Od pisarza wymagamy znajomości życia. Znajomości zjawisk przedstawianych i ludzi. Znajomości realiów, drobnych nawet realiów. Gdy oglądamy szkice Picassa z kolejnych stadiów pracy nad tym samym tematem, to widzimy, jak od dokładnego zapisu, wiernego anatomii i prawdziwego w życiu, mistrz przechodzi do rzuconej kilku kreskami syntezy, do prawdziwego w sztuce.
Józef Kuśmierek zna życiowy, realny materiał tematu, który wprowadził na scenę. Zna - to mało. Czuje język swoich ludzi, wie co myśleli, jakie codzienne i niecodzienne trudności wyrastały przed nimi w tamte dni. Wszystko to potrzebne, konieczne; to świadczy za autorem. Nie można politycznej sztuki o roku 1944 pisać bez rzetelnej znajomości ówczesnych stosunków. Jeżeli jest na scenie żołnierz, to autor musi wiedzieć i o tym, czy miał on zawsze buty na nogach, i o tym, ile kul mieści się w magazynku parabellum "regulaminowo", a ile naprawdę. Dzieło sztuki wymaga całkiem innej konkretyzacji, niż publicystyka. Nie wystarczy wiedzieć, jaką rolę odegrała AK w pierwszych dniach lubelskich; trzeba wiedzieć i to, co myślał i jak mówił żołnierz z AK, człowiek - a nie abstrakcja ideowa. Taki chociażby syn folwarcznego wyrobnika, któremu zawiłości polityczne stosunku USA do wojny antyfaszystowskiej tłumaczono formułą: taki mają rozkaz od masonów. Ale my i masonów wykończymy.
Potrzebny jest sztuce Kuśmierka i stale działający telefon, potrzebna jest taka migawkowa scenka, jak ta, w której Waldek mówi dając Oli kromkę chleba: "trochę z plewami, piekarz już siedzi". Potrzebna jest duża wiedza o tamtym czasie, by postawić na deski sceny i pokazać w działaniu postać Bogdana, młodego partyzanta z AL, po wyzwoleniu komendanta powiatowego MO. Życiowy materiał powołany przez autora jest materiałem dobrej próby. I wtedy, gdy Kuśmierek mówi o trudnych konfliktach praktyki politycznej Bogdana z wytycznymi Partii - i wtedy, gdy dowiadujemy się o kradzieży wagonów spirytusu - autor stoi na mocnym gruncie dokumentacji, politycznej i obyczajowej.
Jeżeli często i sprawiedliwie zarzuca krytyka pisarzom brak znajomości życia, stanowiącego tematyczne tworzywo utworu, to zarzutu takiego nie można w żadnym wypadku postawić autorowi "Roku 1944".
Prawda życiowego materiału nie jest jednak tym samym, co prawda dzieła sztuki. Granica trudna nieraz do przeprowadzenia, przez naturalizm zacierana.
Nie zaciekajmy się w wywodach teoretycznych. Przykładowo słowo o patosie; o prawdziwym patosie, w jaki obfitował okres narodzin naszego ustroju. Sztukę Kuśmierka kończy śmierć Oli, śmierć mądrego, bohaterskiego partyjnika zamordowanego przez reakcję. Ola pada właśnie wtedy, gdy rusza zimowa ofensywa, umiera słysząc komunikat o wyzwoleniu Warszawy. Sytuacja życiowo możliwa, na ściągnięcie i skrót nie tylko mógł, ale i powinien sobie autor pozwolić. Sytuacja ma pozory "teatralności", to takie mocne zamknięcie. A jednak, jak mi się zdaje, rozmijamy się tu z mądrą i trudną sztuką organizowania sytuacji dramatycznych. Scena ta musi wzruszać, gdy potraktujemy ją jako przypomnienie prawdziwych zdarzeń, razi, gdy reagujemy bezpośrednio na to, co się dzieje na scenie. Dlaczego spokojnej i mądrej Oli kazał autor umierać tak pompatycznie? Nagromadzenie efektów, sensacyjność tej sytuacji, gotowy komentarz historyczny przez głośnik - czy to nie efekciarstwo?
Kuśmierek może odpowiedzieć, że tak właśnie bywało, że ludzie ginęli nagle, że heroizm i patos wyskakiwał z najbardziej zwyczajnych sytuacji, że wreszcie widzowie potrafią reagować bardzo żywo na tę właśnie scenę. Gdy byłem na spektaklu, akurat nie reagowali. Mniejsza z tym, reakcje widza bywają często odruchami histerycznymi, tym bardziej, gdy kształci się tego widza iluzjonizmem, każe mu się zapominać o braku czwartej ściany, a na scenie mordują człowieka. Idzie mi o to, że w dobrej sztuce przeżycie widza poprzez dosłowność teatralnej sytuacji (a nie iluzjonistycznie "prawdziwej") odwołuje się do życiowego doświadczenia, pamięci, osądu ideowego, sumienia tego widza. Gorzej, gdy doświadczenie życiowe widza musi ratować nieumotywowany, nieprzygotowany na scenie fragment dramatu.
Dramat Kuśmierka jest źle skonstruowany, lekkomyślnie wymija trudności wynikające ze specyfiki tego rodzaju literackiego. Strzelanina w epilogu jest tylko efektem. Pierwsza scena Bogdana i Oli jest jakimś kawałkiem ekspozycji nie powiązanej z resztą dramatu. Śpiew Międzynarodówki, chociaż bardzo dyskretnie potraktowany przez aktorkę na scenie, jest znowu wielkim nieporozumieniem. Znowu zagadnienie: życie a realizm na scenie. W życiu taka scena byłaby szczerym, pięknym przeżyciem - ze sceny słuchamy jej z zażenowaniem. Wielkie słowa, wielkie wzruszenia trzeba przygotować, dać sytuację, w której nie zamienią się one w sztukaterię, lecz zabrzmią pełnym głosem.
Sztuka Kuśmierka jest sztuką o Bogdanie. Najważniejsze prawdy ideowe utworu i konflikt dramatyczny koncentrują się wokół młodego bohatera, wynikają z jego działania. Najlepsze, żywe sceny, to Bogdan, jeszcze raz Bogdan. Dlaczego autor nie pisał sztuki wprost o nim, dlaczego konsekwentnie nie podporządkował mu całej akcji? Ilustracyjne obrazki wtargnęły do sztuki - kronikarstwo zamiast zamkniętego obrazu dramatycznego. Świetne epizody z Jeleniem i Chmurą nie zostały wmontowane w całość. Po co jest postać żony Bogdana jeżeli nie jest autorowi na nic potrzebna, jeżeli nic z jej roli nie wynika? Albo sprawa lekarza, porządnego człowieka, szantażowanego przez swych byłych dowódców z AK. Coś to mówi, charakteryzuje, owszem, to poważna sprawa wówczas, moralna i polityczna, ale jak ją autor wyzyskał dla dramatu? Pokazał, że i takie rzeczy były. Nie rejestratorstwem natomiast są dziesiątki spraw, które przez telefon i drzwi walą się na Bogdana-komendanta. Z epizodów, ze strzępów rozmów, poleceń, decyzji składa się obraz gorączkowej, ofiarnej pracy, składa się obraz porywającej postaci, typowej dla czasu, a bardzo jednocześnie indywidualnej. Tu widzimy, jak konkrety, jak codzienność przetapia się na szlachetny kruszec, a nie traci przecież swej konkretności. Dokument, wiedza o życiu posłużyła za budulec dla celu nadrzędnego, dla stworzenia prawdziwej postaci bohatera w prawdziwej sytuacji dramatycznej. Z prawdy scenicznej wyrosła ważna dla autora i widza prawda ideowa, ma siłę oddziaływania, nie publicystyczną, ale taką, jaka właściwa jest dziełu sztuki. Z epizodów ilustrujących przypominamy sobie, że tak było - i tyle. Z konfliktu Bogdana, z konfliktu codziennej, jakże trudnej praktyki ze słuszną teorią wynika prawda o roku 1944, wynika bardzo wiele dla naszych dzisiejszych rozterek, zwątpień i trudności. Zmusza do rozwagi, w żywy, emocjonalny sposób stawia ważne problemy, zmusza do spojrzenia przez wydarzenia sprzed 10 lat na dzień dzisiejszy.
Kuśmierek napisał źle skonstruowany dramat. A nie jest złym dramaturgiem. Nie dlatego, że to debiut sceniczny i że następne sztuki będą lepiej zbudowane. Dlatego po prostu, że w "Roku 1944" są rzeczy świadczące o możliwościach i talencie dramaturgicznym autora. Przykład dużego formatu: postać Bogdana; nie zaczyna, nie kończy, nie wypełnia on dramatu, w zakończeniu autor go najzwyczajniej zgubił, tam gdzie jest, gdzie akcja nie rozprasza się na efekty i ilustratorstwo - tam jest naprawdę dobrze. Przyznajmy: o ileż lepiej, niż u tylu renomowanych dostawców współczesnego, niby to "politycznego" repertuaru. Przykład mniejszy, a znamienny: epizod, w którym Bogdan pije z Waldkiem wódkę, a bezpośrednio po jego wyjściu dzwoni do wydziału oświaty, by się chłopcem zajęli, bo się rozpija, trzeba się nim zająć. To przecież doskonałe! I prawdziwe, i mądre, i w tej miniaturce jakie sytuacyjne spięcie! I pomyśleć, że w tym samym utworze mamy niemożliwie nic nie mówiące scenki z górą oficerską AK.
Nie - recenzyjne refleksje doprowadźmy do konkluzji: "Rok 1944" to naprawdę interesujący, naprawdę polityczny dramat, pisany z prawdziwą wiedzą o życiu i z wyraźnymi śladami przyszłej wiedzy o sztuce dramaturgicznej. Której to sztuki ułatwione recepty oby nie wiodły kolegi Kuśmierka na pokuszenie. O ile mi prywatnie wiadomo, nie ma wielkiego zaufania do recept w ogóle. Tym optymistycznym akcentem kończę.